piątek, 23 stycznia 2015

Bez tytułu: Rozdział 40

No to lecimy z kolejnym rozdziałem.... Mam dużo weny coś ostatnio do pisania :P

Rozdział 40

Część 1: Zuzanna

O dwunastej byłam w barze razem z Reb. Przyjaciółka nie wyglądała najlepiej . Spokojnie można powiedzieć że wyglądała jakby miała zaraz się rozpaść. Bardzo się o nią martwię. Znam Rebekę od pieluch i wiem, że jeśli tak wygląda i tak się zachowuję to nie jest z nią dobrze. Nie ruszyła porcji frytek, coli napiła się może z dwa łyki. Miałam przeczucie, że Reb będzie smutna, gdy nie będzie się spotykać z Devinem, ale nie wiedziałam, że wygląda tak poważnie. Przyjaciółka miała podpuchnięte oczy, jakby nie spała kilka nocy i smutny wyraz twarzy. Gdy tak na nią patrzyłam, miałam ochotę roztrzaskać głowę tego idioty. Reb jest osobą bardzo wrażliwą i szybko się przywiązującą. Jeśli kogoś pozna, z kim znajdzie wspólny język- co wcale nie jest takie łatwe- szybko się do tej osoby przywiązuję. Takim przypadkiem był Devin. Znali się jeden dzień, ale większość tego dnia spędzili razem. Pewnie ciągle rozmawiali. Sytuację pogarsza fakt, że Devin jest przystojny. Dość przystojny. Eh, pewnie biedaczka pocierpi jeszcze tydzień i jej przejdzie.Najgorsze było jednak, że będę widziała ten ból i nie będę mogła poradzić.
-Reb…co Ci jest?- zapytałam biorąc przyjaciółkę za rękę. Uśmiechnęła się blado.
-Nic. Czuję się świetnie- odpowiedziała z sztucznym entuzjazmem. Mnie na pewno nie nabierze.
-Tak, jasne, a wyglądasz jakby właśnie zarzynali Twojego psa- Rebecca nie miała psa, ale takie teksty, jak ten ją rozśmieszały. Tak było tym razem. Twarz jej pojaśniała, a mina nie była już taka smutna. Tylko w oczach było widać ból.
-Wiem, że pewnie wyjdę na idiotkę, ale polubiłam go. Wiesz, fajnie się z nim rozmawiało. Nie patrzył na mnie, jak na ładną dziewczynę, z którą można się zabawić, a potem zostawić. Myślałam, że nie jest z tych chłopaków którzy myśleli ,,Bo mogę mieć każdą''... - powiedziała Reb.
-A tylko by spróbował. Ja już bym mu pokazała, jak można się zabawić- weszłam jej w słowo. Tym razem wybuchła gromkim śmiechem, i połowa baru odwróciła się naszą stronę.
-Patrzył na mnie, jak na przyjaciółkę- mówiła ze śmiechem; najwyraźniej naszedł ją dobry nastrój, niech tak pozostanie - ale powiem Ci w sekrecie - tu zrobiła rozmarzoną minę i zniżyła głos do szeptu - że fanie było siedzieć, tak w jego ramionach. - Poparzyłam na nią przez dłuższą chwilę, a potem to ja wybuchłam gromkim śmiechem. Rebecca speszyła się lekko ale zaraz do mnie dołączyła. Nie przestając się śmiać wyszłyśmy na dwór i usiadłyśmy na ławce. Zwijałam się ze śmiechu, a Reb śmiała się na całego. W pewnym momencie podszedł do nas jakiś chłopak.
-Naćpałyście się czymś, czy co?. Rżycie jak jakieś konie - Śmiech ustał na chwile. Popatrzyłyśmy na niego, potem na siebie i jeszcze raz wybuchłyśmy śmiechem. Nieznajomy wzruszył ramionami i poszedł dalej. Reb trzymała się za brzuch, a mi łzy leciały ciurkiem.
-Reb…musimy…przestać…bo - mówiłam w przerwach śmiechu - ja…już nie…mogę! - Rebecca westchnęła kilka razy, pośmiała się, ale już ciszej,w końcu wzięła głęboki oddech i powiedziała uśmiechając się szeroko;
-Takie chwile są warte zapamiętania. Musimy to jeszcze powtórzyć. - moja przyjaciółka w sekundę potrafi się opanować. Kiedy i mnie to się udało.
-Masz rację. Trzeba mieć więcej takich sytuacji. - zgodziłam się z nią.
-No dobrze, chodźmy do Ciebie. Potem pójdziemy po moje rzeczy i na próbę generalną.- Zrobiłyśmy tak, jak powiedziała. Poszłyśmy do mnie, spakowałam torbę, zjadłyśmy jakieś przekąski i opowiedziałyśmy całą historię mamie. Oczywiście, pomijając zbyteczne wątki. Gdy my z Reb znów wybuchłyśmy śmiechem, mama zastanawiała się co jest śmiesznego w całej sytuacji, a potem zaczęła się śmiać, ale z nas. Zawsze tak jest; tylko my z Rebeką znajdujemy w jakieś sytuacji coś śmiesznego. Zaczynamy się śmiać, a ludzie patrzą na nas jak na idiotki, ale po chwili sami się śmieją. Wielu mówi,że jesteśmy dziecinne, albo walnięte. My zaś uważamy, że potrafimy się świetnie bawić. Mamy gdzieś zdanie innych, chociaż czasami takie uwagi ranią, nie pokazujemy tego po sobie. Wreszcie się uspokoiłyśmy i udałyśmy się do Rebecci. Gdy szłyśmy obok parku, przypomniał mi się mój sen. Teraz, gdy obrazki przelatywały mi w głowie, wszystko wydawało się takie rzeczywiste. Zatrzymałam się na chwilę i usłyszałam dźwięk łamanego patyka. Odwróciłam się i zobaczyłam dwa zielone światełka w krzakach…coś, jakby oczy zwierzęcia. Rebecca szła kilka metrów przede mną. Chyba zauważyła, że nie idę za nią, bo odwróciła się, mówiąc;
-Pośpiesz się. Mamy niedługo próbę.- spojrzałam na nią i jeszcze raz na krzaki, ale nic już tam nie było.
-Już idę - odkrzyknęłam. Czekała na mnie, więc przyśpieszyłam kroku. Do jej domu doszłyśmy w milczeniu. Potem, gdy Reb poszła się  pakować, ja siedziałam z jej mamą w salonie i opowiedziałam jej dzisiejszą, śmieszną historie. Powrócił mi dobry humor. Rebecca zeszła na dół, pożegnałyśmy się z jej mamą i poszłyśmy na próbę. Obydwie miałyśmy szerokie uśmiechy na twarzy. Jak tylko weszłyśmy podszedł do nas Kujawa - obydwie miałyśmy przeczucie, że podkochuję się w drugiej i zarazem każda z nas myślała, że to bzdura- jak tylko spojrzał na Reb, oczy mu pojaśniały i cały poweselał.
-Cześć- przywiał się, właściwie można powiedzieć, że to wyśpiewał.
-Cześć- odpowiedziałyśmy zgodnie z uśmiechem i radością w głosie...
-Widzę, że humorek Wam dopisuję- szliśmy właśnie na salę gimnastyczną. Tam miała odbyć się próba i występ. Zbieraliśmy datki na remont szkoły. Sala sama w sobie była mała; farba odpadała. Na ścianach były rysunki graffiti, ławki były połamane, podłoga też nie była idealna. Wszystko było stare, a nikt nie remontował szkoły od jakiś dwudziestu lat. Cały spektakl- tak nazywał go nauczyciel historii, Pan Kuźba; przyjaciel pani Wespick- składał się z dwóch układów tanecznych oraz z krótkiego przedstawienia. Przedstawienie opowiadało o dziejach szkoły. Moim zdaniem jeden układ nie był tu w ogóle potrzebny. Występuje w nim ja wraz z Kujawą. Mamy zatańczyć parę, która zakochuję się dzięki szkole. Drugi jest wspólny, zatańczą w nim zarówno chłopcy i dziewczęta. Chciałam się jakoś wykręcić z tego „miłosnego tańca”, ale nie miałam w ogóle głosu. Zostałam przegłosowana i tyle. Kujawa rozmawiał wesoło z Reb, ale po chwili zamilkł i zamarł. Spojrzał za coś za nami. Podążyłam za jego wzrokiem, ale ujrzałam jakoś postać wchodzącą po schodach. Tak dokładnie to widziałam tylko plecy w czarnym podkoszulku i coś brązowawego. Już chciałam iść sprawdzić kto to, ale Reb zawołała do mnie, żebym się pośpieszyła. Udałam się na próbę. Najpierw występowali Ci, od przedstawienia. My w tym czasie się rozciągaliśmy, potem była próba pierwszego układu. Trochę nam się zeszło, bo co chwila ktoś popełniał błąd i trzeba było zacząć od początku. Potem przyszła kolej na taniec mój i Matta. Nasz nauczycielka od w-f’ u liczyła nam takty.
-Raz…Dwa…Trzy…Cztery- powtarzała. Będziemy tańczyć do piosenki Ronana Keating’ a. Nosi tytuł „Time after time” Nasz układ nie był trudny. Ja miałam udawać zawstydzoną, Kujawa nieśmiałego. Mieliśmy łapać się za ręce. Patrzeć sobie w oczy i robić wszystkie rzeczy, jakie robią nastolatkowie, gdy są zakochani. Na koniec Kujawa ma przyłożyć swój policzek do mojej skroni. Mamy stać objęci, przytuleni z zamkniętymi oczami. Tak też zrobiliśmy. To była ostatnia próba, dlatego wszyscy nas oglądali. Na koniec pani Timor, która liczyła takty, zaczęła klaskać w dłonie.
-Zuza, Patryk jesteście wspaniali. Gdybym Was nie znała,uznałabym, że jesteście parą.- Mnie te zdanie nie przypadło do gustu, zupełnie odwrotnie niż Kujawie. Uśmiechnął się bezczelnie, jakbyśmy właśnie byli parą. Odeszłam kawałek, żeby napić się wody. Rebecca szła właśnie w moją stronę, pozostali rozmawiali z nauczycielami lub koleżankami lub się rozciągali.
-Zero komentarzy- powiedziałam na widok jej ucieszonej miny.
-Przecież ja nic nie mówię. Tylko jak pani Timor wypowiedziała te słowa po sali przeszedł szum szeptów.- Wciąż miała ubawioną minę- Tak w ogóle to pasujecie do siebie. - Zdzieliłam ją ręcznikiem. Uciekła rozbawiona. Bawiłyśmy się tak przez chwilę, ale musiałyśmy przerwać zabawę.
-Muszę do toalety. Chodź ze mną- powiedziałam do przyjaciółki.
-Dobrze, tylko poczekaj.- Podeszła do pani, żeby ją zawiadomić, gdzie idziemy. Pani jej coś odpowiedziała i Reb podbiegła do mnie
-Prosiła, abyśmy wzięły wodę z magazynku. Akurat będziemy miały po drodze. - Poszłyśmy najpierw poszłyśmy do toalet. Okazało się, że Reb też ma potrzebę. Potem udałyśmy się w stronę magazynku. Musiałam wejść na drabinę, aby dosięgnąć do zgrzewki wody. Potrzebowałyśmy dwóch. Jedną już jej podałam. Gdy trudziłam się z drugą- były bardzo ciężkie, a stałam na najwyższym stopniu drabiny usłyszałam pisk.

Część 2: Mickael

Spacer należał do jednej z przyjemniejszych rzeczy jakich spotkał mnie w piekle. Przynajmniej zobaczyliśmy wszystkich istoty żyjące w piekle. Również dowiedzieliśmy się wiele o nim. Kto jaką pozycję zajmuję pozycję. Kiedy wróciliśmy do pałacu na korytarzu cała Hesriana.
- Na diabła gdzie wy się włóczycie - powiedziała w całkowicie wkurzona. Wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć. 
- Wyluzuj bo zaraz wybuchniesz poszliśmy tylko na spacer - powiedziała do niej Izabela stając jej na przeciw. Nawet nie wiem skąd wzięła tyle uwagi. Aby jej odpowiedzieć... Jednak cieszyłem się z tego i byłem z niej dumny oraz bez cenny był jej wyraz twarzy Hesriany.
- Po pierwsze księżniczko nie jesteś najważniejsza w piekle więc nie mów mi co mam robić - powiedziała Hesriana do niej. Hesriany głos był już tylko o ziemny oraz bez emocji. 
- Przepraszam panienko Hesriano ale nie powinna się tak zwracać do panienki Izabeli - wtrącił się Ivo w ich pyskówkę. Hesriana spojrzała na nią jakby miała jakby chciała zabijać. 
- Zamilcz Vrok - odpowiedziała i odwróciła się aby odejść. Kiedy zniknęła za rokiem...
- Kim są Vrok? - spytała Iz się jego gdyż tak nazwała go Hesriana. Sam byłem ciekawy ta nazwa nie padła ani razu podczas spaceru. Więc w sumie byłem ciekaw co to oznacza. Bo siostra Iz wymówiła to jakby to było czymś obrzydliwym oraz godnym pożałowania.
- Vrok to demony są najpowszechniejszymi strażnikami silniejszych demonów. Stanowią praktycznie piechotę wojsk. Są dosyć inteligentne i potrafią rzucać czary do trzeciego kręgu. Uwielbiają atakować wrogów z powietrza obalając ją na ziemie po czym odgryzać jej kończyny - odpowiedział po czym przemienił się w ... coś. Nie wiedziałem jak to określić. Przypominało trochę ptaka lecz takiego zmutowanego. Jakby połączenie człowieka z ptakiem z szczurzym ogonem. - Tak właśnie na prawdę wyglądam. - Ani Ja, ani Iz nic nie mówiła w końcu nie wiedzieliśmy co należy w takich sytuacji powiedzieć. Po kilku niemiłosiernie długich minutach.
- Lepiej już pójdę widzimy się później na ceremonii - powiedziałem do Iz i pocałowałem ją policzek i poszedłem za wiedźmą. Która jak się okazało kilka metrów oparta o ścianę. 
- W końcu choć... - zaczęła iść a ja szedłem za nią. - Następnym razem nie ktoś inny robi posłańca. Nie będę się użerać z głupimi nastolatkami - mówiła jakby do siebie jednak postanowiłem się odezwać.
- Jakbyś nie zauważyła sama jesteś głupim nastolatkiem - spojrzała na mnie i się zatrzymała.
- Mam trzy tysiące dwieście sześćdziesiąt sześć lat czy to jest wiek nastolatki - powiedziała do mnie. Wow jaka ona stara. 
- Nieźle się trzymasz babciu... Pewnie co tydzień chodzisz na lifting - powiedziałem do niej. - To jak idziemy za nim twoja matka się zezłość. Ciekawe co powie jak się spóźnimy - zwróciłem się do niej. Wzruszyła ramionami jakby moja wypowiedź nie robiła na niej wrażenia i poszła dalej. Przeszła przez duże drewniane drzwi.  Było tam dużo ludzi. Szedłem wzrokiem po zebranych osobach w pomieszczeniu. Mój wzrok najdłużej zatrzymał się na dziecku. Jedyny wśród zebranych. Co robi tu dziecko?
- Hesriana już jesteś. Najgorsi przestawiam wam Mickaela partnera mojej córki Izabeli to właśnie na jej ceremonie zostaliście zaproszeni - powiedziała matka Iz stając obok mnie. Niedługo koło mnie pojawiła się kobieta miała  rude włosy. Lecz matka Iz w ogóle nie zwróciła na nią uwagi - Mickael przestawię ci najgorszych z najgorszy moich drogich sprzymierzeńców ta kobieta najbliżej nas to moja kuzynka Samanta - pokazała na te kobietę co się zbliżyła do nas,  po niej na rudą w czarnym stroju skrzyżowanymi dłońmi -Abaddon - następnie swoją dłoń skierowała na kolejną kobietę rudą z tatuażami na dłoń oraz miłym uśmiechem - Andariela - po niej był chłopak włosach dłuższych hebanowych. Wyglądał jak model z okładki - Asmodeusz - następnie jakiś blond mięśniak - Asterot - po nim kolejny blondyn przydługich włosach do ramion - Azael - następnie kolejny tym razem trochę starszy blondyn - Beliar - potem jakiś dziadek. Który spokojnie mógłby grać zgryźliwego staruszka, bo na takiego wyglądał. - Belzebub - obok niego stał kolejny blondyn. Już zaczynała boleć mnie głowa, bo aż tu tyle blondynów. - Duriel - następna osoba mnie zaskoczyła. Przypominała te istoty z filmu Avatar. Tylko że on był ludzkiego wzrostu i nie miał ogona. - Graz’zt - po nim była kobieta, na szczęście nie blondynka. Miała czarne włosy jak smoła i czerwone usta jak krew. Mogła spokojnie grać Śnieżkę - Lilith - obok niej stał ten chłopiec. To dziecko trochę mnie przerażało miało takie spojrzenie - Lucyfer - Lucyfer? Nie tak sobie go wyobrażałem. Nie jak dziecko? Obok niego była kobieta z czupryną na głowie. Połowa włosów białe, a drugie czarne - Mammona - matka Iz mówiła dalej przestawia. Gdy  padało ich imię skinęli głową i dalej wracali do rozmów. Jednak czułem się jakby na mnie patrzyli. Po Mammona matka Iz wskazała na mężczyznę - Mefisto - po nim był kolejny staruszek - Pialolos - zauważyłem że jak wymawiała to imię dlekiaktnie głos jej zadrżał byłem ciekawy dla czego akurat przy nim a nie innym. Ostatnia jakiej nie znałem była blondynka - Wrytra -  dalej w pomieszczeniu była Hesriana i Channah oraz jej ich matka. Przecież mieliśmy przygotować salę. Czyż nie nie... Matka Izabeli odeszła od de mnie zaraz przybliżyła się jej kuzynka Samnata.
- Jaki jesteś słodki... Aż żal że taki chłopak skończył w takim miejscu - kiedy to mówiła skierowała swoją dłoń w stronę mojej twarzy. Zrobiłem krok w tył nie chciałem aby mnie dotykała. - Oj nie bój się przecież być może będziemy ro... - nie skoczyła zdania.
- Samanta idź gdzie indziej szukać naiwniaków zostaw Mickaela w spokoju - przerwała jej Channah.
- Oj kochana przestań przecież nie robię nic złego - powiedziała do niej Samanta. Od jej stylu mówienia robiło mi się nie dobrze. 
- Rusz dupę za nim ci w tym mogę - siostra Iz nie dawała za wygraną. W końcu Samanta wzruszyła ramionami i odeszła w stronę niebieskiego chłopaka. - Nie zwracaj na nią uwagi to zwykła ladacznica jak wszystkie succubusy - powiedziała do mnie i się uśmiechnęła. Odwzajemniłem uśmiech byłe wdzięczny że uratowała mnie od tej nieprzyzwoitej panny. - Choć pomożesz mi zapalić świecę do cermonii. Nie licz, że matka lub Hesriana ruszą palcem - powiedziała dała mi patyk który się palił. Również ona miała podobny. Patyk w ogóle się nie wypalał ani ogień nie gasł. Channah poszła jedną stronę, ja drugą... Zapalałem świecę pod ścianą później poszedłem na środek i tam spotkałem się z Channah. Zauważyłem że tutaj świecę są rozłożone na rogach namalowanej gwiazdy połączone ze sobą solą, rozsypaną w kształcie okręgu. Wyglądało to jak pentagram. I tym to było. - No gotowe... - powiedziała to później dała znać matce ta odprawiła chyba jakieś zaklęcie za którą sprawą wszyscy byli ubrani. Mężczyźni w czarne garnitury na nie narzucone czarne peleryny z kapturami, a kobiety w czarne suknie również z pelerynami. Do sali weszli inni. - To są po trzech przedstawicieli każdego gatunku - wyjaśniła mi Channah, która odebrała patyk później zniknął. Tamci ustali pod ścianami. Siostra Iz złapała mnie za dłoń i pociągnęła na miejsce tuż przy kręgu soli. - Tylko uważaj na sól łamago - powiedziała druga z sióstr Iz Heriana. Ta weszła do środka ustała wewnątrz jednym rogu gwiazdy. Jakby nogi... W drugiej nodze ustała Samanta, a w ramionach ustali Abaddon oraz Lilith. Na ostatniej część gwiazdy ustała matka Iz. Postali ustali obok nas na kręgu. Do sali weszła kobieta ubrana tylko erotyczną czarną bieliznę za nią szli Iz, która miała na sobie czarną satyny sukienkę na ramioczkach. Obok niej szedł Cassianus. Za nimi Ivo... Który zatrzymał się przy drzwiach. Dziewczyna zatrzymała się kilka kroków przed pentagramem, a Cossianus szepnął coś do Iz i podszedł ustawić się koło Channah. Iz poczekała aż wszyscy zaczęli śpiew. Następnie chyba wzięła głęboki wdech i weszła na sam środek gwiazdy. Najpierw skłoniła się matce. Musiała wcześniej dowiedzieć się co ma robić. Bo zapewne w życiu by się jej nie pokłoniła. W zgodnie ruchem zegarka pokłoniła się pozostałym wewnątrz kręgu i zatrzymała się tyłem do swojej matki. Heriana i Samanta przemieniły się swoje demoniczne postacie. Hesriana była ładniejsza niż rzeczywistość w życiu bym nie powiedział, że to ona, a Samanta dużo się nie różniła tylko skąpszy strój i skrzydła, ogon, rogi i długie paznokcie. Iz wyprostowała się wyglądała dumnie oraz elegancko. Succubusy podeszły do niej obie wbiły jedną swoją dłoń jej podbrzusze. W tej samej chwili Lilith i Abaddon przyjęły swoje rzeczywiste postacie. Zrobiły do samo od tyłu. Po czym wszystkie oddaliły się i wyciągnęły dłonie. Iz upadła na kolana, krew spływała jej po cielę. Po jej twarzy było widać ból i to samo w oczach. Jej matka podeszła do niej po jej stronach stanęła Lilith i Samanta obie skaleczyły się dłonie i wyciągnęły dłoń nad Iz. Tak, że ich krew skapywała na nią. Hesriana i Abaddon również ulęgły przy Iz i skaleczyły się w środek dłoń wyciągnęły dłonie do matki Iz. Ta zanurzyła palec w ich krwi po kolej. Następnie w kałuży krwi Iz narysowała jeden symbol i na nim drugi. Oddaliła się wraz pozostałą czwórką i wszystkie trzy zaczęły coś mówić. Tym samym czasie Iz leżała na ziemi i jej ciało rzucała się jak przy ataku padaczki. Nie mogłem na to patrzeć ani słuchać. Bo Iz krzyczała. Wszyscy patrzyli się na nią bez emocji. Channah złapała mnie za dłoń i mocno ścisnęła. To trwało kilka minut aż Iz przestała krzyczeć, a jej krew  zaczęła tworzyć czerwony dym. W okół jej postać aż nie było w ogóle Iz widać. Kiedy dym upadł Iz miała swoją postać succubus, a następnie zaraz mignęła postać demoniczna. Po czym wróciła do swojego normalnego wyglądu. 


wtorek, 20 stycznia 2015

Bez tytułu: Rozdział 39

Cześć wam wszystkim, którzy czytają tego bloga... Dziękuje wam kochani, że jesteście ze mną oraz że zawsze mnie atakujecie aby dodała kolejny rozdział oraz za wszystkie miłe słowa... Dzięki temu wiem, że puki są tacy ludzie jak wy ja mam dla kogo pisać i nie mam pretekstu do rzucenia tego co kocham...

Rozdział 39

Część 1: Izabela 

Nie wiedziałam po co miałabym zostawać z Cassianus. Nawet jeśli one coś kombinują to nic nie zmienia. Najważniejsze jest to, że pozostali są bezpieczni, że Auriela nie musi tutaj być, że matka daje jej spokój. Cieszę się również z tego, że jest ze mną Mickael. Na pewno nie dałabym rady bez jego obecność. Może to co teraz pomyśle dla nie których będzie brzmiało banalnie jednak tak właśnie jest. Bez niego czułabym się pustą powłoką , która chodzi bez celu. Nie to brzmi jak zakochana nastolatka. Ale przecież nią jestem jestem do zakochana do szaleństwa. Spojrzałam na Mickaela, kiedy zostaliśmy sami. Wyciągnęłam do niego dłoń i spojrzałam na niego.
- Ale za nim będziesz musiał przygotować możemy pobyć sami. Ciesząc się swoim towarzystwem - zrobiłam oczy jak ten kot w butach w Shrek. Chociaż cieszę się, że jest ze mną on to jednak zamierzam zrobić wszystko aby wrócił do rodziny. W końcu jest takie przysłowie: ,,Jeśli kogoś kochasz pozwól mu odejść''. Kiedy kompletnie go nie rozumiałam lecz obecnej chwili wiedziałam że jest nim prawda. Nie można kogoś trzymać na siłę przy sobie brew wszystkiemu jeśli wiesz, że jest nieszczęśliwy. Ja widzę jak brakuję mu jego bliskich. Rodziny... Brata... Siostry oraz Przyjaciół. Których zapewne miał za nim ja pojawiłam się w jego życiu. 
- Dobrze. Co powiesz aby pozwiedzać trochę to piekło - powiedział Mickael niby luzackim i żartobliwy sposób. Nic nie od powiedziałam tylko się do niego przytuliłam i pokiwałam twierdzącą głową. On objął mnie ramieniem. Strażnicy zastawili nam drogę. Gdy chciałam coś powiedzieć, że mają mnie przepuść. Jeden z nich odezwał się nawet nie patrząc w moją stronę. 
- Przykro mi księżniczko piekło to nie ziemia tutaj musi ci towarzyszyć jeden z strażników - Już przy wyjściu okazało się, że nie możemy być sami. Gdyż musi któryś ze strażników nam towarzyszyć. Byłam zła nie chciałam aby ktoś za nami chodził nawet skoro nie znam tego miejsca. A w pałacu też nie chce być czuję się tutaj jakby ściany miały uszy.
- Jaśnie pani ja będę ci towarzyszył jeśli się zgodzisz oczywiście - zwrócił się do mnie jeden ze strażników z ukłonem. Wyszedł przed strażników i raz jeszcze się ukłonił tak blisko mnie, że czołem dotykał moich butów. Nie wiedziałam co odpowiedzieć na ten czyn. Gdyż skrępowana i niepewna. Płożyłam dłoń mu na ramieniu.
- Skoro musisz to tak abyśmy cię nie widzieli. I na miłość boską wstań z tej podłogi - powiedziałam do strażnika, który zgłosił się na ochotnika. Gdy tylko wymówiłam słowa ,,miłość boską'' wszyscy strażnicy jak jeden mąż splunęli na ziemię. Ah tak zapomniałam, że to piekło. Te słowa był jakby przekleństwo lub coś ochotnego. O matko ja przecież tutaj nie wytrzymam. Strażnik jednak wstał. Miał złociste włosy do ramion i niebieskie oczy. Niestety był dość wysoki i musiałam patrzeć na górę. Wymówił swoje imię lecz nie zrozumiałam je było zbyt trudne do wypowiedzenia. Musiał widzieć jak ściągnęłam brwi bo zaraz dodał.
- Pani moje Ziemskie imię to Ivo. Skoro pani sobie tak życzy będę nie widoczny - powiedział do nas strażnik Ivo. Był sporo starszy od de mnie i Mickaela. Musiał mieć dobre ponad dwadzieścia - pięć lat. Wraz ze strażnikiem wyszliśmy z pałacu. Dokoła nas otaczała woda. Nawet wcześniej jej nie zauważyłam gdyż dokoła zamczyska była wysoka mgła. 
- Posiadłość ta znajduje się na obrzeżach lewitującego osiedla, nad brzegiem pewnego bardzo ciekawego jeziora, w którym żyją przeróżne stwory. Zamek wybudowany bardzo, bardzo dawno temu. Nikt nawet nie wie kiedy... O przewoźnik. Miał na sobie ubranie szare jakby płaszcz z kapturem. Jednak jego dłonie to same kość. Przecież to przeczy prawą fizyki. Już dawno powinien się rozsypać i być kupą kość i szmatą. Pierwszy do gondoli wszedł Ivo podał mi dłoń i pomógł wejść do niej. Ostatni wszedł Mickael. Ivo usiadł na dziobie i obserwował otoczenie. Ja z Mickaelem siedzieliśmy na ławce, która była poprzek. Łódka miała wiele dziur przez nie które było widać wodę. Jednak nie przeciekała. Z każdą minutą moja wiara w prawa nauki przestawała istnieć. W tym świecie nie ma żadnych praw. Płynęliśmy coraz dalej,nie miałam pojęcia gdzie.Dookoła była gęsta mgła która maksymalnie ograniczała widoczność,wiedziałam tylko jego długą pelerynę Ivo oraz siedzącego koło mnie Mickaela wolałam się nie oglądać i sprawdzać czy widzę przewoźnika. Wystarczyło mi że słyszę stukanie kości z każdym jego ruchem. 
- Jesteśmy na miejscu - odrzekł Ivo wyrywając mnie z zamyślenia. Wyszedł pierwszy rozejrzał się po okolicy tym czasie z pomocą Mickaela zdołam wyjść z łodzi. Również się rozejrzałam... Nie do końca tak sobie piekło wyobrażałam. Jednak ten wygląd bardziej pasował mi do scenerii horroru. Nagle napłynęła mgła i zmieniła wygląd krajobrazu. Mimo że panowała głucha noc, księżycowa poświata pstrzyła drzewa i nienaturalnie wydłużała ich cienie. 
I słyszałam muzykę.
Spojrzałam na Mickaela i złapałam jego za dłoń. Poszliśmy w stronę skąd dobiegała muzyka. Nie była to muzyka przy której bym chciała się relaksować. 
Kiedy widzieliśmy miejsce gdzie muzyce śpiewali. Wykonywały ją dziwne stworzenia. Śpiewali w glorieterze kiedyś były to świątynie dumania oraz rozmyślania. Często są mylone z altanami. Przystanęliśmy trochę wśród słuchających. Gdyż była zafascynowana architekturą glorietli. Nigdy w życiu nie widziałam na własne czy tylko czytałam o nich. Podobno kilka znajdowało się w Polsce. Zawsze marzyłam aby zobaczyć. Tylko nie myślałam, że będą tam grali.
- Podobają się panience jak grają - spytał się Ivo. Pokiwałam przecząco głową. Nie lubiłam tego rodzaju muzyki. Strażnik wyglądał na zmieszanego. Pewnie zastanawiał się, czemu ich słucham skoro mi się nie podobają. Ja w cale ich nie słuchałam. Spojrzałam na Mickeala.
- Idziemy? - spytał się mnie musiał widocznie odczytać  to z mojego spojrzenia. Gdyż ta muzyka przyprawiła mnie o ciarki.  Odwiedziliśmy parę miejsc. Choć ten spacer nie był taki jak planowaliśmy na początku to jednak dobrze że Ivo był z nami pokazał na parę miejsc. Zawsze służył radą oraz pomocą. Jedyne co mnie irytowało to te spojrzenia tych istot. Szkielety i szelest kość przy ich ruchu i inne bardziej lub mniej obrzydzające. Okazało się, że piekło jest podzielone na kręgi. My mieszkam tym najniższym. Piekło Ma kształt gigantycznego, składającego się z 9 kręgów leja; na każdym leju osadzeni są coraz więksi grzesznicy. Na samym dnie znajduje się Lucyfer. Nad bramą piekła widnieje napis:

Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate 
(Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie).

1 krąg - Limbo (przedpiekle) – cnotliwi poganie są wykluczeni z Nieba tylko dlatego, że nie poznali Jezusa Chrystusa 

2 krąg - dusze ludzi, którzy nie potrafili opanować zmysłowości 

3 krąg - ludzie, którzy nie znali umiaru w jedzeniu i piciu 

4 krąg - skąpcy 

5 krąg - potępieni za gniew, zazdrośnicy 

6 krąg - dusze heretyków 

7 krąg - bluźniercy przeciwko Bogu, samobójcy 

8 krąg - oszuści, uwodziciele, pochlebcy, symonici, hipokryci, złodzieje, fałszywi doradcy, wróżbici 

9 krąg - w nim mieszkają demony i inne stwory z natury źli...

Dzięki Ivo poznaliśmy wszystkie kręgi. Już po opisie każdego z nich można wyobrazić sobie jak wygląda tam życie. Wszystkie te kręgi łączy jedno w każdy są demony które pilnują porządku oraz piekielna sfora, a trolle, olbrzymy są ich niewolnikami. Wróciliśmy do pałacu tą samą drogą...Gdyż Mickeal musiał pomóc przygotowaniach do mojej ceremonii...