niedziela, 28 września 2014

Bez tytułu: Rozdział 38

Wiem nie pisałam dawno, a w moim ostatnim rozdziale były moje prywatne sprawy nie rozdział, które was interesują. Chciałam wam żyć aby dziesięć miesięcy (choć już dziewięć) rok szkolny zleciał tak szybo Jak tegoroczne WAKACJE ... Również dla Tych którzy musieli zostawić swoich Przyjaciół. wiem, że rozłąki bywają bolesne.

EJ LUDZIE TO NIE KONIEC ŚWIATA

Jeśli wam zależy gadajcie Jak najwięcej że sobą są Komórki, skype, gadu-gadu i facebooki ... Mamy Tyle możliwość na utrzymywanie kontaktów, że dacie rade. Trzymam kciuki za was i wasze przyjaźnie ...

Okej taka mała piosenka tutaj w poście ...


Rozdział 38

Cześć 1: Mickael

Kiedy usłyszałem odpowiedzi Iz byłem przerażony oraz nie wierzyłem własnym uszom. W głowie miałem pełno pytań. Jak ona mogła się zgodzić na coś takiego? Jeśli rzeczywiście nie tego przeżyje? Jak mogło skoro wszyscy wiem jak czuła się podczas swojej pierwszy przemiany oraz drugiej? Nie powinna się w ogóle na to godzić skoro jest jakiekolwiek ryzyko. Nie chce aby ryzykowała swoim życiem. Chciałem jej powiedzieć to co czuje. Lecz mogłem tylko słuchać i patrzeć jak ona się naraża. Jednak i tak zamierzam spróbować wybić jej ten głupi pomysł z głowy. Przecież może zrezygnować... Nie zmusi jej jeśli nie będzie chciała. Izabela jest uparta jeśli coś postanowi. Wątpię by ją zmusiła. Lecz to może działać w drugą stronę, że mi się nie uda jej przekonać aby zrezygnować z tego. No cóż w tedy pozostanie mi wspieranie jej w czasie tych przemian. W sumie jestem ciekawy jak t się odbywa. Gdyż na razie dziewczyny miały swoje przemiany przypadkowo. Podczas pierwszej nie wiedziała nawet co się z nią dzieję. Wychodząc z sali nie komentowałem tego. Sądziłem iż tej chwil moje komentarze są nie na miejscu. Więc wszystko trzymałem głęboko zakopane w sobie. Również nie chciałem pokazywać, że martwię się o nią. Znając jej ,,matkę'' pewnie by i to wykorzystała. Spojrzałem na kobietę, która wyglądała bardzo ludzko ciągle miała rude włosy i te samą sylwetkę ale nie miała rogów i miała źrenice.  Które były niebieskie. Jak u Izabeli, Aurieli i jednej siostry. Objąłem Iz ramieniem i przyciągnąłem do siebie. Chociaż wiedziałem, że nie mogę jej pomóc w żaden sposób. Chciałem aby wiedziała, że jestem przy niej oraz może na mnie zawsze liczyć. Jednak nim zdążyliśmy wyjść z sali.
- Mickael? - usłyszałem swoje imię wypowiedziane przez matkę Iz. Nawet nie wiedziała, że ona zna moje imię.
-Tak? - odpowiedziałem do niej, odwracając się oraz zdezorientowany. Nie wiedziałem czego też ta kobieta może od de mnie chcieć. Normalnie bym się pewnie spytał ,,Mam się bać''. Lecz przy tej kobiecie nigdy nie będę czuł się normalnie. Zawsze będę gotowy na to że zmieni się w demona tylko po to by mi odgryźć głowę. 
- Przygotujesz dzisiejszej nocy salę wraz z Channah - powiedziała do mnie skinąłem tylko głową. Po co innego mi zostało. Wróciła do rozmowy z Hesrianą. Ja wyszedłem z Iz tej sali. Dopiero tam odetchnąłem z ulgą. Nie tylko ja również Izabela wypuściła powietrze.
- Iz zaczekaj - powiedziała Channah. Poczekaliśmy za nią ponieważ lubię te dziewczynę tak samo jak jej chłopaka. Po prostu zbudzają zaufanie moje. - Posłuchaj mnie matka i Hesriana coś kombinują może zgodzisz się jeśli Cassianus będzie ci towarzyszył. - powiedziała do niej. Iz spojrzała na mnie jednak. Ja się nie odezwałem. Chciałem aby sama podjęła decyzję. 
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł - powiedziała zrezygnowana do swojej siostry.
- No tylko razem będziecie. Po gracie coś lub po robicie coś innego. Może tobie uda ci się go pokonać w karty. No Iz zgodzi się... Na pewno ja i Mickael będziemy spokojniejsi jeśli będziecie razem - Channah nie dawała za wygraną. Spojrzałem na Cassianusa chłopak się w ogóle nie odzywał. Jakby ta rozmowa jego nie dotyczyła. Podziwiałem go za to. Ja nie umiem trzymać się z daleka nawet jeśli chodzi o moich przyjaciół, a co dopiero mnie. Postawa godna po zazdroszczenia...
- No dobrze - powiedziała Izabela bez przekonania. 

wtorek, 5 sierpnia 2014

Bez tytułu: Rozdział 37

Bardzo się cieszę , bo od ostatniego rozdziału bardzo dużo zmieniło się moim życiu. Poznałam kuzynów, których ledwo co pamiętałam lub tylko o nich słyszałam oraz udało nawiązać kontakt z kuzynką. Mam tylko nadzieję, że uda mi się z nimi wszystkim złapać więź. Nie będzie tak jak w tym przysłowiu, że z rodziną dobrze wychodzi się na zdjęciach. Ponieważ to właśnie rodzina jest dla mnie najważniejsza na świecie...

Trzymajcie kciuki za mnie aby mi się udało...

A teraz zapraszam na kolejny rozdział :*

Rozdział 37

Część 1: Zuzanna


Była za piętnaście szesnasta. Pomyślałam, że jak będę wcześniej to zajmę miejsce i poczekam. Jednak się pomyliłam. Przy moim i Reb stoliku siedział nie kto inny, jak Gzenio. Uśmiechał się od ucha  do ucha. Podeszłam do niego, lekko zdziwiona.

-Cześć - uśmiechnął się jeszcze szerzej, chociaż myślałam, że bardziej już nie można.
-Cześć - spojrzałam na stół, na którym stały jedna porcja frytek i dwie cole.
-Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że zamówiłem to wszystko - zapytał, wskazując gestem dłoni na jedzenie. Byłam zszokowana.Usiadłam naprzeciwko niego.
-Nie, nie mam nic przeciwko, ale skąd wiesz, że zamawiam frytki i cole?
-Powiedzmy, że zrządzenie losu - oparł brodę na dłoniach i lekko pochylił się do przodu. Westchnęłam; dlaczego mnie to w ogóle dziwi.
-No, dobra... - wzięłam frytkę do ust - może opowiedz mi coś o sobie? - Poprosiłam i zrobiłam maślane oczy jak ten kot w butach, ale jemu chyba ten pomysł nie przypadł do gustu. Milczał przez chwilę, a gdy już zaczynałam wątpić iż cokolwiek usłyszę na jego tema. Usłyszałam jak westchnął i zaczął mówić;
-Hm… mieszkałem sto dwadzieścia kilometrów na północny-wchód stąd. - To dość daleko. Ciekawe co go sprowadziło do tego miasteczka. Jedną chwileczkę jeśli dobrze się orientuję. Czy on mieszka w tym obozie? Może ktoś z jego rodziny jest właścicielem albo tam pracuję... Gzenio mówił dalej... - Moja matka zostawiła nas, ale to trudno wytłumaczy. Mój ojciec był zwykłym robotnikiem, opiekował się nami najlepiej jak umiał. Nigdy nie chodziłem głodny,ubrać się też miałem w co. Zmarł parę lat temu.- chłopak wzruszył ramionami i zaczął bawić się puszką po coli. Zawsze, gdy słucham takich historii, robi mi się żal danej osoby i wtedy zachowuję się idiotycznie. Tym razem też tak było.
-Bardzo mi przykro- powiedziałam i sięgnęłam po rękę Gzenia. Z początku był trochę zdziwiony, ale się opanował. Nasze palce się połączyły.Czułam się głupio, więc zaczęłam paplać.- Wiesz, po części Cię rozumiem.Chociaż, prawdę mówiąc to w całości.- Gzenio zmarszczył czoło jak było można tego się spodziewać. Pewnie teraz zastanawiał się nad moją reakcją oraz uważa, że nie wcale go nie rozumiem i o tak powiedziałam. Czasem u chłopcach trudno o wrażliwość...
-Rozumiem Cię, - zaczęłam tłumaczyć - ponieważ ja miałam podobną sytuację, tylko, że mnie opuścił ojciec. Powiedział, że nie umie wychowywać dziecka. Miałam wtedy tydzień. Oczyścił konto i wyruszył. Do dziś nie dał znaku życia. - Teraz to Gzenio uścisnął moją dłoń. Sięgnął również po drugą. Patrzyliśmy sobie w oczy,  na początku czułam się skrępowana, potem już nie. Nie mogłam oderwać wzroku od jego zielnych oczów. Przypominały przyrodę oraz emanowała z nich taka radość i spokój, że w życiu nie przypuszczałbym iż ten chłopak aż tyle przeszedł. Patrząc w jego oczy całkowicie straciłam poczucie czasu oraz czułam, że mogłabym jeszcze dużej patrzeć. Jednak pewnym czasie ktoś zawołał;
-Gzenio, gdzieś Ty się podziewał. Cały czas Cię szukaliśmy. Mieliśmy się bardziej żyć, a nie ciągle się szukać - Odwróciłam głowę i zobaczyłam czterech chłopaków. Tych samych, których widziałyśmy z Reb. Wcześniej była ich piątka, czyli gdzieś powinien być jeszcze jeden. Puściliśmy swoje dłonie, w tym czasie chłopacy do nas podeszli. Gzenio na ich komentarz nic nie powiedział. No może nie tak nic, bo...
-Seth, Paul, Jared, Thomas to jest Zuzanna. Zuzia to jest Seth - przestawił wskazując ręką na chłopaków. Gdy ci usłyszeli swoje imię skinęli głową. Pierwszy był Seth o twarzy dzieciaczka. Miał brązowe oczy i czarne włosy ułożone na jeża. Paul również szatyn, ale miał bardzo brązowe oczy i wyglądał na siedemnaście, osiemnaście lat. Jared chłopak miał brązowe włosy i mocno piwne, prawie czarne oczy. Nigdy takich nie widziałam. Thomas ten różnił się od pozostałych miał dłuższe włosy oraz zielone oczy. Uścisnęliśmy sobie dłonie. Ja przysunęłam się do Gzenia, a pozostała czwórka usiadła wokół nas, tak,że tworzyliśmy krąg.
-Gdzie Devin?- zapytał Gzenio.
-Nie wiemy, też gdzieś zaginął tak jak Ty - powiedział Jared -Wiemy tylko, że jest w towarzystwie twojej przyjaciółki- kiwnął głową w moja stronę
-Rebecci?- zapytałam. Prawdopodobnie to był ten sam, który siedział z nią wcześniej przy stoliku.
-Co robiliście?- zagadnął Seth, który kojarzył mi się z dzieckiem.- Jeśli można wiedzieć.- Uśmiechał się promiennie i tym uśmiechem zarażał wszystkich. Ja też nie mogłam się oprzeć, uśmiechnęłam się szeroko.
-Jedliśmy frytki i popijaliśmy colą- odpowiedziałam, na co Gzenio, Jared i Paul wybuchli śmiechem. Wszyscy pięciu pochylili się nad stolikiem. Dopiero po chwili zauważyłam cztery srebrne łańcuszki. Każdy miał inną zawieszkę w innym kolorze. Jedna była czarno - brązowa, nosił ją Paul. Druga była przezroczysta czarno. Tą nosił Seth. Trzecia była czarno białą i należała do Jareda. Czarwta była siwa należała do Thomasa, a piąta była mocno brązowa jak kora na drzwię. Nosił ją Gzenio. Każda z nich miała dziwny kształt przypominało wilka. Po mimo tego,że wszystkie były niezwykłe, moją uwagę przyciągnęła Gzenia. Była identyczna jak moja z bransoletki.
-Skąd to masz?- zapytałam dotykając jego zawieszki. Przestał się śmiać.Wszyscy przestali. Gzenio spojrzał na zawieszkę u siebie i u mnie. Wiedział do czego zmierzam.
-Od chłopaków- głową kiwnął w stronę pozostałych.- widzisz, każdy z nas dostał taką, tylko, że inny kolor i inna zawieszka. Dostaliśmy je na swoje szesnaste urodziny.
-Ciekawe...- mruknęłam - jak to możliwe, że ja też...- moje słowa przerwał bijący zegar, wiszący na ścianie. Spojrzałam na niego i zamarłam. Wskazywał osiemnastą. Za pół godziny mam próbę.
-Przepraszam Cię... - Gzenio zrobił mi miejsce do przejścia - muszę już iść. Za pół godziny mam próbę. -Odwróciłam się twarzą do pozostałych chłopaków.- Miło mi było Was poznać. To cześć.
Wszyscy trzej mi odpowiedzieli to samo, tylko Gzenio ustał obok mnie
-Nie puszczę Cię samej. Odprowadzę Cię do domu, a potem na tą próbę, co Ty na to?- zapytał
-Hm…dobrze- odpowiedziałam, choć w głębi ducha ucieszyłam się jak nigdy. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy na zewnątrz. Do domu nie miałam daleko, a torbę miałam spakowaną. Gzenio czekał na mnie w kuchni. Siedział z moją mamą i było widać, że miło im się rozmawia.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale właśnie musimy wychodzić.- Gzenio podniósł się z krzesła, podziękował za napój i podszedł do mnie. Gdy wychodziłam, odwróciłam się na chwilę i zobaczyłam, że mam ma podniesione obydwa kciuki. Na ten gest wywróciłam oczami. Do szkoły miałam dwadzieścia minut drogi. Chciałam jakoś zagadać Gzenio, ale nie wiedziałam co powiedzieć. Wtedy Gzenio niespodziewanie wziął mnie za rękę, nasz palce się splotły. Popatrzyłam na nasze ręce i parsknęłam śmiechem.
-Coś się stało?- spytał zdziwiony Gzenio
-Wiem, że nie powinnam się śmiać, ale przypomniała mi się dzisiejsza sytuacja w bibliotece.
-Ta, w której podałem Ci książkę?
-Nie, jeszcze później, tuż przed naszym spotkaniem, poszłam do biblioteki oddać książki. Nie zdążyłam jeszcze zamknąć drzwi, a pani Wespick zaczęła mnie o Ciebie wypytywać-  odpowiedziała i zauważyłam, że chłopak zamarł. - Hej, spokojnie. Pani Wespick sądziła, że Ty …że my…jesteśmy razem.
-A co byś powiedziała, żebyśmy byli razem?- Teraz to ja zamarłam. Popatrzyłam na niego, a on mi prosto w oczy. Spodziewałam się, że zaraz się zacznie śmiać mówiąc, że żartował. Jednak wyglądało, że on mówił całkowicie poważnie...
-Szczerze? Tak naprawdę to nie wiem.- odpowiedziałam z wahaniem.
-Boisz się?
-Nie…Tak…Oh, już sama nie wiem.- Cały czas się plątałam.Westchnęłam głęboko i powiedziałam powoli. Jeśli mam być szczera, to nigdy nie byłam w takiej sytuacji.
-No cóż… jeśli ja mam być szczery to muszę Ci powiedzieć, że zależy mi na Tobie- takie słowa potrafią być szokujące.- Nie będę tego ukrywał.
-Ale…my przecież znamy się dzień. Jeden dzień. Prawie nic o sobie nie wiemy - powiedziałam wymijająco.
-To poznajmy się lepiej. Spędzaj ze mną więcej czasu, Zuzanno.
-Dobrze, ale teraz muszę już iść. Mam próbę. Jak chcesz to wpadnijcie w sobotę z chłopakami na występ. Pośmiejecie się trochę.-przywołałam na twarz uśmiech.
-Na pewno nie - zaprzeczył - A na występ z chęcią wpadniemy.W sobotę, tak?- zapytał
-Tak, o szesnastej. Lecę cześć.- Chciałam się odwrócić, ale Gzenio mnie powstrzymał. Myślałam, że mnie pocałuję. I nie pomyliłam się. Pocałował mnie, ale tylko w policzek. Z jednej strony mu dziękowałam, z drugiej strony żałowałam, że nie pocałował mnie w usta.
-Pamiętaj, o tym co Ci powiedziałem - przypomniał mi.Chociaż nie wiem, jak mogłabym zapomnieć.- Niedługo się spotkamy. Teraz idź już na tę próbę.- Wykonałam jego prośbę. Gdy się odwróciłam, Gzenio już nie było.

***

           W sobotę o siódmej rano leżałam w łóżku i rozmyślałam o Gzenio’ u. Myślałam, że słowo „niedługo” określa góra trzy dni, a Gzenio nie widziałam już tydzień. Najwidoczniej biedaczek się przeraził i uciekł. Nie zamierzam po nim rozpaczać. Ale łatwiej powiedzieć, a  trudniej zrobić. Znałam go jeden dzień, a czuję się jakbym straciła bliską mi osobę. Nie odzywał się, nie pojawiał. Nic z tych rzeczy. W ciągu tego tygodnia przeprowadziłam wiele rozmów z Rebeccą. Okazało się, że on też bardzo polubiła Sama. Aż sama się zdziwiłam, gdy mi go opisała. Myślałam, że Rebecca gustuję w innych typach, ale nie mam nic przeciwko temu. Powinnam wiedzieć, jak wygląda ten chłopak, bo przecież siedział wtedy z Reb w barze. Aż dziwne. Zwykle tacy ludzie rzucają się w oczy. Postanowiłam tym też się nie przejmować i zapomnieć o wszystkim. Chociaż w moim przypadku wydaję się to niemożliwe z dwóch powodów. Pierwszy; Reb codziennie mówi mi tylko o Samie, czasami wspomina pozostałych. Drugi; nie mogę z moje głowy wyrzucić obrazu Gzenia. Po mimo wszelkich starań, nic nie mogę z tym zrobić. Dlatego też postanowiłam to zlekceważyć. Niech się dzieję, co chcę. Podniosłam się z łóżka,wzięłam prysznic i zeszłam na dół. W kuchni, na stole czekały na mnie wspaniałe naleśniki, z syropem klonowym. Po prostu pyszota. Podczas, gdy ja jadłam, mama krzątała się po całej kuchni. W pewnym momencie zapytała wprost;
-Co tam u Gzenia?- O mało nie zadławiłam się naleśnikiem. To pytanie było normalne, ale mama nigdy w ciągu tygodnia nie wspomniała o Gzenio.
-A co ma być?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Dawno go nie widziałam.
-Wydaję mi się, że chyba już go nie zobaczysz - kiedy matka spojrzała w moją stronę, kontynuowałam.- Nie widziałam się z nim od tygodnia.Mogę wiedzieć, czemu o niego pytasz?
-A co? Nie mogę?- Mama się uśmiechnęła - Boisz się?
-Oczywiście, że możesz- oburzyłam się- Niczego się nie boję. Zdziwiłam się, bo cały tydzień nawet słówkiem nie pisnęłaś na jego temat, a dziś nagle trach!- wyrzuciłam ręce do góry.
-Dobra, dobra. Ty lepiej wcinaj te naleśniki, nim Ci wystygną, a potem zadzwoń do Rebecci.- Tym oto sposobem, własna matka mnie zbyła.

Część 2: Izabela

Płatki jak płatki między czasie przyszedł matki lokaj i powiedział, że ona chcę się z nami widzieć w południe i dla naszego dobra aby byśmy byli punktualni. Też coś ja zawsze jestem o czasie.
- Minęła tylko noc, a mi już ich brakuję
- Iz nie martw się dają sobie radę. Zapewne udało im się złamać zaklęcie i już kombinują jak się dostać do piekła - jak to powiedział zaśmiałam się czystym zdrowym śmiechem. Widząc jego minę jeszcze bardziej się śmiałam. Trochę mi zajęło uspokojenie się, a Mickeale spokojnie czekał aż opanuję swoją głupawkę.
- Teraz jak przestałaś się śmiać powiesz mi? - spytał się mnie. Skinęłam głową.
- Jeszcze zanim pojechaliśmy z Magdą na obóz. W czasach kiedy to ona była w centrum uwagi zawsze jej powtarzałam, że kiedyś trafi do piekła. W tedy nie zdawałam sobie sprawy że ja trafię przed nią, bo moja biologiczna matka jest jego królową - powiedziałam do niego.
- A co w tym śmiesznego?
- Na początku zaśmiałam się z tego ale później śmiałam się z twojej miny - przyznałam się jemu, a on najpierw uniósł brew, a następnie zaczął mnie łaskotać.
- Ładnie tak się śmiać ze mnie?
- Taak - powiedziałam śmiejąc się, bo nie przerywał swoich tortur. Kiedy przestał spojrzałam na niego.
- Wiesz nie nadajesz się na kata. Teraz chodzimy już na to spotkanie. Lepiej wyjść wcześniej, bo będziemy błądzić - powiedziałam do niego, a on się zgodził.
- Tylko gdzie mamy iść? - dobre pytanie ten cały lokaj nie mógł nam powiedzieć gdzie mamy iść. I to jest służba. Następny razem jak go zobaczę powiem mu aby lepiej wykonywał swoją pracę. Jeśli mówi się, że ktoś chcę się z tobą widzieć wypadało powiedzieć gdzie znajdzie się te osobę lub być tak miłym i powiedzieć jak tam dojść. A tu nic. Burak jeden... No nic musimy sobie sami poradzić. Chociaż kompletnie nie wiedziałem jak. Wyszliśmy z naszego tymczasowego pokoju. Tymczasowy bo nie zamierzamy tutaj zostać zbyt długo. Korytarze był wyłożone kamieniem, a na ścianach wisiały portrety. Nie które postacie miały rogi baranie, inne skrzydła, a jeszcze inne oczy jakie ma matka. To dziwne czemu ja i moje siostry tak bardzo przypominamy ludzi. Jeszcze bardziej mnie zaskoczyło gdy zobaczyłam swój i Aurielry portret. Wisiał zaraz po pustym miejscu, a obok był Aury, później Channah, a następnie Hesriana.
- Skąd oni mają nasze portrety? - spytałam się chłopaka, a on patrzał się na puste miejsce.
- Bardziej mnie interesuję dla kogo jest przeznaczone to puste miejsce. - powiedziałam Mickael wskazując na pustą ramkę. Podskoczyłam gdy usłyszałam za sobą głos.
- Na naszego brata. Ponieważ ty Izabela nie jesteś z bliźniaków lecz z trojaczków. Urodziły się dwie dziewczyny z w które są silnie związane ze sobą oraz są połączeniem wszystkich ras. Lecz również chłopak, który nie będzie człowiekiem do czas aż nie wybierze rasy. Dla tego tak trudno odkryć kim jest. Kiedy przenieśli was abyście urodzili się na ziemię. Coś uderzyło zaklęcie i go oderwało. Nawet czarownica nie wie kim on jest oraz gdzie się urodził - powiedziała Channah. Z nią byli Hesriana oraz Cassianus. Ta druga dziewczyna nie raczyła mnie ofiarować ani jednego spojrzenia. Cały czas patrzyła na pustą ramkę. Jakby widziała ją pierwszy raz. Co wątpię...
- Całę szczęście, że on to chłopak gdyż jeśli zawalicie swoje przeznaczenie nie będzie on mógł walczyć o tron w naszym świecie - powiedziała Hesriana. Coraz bardziej nie lubię dziewczyny. Myślała, że Magda jest nie do wytrzymania ale ona jest jeszcze gorsza. Mało mówi, a jak już coś mówi to jest pełno egoizmu i złośliwość. Kiedy oni poszli dalej dotknęła pustego miejsca i w tedy coś poczułam... Nie to nie możliwe... Jednak udałam iż nic nadzwyczajnego się nie stało.
- Lepiej ich dogonić oni wiedzą gdzie mamy iść - powiedziałam do Mickeale. Zdając sobie sprawę, że moja wypowiedzi nie była poprawna logicznie i gramatycznie. Gdyż brak było w niej składni. Obserwowałam miejsce z dużą ciekawością. Oraz również myślałam o swoim bracie i  o tym co powiedziała mi Channah i co zobaczyłam gdy dotknęłam obrazy. Weszliśmy do dużej sali. Gdzie był wielki okrągły stół z jakiegoś czerwono-brązowa z wyraźnymi nieregularnymi ciemnobrązowymi paskami i cętkami drewna, które bardzo przypomina skórę węża. To musiało być drewno wężowe. Jeśli to jest to drewno. To znaczy, że ten stół długo im posłuży jeszcze oraz mają go sporo czasu. Gdyż już jest trochę ciemniejsze miejscami, a jak wie każdy znawca drewna ten typ ciemnieje z czasem. Prz stole stały tylko cztery krzesła w tym jedno było bardziej zdobione od pozostałych. Kilka krzeseł stało pod ścianą. Zauważyłam że Cassianus coś mówi do Mickaela. Chciałam podejść bliżej ale Channah mnie powstrzymała.
- On tylko wskazał mu ich miejsca - powiedziała i pokazała głową na rząd krzeseł pod ścianą. - Chodź my zajmiemy swoje. 
Po chwili do sali wkroczyła dumnym krokiem nasza matka. Zauważyłam, że dziewczyny stają również uczyniłam to samo. Chociaż kompletnie nie widziałam dlaczego mam okazywać jej szacunek. Kim ona jest? Dla mnie mogła by w ogóle nie istnieć. Miałam jedną wspaniałą mamę, którą zabiły wampiry przez to kim jestem, a ona... Cóż powiedzmy szczerze jest dla mnie obcą osobą która wkroczyła z buciorami do mojego życia. Jeszcze bardziej je komplikując...
- Nim usiądziecie. Chcę prowadzić małą zmianę. Izabelo zamień się miejscami z Hesriana - spojrzłam na siostrę. Która siedziała po prawej stronie matki.
- Ale... - zaczęła dziewczyna lecz ona przerwała jej gestem dłoń po czym spojrzała na swoją córkę.
- Masz czelność mi się przeciwstawiać? - spytała się dziewczyny chociaż według mnie to było bardzie retoryczne pytanie...
- Nie matko... - powiedziała Hesriana i wstała ze swojego miejsca. Po czym zamieniliśmy się ja usiadłam na jej, a ona na moim. Czyli na przeciwko matki. Było jej żal oraz nienawidziłam matkę. Bo tym posunięciem przekreśliła moją szanse na dogadanie się z siostrą. Jeśli w ogóle jakąś miałam. Channah wyglądała jakby podobało się jej to..
Przez całe prawie spotkanie matka mówiła o sprawach związanych z piekłem, bo tak nazwałam to miejsce. Muszę przyznać, że wiem jak ludzie czują się na nudnych wykład, jak Magda czuła się na zajęciach. Kiedy ja była zainteresowana... Dopiero później zainteresowałam się...
- Izabela dzisiaj ukończysz kolejne dwie przemiany - powiedziała patrząc na mnie. Dwie? Przedtem nie miałam dwóch przemian jednego dnia. Ba nawet był sporym ostępie czasu.
- To może ją zabić? Dobrze wiesz, że jedna przemiana wymaga dużego wysiłku, a już nie mówię o dwóch - powiedziała Channah. Spojrzałam na nią wyglądała naprawdę na zmartwioną.
- Dam radę - powiedziałam nie wiedząc kogo do tego przekonują siebie czy ich.Jednak nie chciałam aby Channah miała jakieś problemy lub Mickael. Mam nadzieję, że Auriela przejdzie te przemiany bez boleśnie jak było z pozostałymi. Poczułam jak wszystkie oczy są skierowanie na mnie. Przez długą chwilę nikt nic nie mówił tylko patrzyli na mnie. Nie miałam odwagi spojrzeć na żadnego z nich.
- Doskonalę... Tym razem ceremonie przemiany przejdziesz należycie, a nie przypadkowo jak przednio. Dzisiaj odblokujemy w tobie sukkub oraz demona. Już nie mogę się doczekać jak piękna będzie moja pierworodna - powiedziała jej matka.
- Powiedz jak masz na imię? - powiedziałam nie chciała, myśleć o niej jak o swojej matce. Wolałam aby to było jakieś imię, które jej niczym się nie kojarzy. Spojrzałam na nią widziałam na jej twarzy uśmiech.
- Astarte - powiedziała do mnie. Próbowałam zapamiętać ponieważ to było nie typowe imię. Zresztą jak wszystkie ich imiona lecz t jakby przypadkowe połączanie kilku liter. Matka powiedziała, że moje odblokowanie nastąpi o dziesiątej nocy. Channah przyjedzie po mnie. Na tym spotkanie się zakończyło...

sobota, 26 lipca 2014

Bez tytułu: Rozdział 36

Taki trzy krótkie część 

Rozdział 36

Część 1: Hesriana

Co w niej takiego niezwykłego? Iż matka tak się uparła aby ją to ściągnąć. Jeszcze Channah popiera w tym nie dorzecznym pomyślę. Przecież ta dziewczyna zepsuta ziemskimi powietrzem. Dobro, które pławiła ciotka  przeszła ją do szpiku kość.  I ona niby ma być królową świata podziemnego. Czym jest lepsza od de mnie? Jeszcze nic straconego pokaże matce iż nie nadaję się ona na godną następczynię ona i ta jej siostra bliźniaczka. Obie są siebie wartę. Kiedy dzisiaj na nią wpadłam miała ochotę ją zabić samym spojrzenie. Lecz w tedy bym na raziła się na gniew matki. Poszłam do teleportu. Muszę dostać się na ziemię. Jej przyjaciele na pewno będą chcieli ją z powrotem, a ja mam plan,który pomoże mi zaciąć na tronie i pozbyć się konkurencji raz a na zawsze. Nie tylko te Izabelę ale również Aurielę i Channah. Jednak nie dzisiaj trzeba poczekać jeszcze trochę, żeby było wszystko dopracowane. Przecież nie wiem jak ta banda dzieciaków zareaguję na mnie. Będę ich obserwować w szklanej kuli. W tedy wynajdę wszystkich ich słabe punkty i mocne i będę wiedzieć jak omamić.

Część 2: Magda

Siedziałam całą nocy przy łóżku Pawła. Czemu to nie mogłabym być przynajmniej bym szybciej się wyleczyła, a moje obrażana nie był wcale takie mocne jak u niego. Koło północy odzyskał przytomność jednak z Aleksandra podała mu lek usypiający. Powiedziała, że lepiej jakby spał w tedy szybciej  dojdzie do siebie. Co jakiś czas pobierałam od niego bul aby przynajmniej nie cierpiał. Więc byłam wykończona. Do pokoju wszedł Seth i Sam.
- Magda idziemy z chłopakami na miasto chcemy lepiej się poznać - powiedział Seth.
- Ilu? - spytałam się nie patrząc na niego.
- Tylko ta wilcza część na razie. A ty idź odpocząć i się wyspać ja posiedzę przy nim. Jak coś to cię zawołam - odpowiedział Sam. Nie chciałam nawet tego słuchać. Nie pójdę spać... Nie chcę mi się... Muszę przy nim być.
- Słuchaj jeśli nie pójdziesz odpocząć zwołam tu Aurielę ona swoją wampirzo- wilkołaczą siłą wyciągnie cię na łóżko i na pewno zajdzie zaklęcie aby przywiązać do łóżko - powiedział Sam. Uśmiechnęłam się pod nocą, bo on z pewnością nic się nie zmienił.
- Pójdę jak się obudzi, bo chcę mu coś powiedzieć - powiedziałam zakańczając ten temat. Niech tylko spróbują mnie od niego odciągnąć, a będę gryźć. - powiedziałam do niego w ogóle nie blefowałam, a każde moje słowo było prawdziwe nie zamierzałam od tak pozwolić się od niego odciągnąć. Sam westchnął zrezygnowany. Zawsze wygrywam z nim, bo on łatwo się podaję.

Część 3: Gzenio

Poszliśmy z chłopakami do miasta. Jednak chciałem jednak chwilę być sam ułożyć sobie wszystko co jej powiedzieć i jak jej wytłumaczyć iż mam taką samą zawieszkę naszyjnika. Nie potrzebnie dawałem jej te bransoletkę jednak nie mogłem się oprzeć zostawienia jej czego od siebie była tak piękna te jej blond włosy opadające na ramiona oraz to spojrzenie. Jedno nie dawało mi spokoju ona była czymś więcej niż tylko człowiek jej zapach był nadnaturalny. Usiadłem na ławce w parku, kiedy zebrałem sobie, żeby iść do tego baru. Poczułem jak ona idzie chodnikiem po drugiej stronie ulicy. Zdecydowałem się za nią iść. Poszła do biblioteki wszedłem za nią chwili kiedy próbowała ściągnąć książkę. Wziąłem ją przed nią i podałem jej. Kiedy szliśmy w stronę jej domu.  Spytałem jej skąd ma bransoletkę. W ten sposób chciałem dowiedzieć się ile pamięta wczorajszego wieczoru. Jak powiedziała ,,przyjaciel'' nie wiedziałem co myśleć. Chyba musiałem zrobić jakąś minę lub wyczytała to z moich oczów, bo zaczęła tłumacz na końcu stwierdziła, że uznam ją wariatkę. No pięknie jeszcze przez ze mnie myśli, że jej dobiło. No powiedz coś jej.
- Wcale nie mam cię za wariatkę - tylko tyle udało mi się powiedzieć - po część cię ...  rozumiem - dodałem po chwili. No tak już lepiej. Udało mi się z nią umówić z nią. Udało mi się umówić na 16 w Mark's Bar. Odwróciłem się i zobaczyłem chłopaków w samochodzie mieli głupie uśmiechy. Podszedłem do nich.
- Żadnych komentarzy - powiedziałem stanowczym tonem. Muszę wiedzieć kim jest ta dziewczyna nie tylko dla tego, że ją kocham ale również temu iż jeszcze nigdy nie czułem takiego zapachu. Może ta stara wiedźma by wiedziała czym jest ta dziewczyna.
- Spoko ale wiesz, że Devon zakochał się jej kumpeli. Poszliśmy do baru, a on nie mógł oderwać od niej wzroku - powiedział Seth, a ja spojrzałem na brata ten tylko się uśmiechnął.
- Ja przynajmniej nie pokazałem się dziewczynie w wilczej postać. Jak jej wytłumaczyłeś, że wczoraj uratowałeś jej życie jako wilk, a kiedy straciłeś przytomność dałeś jej bransoletkę więź, czyli dla par - powiedział do mnie. Miałem ochotę go udusić.
- Nic nie powiedziałem - wyszeptałem cicho.
- Jednak musisz coś zrobić. W końcu ona ci się podoba, a nie wolno budować związku na kłamstwie - powiedział do mnie Thomas. Jakbym nie wiedział.
- Wiem ale boje się jej reakcji - powiedziałem krótko.
- Ja zamierzam Rebecce powiedzieć dzisiaj wieczorem, bo ona jest  Dhampirem. Jednak jej matka jest czarownicą - powiedział Devon z zaskoczenia opadła mi szczęka pewnie w komiksie by była ona aż do samego podłoża samochodu.
- Zuzanna też czym jest ale jeszcze nie wiem czym - powiedziałem do niech.
- No chłopacy macie dużo pracy, ale się cieszę iż zaleźcie swoje ulubienice mam nadzieję, że mi również się uda - powiedział Seth.
- Na pewno znajdziesz, a możecie mi wytłumaczyć czym właściwie jest ta ulubienica, bo nie za bardzo to rozumiem - powiedział Thomas.
- Ulubienica lub ulubieniec to pisana nam osoba. Kiedy spotykam ją lub jego to jakby uderzył nas piorun miłość. Ty mogłeś odczuć to trochę inaczej kiedy zakochałeś się w Carolin. Bo nie wiedziałeś czym jesteś. Czujesz, że dla tej osoby jesteś zrobić wszystko. Kiedy ją już odnajdziesz nie wiesz jak mogłeś żyć bez niej, czujesz się jak bez powietrza - powiedział Jared, który umie najlepiej tłumaczyć wszystko racjonalnie oraz spokojnie.
- Wracam do obozu czy pójdziemy na jakieś piwo, bo w końcu jesteśmy aby udało nam się złapać więź oraz zżyć się ze sobą
- No jasne Paul, że jedziemy na piwo
Uśmiechnąłem się, bo oni tylko o jednym potrafią myśleć aby wlać w siebie jak najwięcej alkoholu zwłaszcza, że po przemianie na nas on nie działa. Pojechaliśmy do jakiegoś baru za miastem. Jak tylko nasza paczka przekroczyła puk wszystkie oczy skierowały się na nas. Chłopaki wzruszyli tylko ramionami i podeszliśmy do baru.

piątek, 18 lipca 2014

Bez tytułu: Rozdział 35


Rozdział 35

Część 1: Gzenio

Gdy tylko wróciłem do bazy musiałem wypić jakieś paskustwo co było ohydne mam nadzieję, że już nigdy więcej nie będę musiał mieć tego w ustach. Okazało się, że nie pamiętałem Izabeli i Mickeala. Szczerze nawet nie wiem kiedy o nich zapomniałem. Jakoś szczególnie nie odczuwałem ich braku, a przecież Mickeal jest moim kuzynem w takim samym stopniu jak Magda. Tylko, że z dziewczyną więcej rozmawiałem. Czasem mam wrażenia, że między nami zrodziła się nić porozumienia. Wiedziałem, że będzie przeżywać to iż o nich zapomniała więc poszedłem do niej. Gdy tylko przekroczyłem przez próg jej pokoju nadpęknąłem na coś ostrego, że przebiło mi stopę. Nie zważając na ból wyjąłem to coś i odrzuciłem na bok. Spojrzałem na nią wyglądała żałośnie. Jednak nie dałem po cobie poznać.
- Nie dość mała, że mnie nie ma cały dzień wracam a tutaj każą mi wypić jakieś paskudztwo, to jeszcze musiałem rozwalić nogę, bo ktoś nie umie panować nad sobą. Więc rusz swoje cztery litery i ogarnij to, a później przemień się i pobiegaj po lesie dobrze ci to zrobi. Nie musisz już teraz mieć planu... Ale musisz nad sobą zapanować - powiedziałem do niej. Ponieważ pokój wyglądał jak jakieś pobojowisko, a ona jakby miała zaraz wybuchnąć. Jak gdyby nic wyszedłem z pokoju odczekałem chwilę na korytarzu słuchając jakich słów użyję do wyzwania mnie. Jednak nic nie słyszałem. Poszedłem do swojego pokoju gdzie był mój brat i opowiedziałem mu o dziewczynie. 
- No nieźle cię wzięło... Jednak ciekawy jestem co teraz zrobisz zwłaszcza iż ona będzie uważała, że oszalała skoro spotkała gadającego wilka - powiedział do mnie. Jakbym nie wiedział. Jednak liczę, że uzna iż trochę pod wpływem stresu jej wyobraźnia za działa. Tak na pewno będzie. Ludzie jeśli czegoś nie mogą wytłumacz uważają, że to nie istnieję. Według nich wszystko musi mieć naukowe wytłumaczenie. Jednak nie wszystko podchodzi pod ich rozumowanie. Najbardziej mnie śmieszy ich naukowe wytłumaczeni miłość. Według nas to magia oraz coś więcej. Do naszego rozumowania podobnie podchodzą romantycy uważają miłość za wspaniałe uniesienie serca, odrywające od rzeczywistości świata. Naukowcy natomiast udowadniają, że z tą rzeczywistością zakochanie ma naprawdę wiele wspólnego. Uważają, że miłość wpływa na intelektualne obszary mózgu i jest bardziej związana z nauką niż mogłoby nam się wydawać. Kiedyś słuchałem wypowiedzi jednej babki co robiła badania nad miłością. 
Nazywała się Stepthanie Ortigue To dość podstępne pytanie. Odpowiedziałabym, że mózg, ale serce również bierze udział w tym procesie. Aktywacja w pewnych obszarach mózgu może stymulować serce i powodować motyle w brzuchu. Z kolei pewne objawy, za które często uważamy, że odpowiedzialne jest serce, w rzeczywistości pochodzą z mózgu"- powiedziała w tedy spojrzałem na nią jak na wariatkę. Skoro tak mówiła za pewne nigdy nie była tak na prawdę zakochana. Jednak to nie wszystko co ta kobieta próbowała przekonać ludzi. Mówiła, że przeprowadziła jakąś metaanaliza z Syracuse University, która podobno ujawniła, że zakochanie może nie tylko wywoływać takie same stany euforii jak kokaina, ale również wpływa na intelektualne obszary mózgu. Proces zakochiwania się trwa zaledwie jedną piątą sekundy, łatwo więc przeoczyć ten moment oraz  podczas zakochania, w mózgu zaczyna równolegle pracować 12 różnych regionów, w celu wypuszczenia substancji chemicznej wywołującej euforię, jak na przykład dopaminę, oksytocynę, adrenalinę i wazopresynę. Zakochanie wpływa również na zaawansowane funkcje poznawcze, takie jak przedstawienie czegoś w umyśle czy myślenie metaforyczne. Inni naukowcy odkryli, że poziom czynnika wzrostu nerwów we krwi również jest znacząco wyższy u osób, które właśnie się zakochały. Czynnik ten odgrywa ważną rolę m.in. w zjawisku "zakochania od pierwszego wejrzenia".  Według naukowców wyniki badań mają istotne znaczenie dla neurologii i badań poświęconych zdrowiu psychicznemu, ponieważ wypalenie się uczucia może spowodować stres lub depresję. Naukowcy twierdzą, że dzięki zidentyfikowaniu części mózgu stymulowanej przez miłość, lekarze i terapeuci mogą lepiej zrozumieć ból "chorych z miłości" pacjentów. Badanie pokazało, że w zakochaniu biorą udział różne części mózgu. Na przykład miłość bezwarunkowa, łącząca matkę z dzieckiem, jest rozpalana przez często używane obszary mózgu, w tym także środek mózgu. Natomiast miłość namiętna wywoływana jest przez obszar odpowiedzialny za nagradzanie, a także wiąże się z zaawansowanymi funkcjami poznawczymi. Stek bzdur... Jeśli ludzie wierzą tym swoim naukowcom, którzy im wmówili iż wilkołaków, wampirów, duchów i inne istoty nie istnieją. To są po prostu naiwnymi głupcami. Czasem mam ochotę krzyknąć ,,Halo jestem wilkołakiem jak to wytłumaczycie'' i zaraz po tym przemienić się na ich oczach aby nie zamknęli mnie wariatkowie, jak tego dziadka, który kiedyś widział naszą przemianę i zaczął wszystkim gadać. Jednak wracając do teraźniejszości. 
- Jakoś to załatwię. Pójdziesz ze mną jutro do miasta - spytałem się go. Nie chciałem iść sam, a już kilka razy byliśmy.
- Mogę iść z wami tutaj i tak nie ma nic do roboty - powiedział nasz kuzyn Seth
- Jak chcesz - odpowiedziałem jemu.
- Wiem zaprośmy jeszcze Thomasa. W końcu to nasz kuzyn a nic o nim nie wiemy - powiedział Devon.
- Okej to może jeszcze Paula i Jared.
- W sumie to dobry pomysł jesteśmy męską częścią naszego stada nie licząc starszych i dzieciaków. Więc dobrze by było gdybyśmy trzymali się razem 
Okej pozostaje tylko spytać się chłopaków czy mają ochotę wypaść na miasto.
- Seth może ty chłopaków się spytasz? 
Zrozumiałem, że Devon chcę na chwilę pozbyć się chłopaka. Już zaczynałem się bać co za tym idzie. Na pewnie chcę mnie przepytać lub coś innego. Seth uśmiechnął się szeroko. Tego chłopaka nie da się po prostu lubić. Emanuje taką energią oraz jest tak przyjazny, że wszyscy których dopiero pozna są pod jego urokiem. Nie dziwię się, że Lydia z nim jest. Jednak dziwi mnie to czemu on jest z nią. Gdyż Lydią trudno wytrzymać jest opryskliwa tym, że innych ignoruję. To czasem jest wkurzające. 

***

Miałem rację. Gdy tylko Seth wyszedł za drzwi zaczęło się przesłuchanie na temat tego. Jak zamierzam zbliżyć się do dziewczyny i czy jestem pewny aby wciągać ją w nasz świat. Odpowiedziałam mu szczerzę, że nie wiem jak się do niej zbliżyć oraz tak jestem pewny nie wyobrażam sobie kolejnego dnia bez niej. Zwłaszcza, że ona jest jedną z nas. Jest wilkołakiem... Więc moje zakochanie było tak głupie aby zakochać się w człowieku i ciągle o niego się martwić. Rozmowę przerwał nam Seth. Szybko się uwinął. Jednak jak spojrzałem na jego wyraz twarzy zmarłem to nie wróżyło nic dobrego.
- Paweł ścigał się z Magdą i miał wypadek - powiedział do nas. Od razu z Devonem ruszyliśmy do lasu. Widzieliśmy kilka osób gabiących się w miejsce wypadku. Z bratem podeszliśmy do Magdy i odciągnęliśmy ją od chłopaka, który był nie przytomny. Zaraz do niego podeszła Aleksandra. Dotknęła jego szyi i zamknęła oczy. Patrzyłem na to jak zahipnotyzowany oraz próbowałem utrzymać Magdę. Kilka razy dostałem do niej w żebra oraz jeszcze kilka innych miejsc. Jednak nie zamierzałem jej puści. Ponieważ była w szoku...
- Uspokój się nic poważnego mu nie jest. Ma tylko wstrząśnienie mózgu oraz wytrącony bark. Można łatwo mu go nastawić oraz co tego wstrząśnienia również mogę zająć się nim, bo to nie wymaga jakieś specjalne urządzeń medycznych - powiedziała Aleksandra. Miała niezwykłe umiejętność typowe dla strażników połączone z wampirzymi. Co dawało wyjątkową dziewczynę. Jednak według mnie tamta dziewczyna była bardziej niezwykła.
- Czym właściwie jest to całe wstrząśnienie? - spytał się ktoś z tłumu. Aleksandra westchnęła i odchyliła głowę do tyłu na sekundę zamknęła oczy po czym wróciła do normalnej pozycji.
Do wstrząśnienia mózgu dochodzi wskutek uderzenia w głowę tępym przedmiotem lub na skutek upadku, gdy siła urazu w postaci fali uderzenia przenosi się na mózg. Stłuczona tkanka mózgowa ulega nabrzmieniu, co powoduje zaburzenia czynności mózgu. Uszkodzony mechanicznie podczas wypadku mózg jest szczególnie wrażliwy na niedostatek tlenu. Objawem tego stanu jest utrata przytomności, której czas i głębokość zależą od rozmiarów urazu. Następuje zwiotczenie mięśni, zanikają odruchy obronne i nie ma reakcji na bodźce. Po pewnym czasie przytomność wraca, natomiast pojawiają się: niepamięć wsteczna(poszkodowany nie pamięta wydarzeń bezpośrednio poprzedzających uraz), bóle głowy, zawroty, mdłości, czasem wymioty. Czasami brak zaburzeń neurologicznych nie wyklucza obecności zmian pourazowych, dlatego każdy pacjent po urazie głowy powinien być zbadany przez lekarza, który może zalecić wykonanie dalszych badań.  Jednak w naszym wypadku to jest zbędnie bo ja przed chwilą dokonałam wszelkich badań. Jednak jeśli chcecie to możecie go zabrać do szpitala. Pacjent z rozpoznanym wstrząśnieniem mózgu nie powinien pozostawać sam przez 24h, ze względu na możliwość wystąpienia opóźnionych następstw urazu.  Stopniowy powrót do pełnej aktywności trwa ok. 2 - 3 dni.
Jednym z niebezpieczeństw grożących poszkodowanemu jest uszkodzenie naczyń krwionośnych biegnących miedzy powierzchnia mózgu a kostną pokrywą czaszki, co powoduje krwawienie. Krew nie mając drogi odpływu, uciska coraz mocniej na tkankę mózgowa, a to powoduje wzrost ciśnienia śródczaszkowego i ciągły wzrost ucisku na mózg. Poszkodowany może odczuwać zamęt i dezorientację, Jego oddech jest głośny i staje się coraz wolniejszy, ale tutaj nie ma tego jednak nie wykluczam iż nie będzie czuć zamętu lub dezorientacji.  Poszkodowanego, który jest nieprzytomny, trzeba ułożyć w pozycji bocznej ustalonej. Pogotowie wzywa się gdy nie odzyska przytomności w ciągu 3 minut. W przypadku odzyskania przytomności układa się poszkodowanego w pozycji półleżącej, na boku, z uniesionym i podpartym tułowiem. Głowa powinna być odwiedziona do tyłu i skierowana na bok, bo poszkodowany może mieć nudności. Poszkodowanego nie zostawiamy samego, gdyż jego stan może się pogorszyć - powiedziała wykonując czynność przy chłopaku. Wypuściłem z bratem Magdę po wyczułem iż się uspokoiła. Podeszła do dziewczyny.
- Jeśli sądzisz że dasz radę mu pomóc nie zabierzemy go do szpitala - powiedziała do niej Magda. Byłem w szoku, że zaufała w połowie wampirzycy. Przecież wampiry i wilkołaki walczą ze sobą od początku istnienia. Co prawda walczą również między sobą. Jednak to nie zmienia faktu iż w naturze jesteśmy wrogami. Rozumiem, że to niby ma się zmienić ale na razie na to się nie zanosi.
- Jestem w stu procentach pewna, że mu pomogę, a za tydzień będziecie mogli dokończyć wasz wyścig - powiedziała Aleksandra. Na wzmiankę o wyścigu Magda na chwilę zesztywniała jednak szybko założyła maskę.
- Jeśli w ogóle go będziemy dokańczać to bardziej go przygotujemy - powiedziała spokojnie i cicho. Jakby nie chciała aby nikt usłyszał. Thomas przyniósł jakieś niby noszę i zanieśliśmy do jego pokoju. Po czym wróciliśmy do swojego i położyłem się w ciuchach na łóżko nawet nie wiem kiedy zasnąłem. 


Seth


środa, 16 lipca 2014

Bez tytułu: Rozdział 34

Rozdział 34 

 Zuzanna

Pogadałyśmy chwilę i Reb zakończyła rozmowę. Komórkę wsadziłam do kieszeni jeansów i poszłam do Mark’s Bar. Tak naprawdę to jest to takie miejsce, gdzie spotyka się młodzież. Chodzą tam wszystkie nastolatki z Piękła. Miłą atmosfera najnowsze piosenki różnych wykonawców. To jest moje i Reb miejsce. Nasz stolik jest przy pod ścianą. Każdy wie, że siadamy tam z Reb i ewentualnie innymi dziewczynami. Stamtąd mam oko na prawie cały lokal. Oczywiście cały lokal ma oko na nas, ale nikt się tym nie przejmuję.
Weszłam do baru. Rebecca byłą już na miejscu i zamówiła dwie cole plus dużą porcję frytek. Czarne proste włosy opadały jej na ramiona. Oczy miała dwóch kolorach jedno srebrne a drugie niebieskie. Często mówiłam jej, że to dziwne połączenie. Zajęłam krzesełko obok niej. Obydwie siedziałyśmy przy ścianie i każda z nas mogła zauważyć kto przyszedł.
-Dzięki za colę. Zamieniam się w słuch- powiedziałam pijąc zimny napój przez słomkę.
-Wiesz, że w miasteczku są nowi chłopacy. Są mniej więcej w naszym wieku.
-Reb- zaczęłam- słuchaj, jeśli wyciągałaś mnie, żeby mi powiedzieć o chłopakach to muszę powiedzieć, że jesteś niesamowita.
-Wiem- ona była z siebie bardzo zadowolona. Pokręciłam głową i podparłam brodę. Akurat moja bransoletka zabłyszczała pod wpływem słońca.
-Hej, a co to?- zapytała zdziwiona Reb.
-To?- wskazałam na nadgarstek- To bransoletka. Jak by co to powiedziałam mamie, że ją dostałam od Ciebie i niech tak zostanie.
-A tak naprawdę, to od kogo ją dostałaś?- dopytywała się jak to ona.
-Eh.. nie wiem. Wczoraj, gdy wracałam od Ciebie zdarzyło się coś dziwnego…- opowiedziałam jej o całym moim śnie i o dzisiejszym poranku.Widać, że ona lubi takie historie. Ja zresztą też. Sama czytam książki o wampirach, wilkołakach i tego typu podobnych rzeczy. Gdy skończyłam, powiedziała tylko „Wow”
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?- zapytałam patrząc jej w oczy, ale ona nie patrzyła na mnie tylko gdzieś w bok. Podążyłam za jej wzrokiem i wszystko się wyjaśniło. Rebecca mnie nie słuchała. Patrzyła napięciu wysokich i przystojnych chłopaków. Jeden patrzył się w naszą stronę.Odwróciłam się do przyjaciółki.
-Te „wow” to mówiłaś o mojej historii czy o tych chłopakach?- kiwnęłam głową w ich stronę. Reb, jakby dopiero teraz otrząsnęła się z transu, w którym była, spojrzała na mnie.
-Przepraszam, mówiłaś coś?- zapytała jakby nigdy nic.Westchnęłam głęboko i dobitnie powiedziałam;
-Idę do toalety.- Wstałam od stolika i udałam się w stronę łazienki. Gdy wracałam, zauważyłam, że przy naszym stoliku siedzi ten sam chłopak, który wcześniej patrzył w naszą stronę. Podeszłam do nich, ale oni jakby w ogóle mnie nie zauważyli- tak byli zajęci sobą. Nie chciałam im przeszkadzać, ruszyłam więc w stronę wyjścia. Gdy byłam na zewnątrz, zadzwoniła komórka.
-Dlaczego tak długo Ci się schodzi?- zapytała na wstępie Reb.
-Jakbyś nie była taka zamyślona, to może zauważyłabyś, że wyszłam. Przepraszam Cię, ale muszę kończyć. Zadzwonię później. Pa- rozłączyłam się nie dając dojść jej do słowa. Udałam się do  miejscowej biblioteki. Pani Wespick znała mnie od kołyski, więc na mój widok uśmiechnęła się promiennie. Ja zresztą też.
-Dzień dobry, pani Wespick
-Dzień dobry, Zuziu. Widzę, że nie zapominasz o książkach.
-Nie, nie zapominam, tyle co, nie mogę bez nich żyć.Niestety, zapomniałam wziąć te wypożyczone z domu. Mogę przynieść je później?-zapytałam
-Oczywiście. Tylko na pewno.
Kiwnęłam głową i poszłam poszukać dla siebie czegoś ciekawego. W wakacje zawsze dużo czytałam. Koleżanki uważały, że jestem molem książkowym, ale nie przejmuję się tym. Gdyby jednak ktoś kilka miesięcy temu, powiedział mi, że będę czytać książki, to uśmiałabym się na całego. Czasami sama się dziwię, że to robię. Nie wiedziałam, że książki mogą być takie wciągające. Nie jestem wielką romantyczką, nie oczekuję księcia na białym rumaku i nie wierzę w miłość w wieku 16 lat. To po porostu jakieś brednie, jednak czytam książki romantyczne lub takie, które zawierają nutkę romantyzmu. Właśnie chciałam sięgnąć po jedną,ale była zbyt wysoko. Po drabinkę, też nie chciało mi się iść, dlatego starałam się ustać na palcach. Już prawie ją miałam, ale czyjaś ręka mnie wyprzedziła.Od razu zauważyłam, że jest to męska dłoń. Poczekałam, aż ktoś weźmie książkę i odwróciłam się. Stanęłam twarzą w twarz z jednym z tych nowych chłopaków.Owszem był zabójczo przystojny, ale to nie urodą mnie olśniła, ale oczy.Dałabym sobie rękę uciąć, że je gdzieś widziałam. Były intensywne niebieskie. Bardzo, ale to bardzo niebieskie. Podobne śniły mi się w wczorajszym śnie.
-Czy to tej książki szukałaś?- zapytał przystojniak
-Tak- odpowiedziałam i odruchowo wyciągnęłam po nią prawą dłoń. Nieznajomy na nią spojrzał i dał mi książkę
-Ładna bransoletka- ja też na nią spojrzałam, myśląc „Co oni mają z tą bransoletką”.
-Dzięki.- zaczęłam szukać nowej książki. Chłopak poszedł za mną. Po chwili stanął przede mną.
-Nazywam się Gzenio- wyciągnął przed siebie swoją dość dużą dłoń. Ja wyciągnęłam swoją.
-Zuzanna - uścisnęliśmy sobie dłonie i uważnej się mu przyjrzałam .Sam w sobie był duży. Jak to się mówi w romansach „Szerokie bary,wąskie biodra”. Pomimo wzrostu(liczył chyba z dobre dwa metry) wydawał się przyjazny. Uśmiechnęłam się, on odpowiedział tym samym, a mi z zachwytu zaparło dech w piersiach.Spojrzałam  za niego i dostrzegam moją ostatnią książkę. Wszystkie cztery tomy liczące po trzysta i więcej stron powinnam przeczytać w ciągu tygodnia. Zaczęłam iść w stronę pani Wespick, która patrzyła na nas z zainteresowaniem.
-Widzę, że lubisz czytać- zagadnął Gzenio, wskazując dłonią na książki. Oczywiście na samą myśl o tym, że chłopak patrzy na moje romanse puściłam buraka, mimo to uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie, nie lubię. Ja uwielbiam czytać. Co tydzień przychodzę po nowe książki.
Gzenio uniósł brwi.
-Co tydzień? Czytasz cztery takie książki w tydzień?- nie starał się ukryć zdziwienia.
-Tak, takie, mniejsze lub większe.- Podeszliśmy właśnie do biurka bibliotekarki. Położyłam książki na ladzie i poczekałam, aż pani Wespick zapiszę je w mojej karcie. Potem wzięłam książki i wyszliśmy na zewnątrz.
-Gdzie teraz?- zapytał Gzenio.
-Do mnie do domu- powiedziałam.- Miałam niedaleko. Jakieś piętnaście minut drogi.
-A co do tej bransoletki… to mogę wiedzieć kto Ci ją dał?- zagadnął ponownie
Hm… co by tu odpowiedzieć. Powiem mu pół prawdę.
-Przyjaciel- gdy na niego spojrzałam, zauważyłam, że jest zdziwiony- No dobra, tak właściwie, to nie pamiętam gdzie byłam od pewnej godziny, a potem miałam dziwny sen, w którym…przyjaciel uratował mi życie.- tak właściwie to go nie okłamałam- Wiem, że masz mnie za wariatkę, ale taka jest prawda.
-Wcale nie mam Cię za wariatkę.- mocno zaprzeczył - po części Cię…rozumiem.
-Tak?- teraz to ja byłam zdziwiona
-Tak- odpowiedział. Dochodziliśmy właśnie do mojego domu.Odwróciłam się do niego twarzą.
-Hm…mam nadzieję, że się jeszcze dziś zobaczymy?
-Jasne.. czemu nie. O 16 możemy się spotkać w Mark’s Bar,jeśli chcesz.
-Dobrze, w takim razie do zobaczenia.- Odwrócił się i odszedł. Teraz dopiero zauważyłam, że jego koledzy czkali na niego w samochodzie. Uśmiechnęłam się do siebie, pokręciłam głową i weszłam do domu. 

***

Do spotkania zostało mi jeszcze jakieś półtorej godziny.Mama jak zwykle coś pichciła.
-Już wróciłam!- krzyknęłam w stronę kuchni.
-To dobrze!- odkrzyknęła mama- za pół godziny obiad. Pamiętaj, żeby oddać książki do biblioteki.
Poszłam do kuchni, bo doszłam do wniosku, że nie ma sensu krzyczeć. Mama mieszała właśnie coś w garnku, pachniało jak zupa pieczarkowa. Jeszcze lepiej bo to jest moja ulubiona zupa.
-Właśnie wypożyczyłam kilka książek. Oczywiście pani Wespick przypomniała mi o oddaniu pozostałych. Pomyślałam sobie, że zjem obiad, oddam książki i wyjdę do Mark’s Bar.
-No dobrze, ale po co znowu tam idziesz?- zapytała zdziwiona mama.
-Spotykać się z kolegą- odpowiedziałam po chwili wahania.
-Masz na myśli tego przystojnego chłopaka, który Cię teraz odprowadził?- uśmiechnęła się, a mnie zatkało. Teraz pewnie w całym miasteczku będą mówić o tym, że Zuza spotyka się chłopakiem. Po prostu świetnie!
-Tak, mamo, ale od razu Cię uprzedzam, że to tylko kolega. Nikt więcej.
Mama podniosła ręce do góry, w geście poddania się.
-Ja nic przecież nie mówię. Po prostu on jest ładny, nawet dość ładny.
Westchnęłam głęboko.
-Idę do pokoju, zawołaj mnie na obiad, jak będzie.
-Okej...- poszłam do siebie na górę i zaczęłam czytać książkę o wilkołaku, który zakochał się w dziewczynie, która oddała życie za niego.Czytałam tą książkę już kilka razy, ale nigdy mi się nie znudziła. Jest jedną z moich ulubionych, a nie mam ich wiele. Jak zawsze, gdy czytam, zapominam o bożym świecie. Mama musiała mnie już wołać kilka razy, bo, gdy weszła do pokoju, jej mina nie wróżyła niczego dobrego.
-Zuzanna Carol  Tree- nienawidzę jak ktoś tak do mnie mówi - wołałam Cię już chyba z pięć razy. Bądź łaskawa ruszyć swoje cztery litery i zejdź na dół.
-Przepraszam, mamo. Wiesz, że jak czytam książkę, świata nie widzę. Już schodzę- wstał z łóżka, mimowolnie dotknęłam łańcuszka na szyi, który jest w kształcie łezki. Dostałam go od Rebecci na moje szesnaste urodziny. Zawsze go przy sobie noszę. Teraz do kompletu doszła bransoletka.Właśnie obracałam ją w dłoni, kiedy przypomniało mi się pytanie Gzenia „Mogę wiedzieć kto Ci ją dał?” Tak właściwie to nie wiem kto mi ją dał. Nie pamiętam nic z wczoraj wieczorem oprócz moje snu. Może to była rzeczywistość? Ale to niemożliwe. Nie będę się tym przejmować. Usiadłam przy kuchennym stole i zaczęłam jeść. Jednak moje myśli ciągle powracały do snu. Te same oczy miał Gzenio. Jego włosy były w podobnym kolorze, jak sierść tej istoty. Sama już nie wiem co o tym myśleć. Czyżby Gzenio i ta istota to było jedno i to samo? Czyżby….
-Skarbie, dlaczego tak mało jesz?- z moich rozmyślań wyrwał mnie głos matki
-Co?- zapytałam zdezorientowana.
-Pytam się dlaczego mało jesz - powtórzyła. Mój mózg chyba dopiero teraz zaczął normalnie pracować.
-Oh, przepraszam, zamyśliłam się. Już jem.- na potwierdzenie moich słów wzięłam łyżkę kremowej zupy. Naprawdę była przepyszna. Gdy już skończyłam, wzięłam torbę z książkami i udałam się do biblioteki. Pani Wespick jak zawsze uśmiechnięta, tym razem aż promieniała. Wiem, jaki jest tego powód. Pani Wespick wprost uwielbiała plotkować. Ona pierwsza w miasteczku wie najnowsze wieści w miasteczku. Westchnęłam w duch i na twarz przywołałam uśmiech.
-Dzień dobry ponownie, pani Wespick
Starsza pani wykonała nieokreślony gest dłonią.
-Oh, Zuziu, lepiej przejdź do rzeczy i mi powiedz, kto to jest ten miły chłopak, z którym rozmawiałaś.
-Jaki chłopak- zapytałam, żeby zyskać na czasie, chodź dobrze wiedziałam o kogo chodzi.
-Moja droga, to, że przekroczyłam pięćdziesiątkę, nie znaczy, że jestem głupia - Pani Wespick pomachała mi palcem przed nosem- Już dobrze wiesz, że rozmawiamy o tym młodzieńcy, który chodził z Tobą po bibliotece. Podał Ci jedną książkę.
-Oh- udałam, że dopiero tez wiem o kogo chodzi- ma pani namyśli Gzenia? To tylko kolega.
-Teraz to tak się nazywa?- zapytała pani Wespick z szyderczym uśmieszkiem na twarzy
-Pani Wespick!- zawołałam z oburzeniem. Kobieta zrobiła zdziwioną minę,jakby nie wiedziała o co chodzi. Gdy w końcu ochłonęłam, powiedziałam milszym tonem- Przyniosłam książki do oddania.- Pani Wespick zapisała w karcie odpowiednie dane, pożegnałyśmy się i wyszłam z biblioteki. Udałam się na miejsce spotkania z Gzeniem

wtorek, 15 lipca 2014

Bez tytułu: Rozdział 33

Rozdział 33

Magda

Kiedy przywitała Wila pytając ,,po co?''. To szczerzę nie wiedziałam co jej odpowiedzi. Czułam się tak jakbym zapomniała o czymś bardzo ważnym. Choćbym nie wiem jak próbowała nie mogłam sobie przypomnieć. O czym zapomniałam? Co było tak ważne, że teraz nie mogę sobie przypomnieć? I jeszcze ta pustka. Którą odczuwaj jakby brakowało kawałka mnie. Poczułam czyjeś dłonie na moim pasie. Spojrzałam na Pawła.
- Co ja zakonnica? - spytałam się jego. On uniósł brew jakby nie wiedział o co mi chodzi. Złapałam jego dłonie i położyłam sobie na biodrach. - Kiedyś się nie bałeś się mnie dotykać - dodałam po chwili...
- W tedy nie miałaś braci, którzy mogą mnie rozerwać na strzępy - powiedział do mnie, a raczej w mruczał mi do ucha. Chociaż i tak większość słyszała co mi powiedział. Szczerzę wyobraziłam to sobie. Jednak skupiłam uwagę na jednym słowie. Braci?
- Braci? - spytałam się jego.
- No Thmasa i ... dwójki twoich kuzynów - powiedział do mnie, a chodziło mu o ciotecznych. Jednak to słowo bracia. Jakby wywoływało jakieś echo w mojej głowię. Kurwa muszę wiedzieć o czym zapomniałam.
- Aura możesz stworzyć miksturę abym mogła przypomnieć sobie o czym zapomniałam, bo już nie wytrzymałam - powiedziałam do niej chciałam coś jeszcze dodać jednak ktoś wszedł mi słowo.
- Ja już je przygotowałam, bo wiem o czym zapomnieliście wszyscy. Nie miejcie do siebie wyrzutów rzucono na was czar... Teraz proszę zebrać wszystkich, którzy są waszym stadzie. Czy to człowiek, wilk, wampir, Dhampir czy inna gadzina - powiedziała moja babcia. Po patrzałam na nią. To nie będzie trudne, bo jak pokonaliśmy mojego ojca, a drugie stado odeszło. Wszystkich wtajemniczonych zebraliśmy dwóch budynkach. Zebraliśmy ich i ustawiliśmy się w kolejkę pod kantorem babci. Ze wszystkim co rozmawiałam mówił iż również czuję, że coś zapomniał. Kiedy nadeszła moja kolej, a byłam pierwsza. Po wypiciu tego czego co było paskudne. Czułam się jakbym jadła najobrzydliwszą rzecz w życiu. Jednak działo. Gdyż zaraz przypomniałam sobie o wszystkich rzeczach jakiekolwiek w życiu zapomniałam. Różne sceny przelatywały mi przed oczami. Na końcu byłam świadoma. Jedyne słowa jakie wypowiedziałam.
- Zabiję sukę 
Wszyscy popatrzyli na mnie jak wariatkę. Jednak po wypiciu wywaru również mówili różne rzeczy. Thomas zastanawiał się jak mógł zapomnieć o swoim bracie w dodatku, że on jest chrzestnym jego córeczki. Carolin to samo ale bez brata. Kiedy wszyscy pamiętali i Iz.
- Musimy ich odszukać i sprowadzić do nas, bo przy nich jest nasze miejsce. Są częścią stada, które utworzyliśmy. Najpierw Izabela i Mickeal, a później Anna i Marek... Nie spoczniemy puki ich nie odzyskamy. Kto jest ze mną - powiedziałam do nich. Jak na przemowę wyszło mi celująco. Jednak coś z tego alfy mam. W końcu jestem Prawdziwym alfą nie przez odebranie życia poprzedniemu lecz przez charakter. Wszyscy się zgodzili ze mną... Okej przemowa była przednia lecz teraz trzeba jakiś ustalić plan. Poszłam do swojego pokoju. Gdy tylko weszłam zwaliłam wszystkie rzeczy z komody i zaczęła krzyczeć jak opętana. Najchętniej bym coś rozwaliła. Jednak czułam, że muszę się opamiętać. Trzeba mieć plan. Nie możemy tak wkroczyć do królestwa podziemnego i wyciągnąć Iz i Mickaela. Rzuciłam się na łóżko i patrzyłam na sufit jakbym miała z niego wyczytać plan. Nawet nie usłyszałam kiedy ktoś wszedł do pokoju. Zdałam sobie sprawę dopiero jak ta osoba przeklęła mnie. To był Gzenio. Więc byłam podwójnie zaskoczona. Raz, że on zna takie słowa, a dwa co tutaj robi....
- Nie dość mała, że mnie nie ma cały dzień wracam a tutaj każą mi wypić jakieś paskudztwo, to jeszcze musiałem rozwalić nogę, bo ktoś nie umie panować nad sobą. Więc rusz swoje cztery litery i ogarnij to, a później przemień się i pobiegaj po lesie dobrze ci to zrobi. Nie musisz już teraz mieć planu... Ale musisz nad sobą zapanować - powiedział do mnie, a po swojej przemowie wyszedł o tak z pokoju. Że co proszę?! Co to miało być?! Samiec beta mnie poucza co jak ma robić? Trochę miał rację... Zabrałam się za ogarnianie mojego pokoju. Zatrzymałam się na zdjęciu widziałam, że brakowało na nim Iz. Jaki cudem zaklęcie usunęło ją ze wszystkiego, a zwłaszcza mojej pomięć. Jak mogłam ją zapomnieć? Kiedy sprzątnęłam rzeczy wyskoczyłam przez okno w postać wilka. Gzenio miał rację świeże powietrze dobrze mi zrobiło. Mogłam jasno spojrzeć na sytuację. I wiedziałam ja kto rozegrać. W końcu Iz matka odebrała na pamięć. Jednak ona nie zna Iz tak jak ja. Iz wymyśli swój plan ale z naszą pomocą, a my swój. W końcu dziewczyny mogą się łączyć. Wątpię by cokolwiek zerwało więź między nim. Wróciłam do obozu w dobrym humorze. Chciałam podziękować Gzeniowi jednak zniknął gdzieś swoim bratem. Po prostu super. Z nimi zniknęli jeszcze trzech moich kuzynów. Chłopcy po prostu są jak małe dzieci. Człowiek zdąży się odwróć, a oni znikają bez słowa. Chociaż jakby powiedzieli gdzie idą, a nie człowiek musi się zamartwiać. Czy nie wpakują się w jakieś kłopoty. Wróciłam już do swojego posprzątanego pokoju. W którym zastałam Pawła siedział sobie na łóżku jak gdyby nic. Uniosłam brew do góry i spojrzałam na niego zakładając dłonie na klace piersiowej.
- Można wiedzieć co pan tutaj robi? 
- Jak to co czekam na ósmy cud świata - powiedział do mnie i znacząco mrugnął, że to niby było u mnie.
- Dobra skończyć gadać od rzeczy i mów co na prawdę tutaj robisz - powiedziałam do niego. Nie jestem jakąś pierwszą lepszą co miękną kolana na taki tekst. Jeśli chce na mnie zrobić wrażenie musi się bardziej postarać niż to.
- Skoro chcesz proszę bardzo. Chcę dowiedzieć się co jest między nami czuję, że od kiedy stałaś się ... to znaczy od kiedy poznałaś prawdę o swojej rodzinę zmieniłaś się czyje się jakbyśmy oddalali się od siebie. Nie podoba mi się to... Chcę znowu aby było jak dawnej - powiedział do mnie jednak ja jak przystało na kobietę doczepiłam się tych słów których nie powinnam.
- No czym się stałam? Wydusi to z siebie! - prawię krzyczałam na cały domek, nie obóz. Chciałam aby powiedział czym według niego się stałam.
- Wilkołakiem - powiedział nie wiem czemu ale czułam gdzieś głęboko siebie, że nie to chciał powiedzieć w tedy. Lepiej to przemilczeć...
- Może i jestem wilkołakiem ale ciągle jestem tą samą dziewczyną w której podobno się zakochałeś. Myślisz, że mnie nie boli widząc jak patrzysz z obrzydzaniem na inne osoby nadnaturalne. Paweł do jasnej cholery zaakceptuj w końcu to, że świat nie jest taki jaki nam się wydawał, że prócz ludzi istnieją wampiry, wilkołaki, czarownice i inne stworzenia, a ja jestem jedną z nich - powiedziałam do niego. Zaczynał działać mi na nerwy, a to źle może się skończyć. Nie umiem jeszcze panować nad sobą.
- Jak mam to zaakceptować skoro nie zachowujesz się jak dawna TY! Stałaś się bardziej odpowiedzialna oraz potulna robisz to co inni od ciebie oczekują. Kiedyś byłaś bardziej żywiołowa oraz miałaś w dupie to co inni chcą i myślą. Żyłaś w chwilą... Kiedy ostatnio ścigałaś się na motorze? - powiedział do mnie. Również był wkurzony. To była nasza pierwsza sprzeczka. Trochę mnie zabolały jego słowa. Jednak nie dał tego po sobie poznać. Zaśmiałam się na jego słowa.
- A kiedy był ostatnio wyścig? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Przecież jak można się ścigać kiedy nie ma wyścigu.
- Jakby ci naprawdę ci tego brakowało to byś zorganizowała kiedyś takie drobiazgi nie był dla ciebie problem - powiedział mijając mnie. Później jak gdyby nic wyszedł z mojego pokoju. Oj to co nie wybiegłam za nim i złapałam go za ramię. 
- Ścigaj się ze mną teraz! - powiedziałam do niego. On spojrzał na mnie jak na wariatkę, bo zawsze jak się z nim ścigałam to przygrywałam ale teraz stawka jest o wiele większa niż dobra zabawa. Teraz chcę mu pokazać, że ciągle jestem tą samą dziewczyną.
- Dobra skoro chcesz upokorzenia.
- Niedoczekanie twoje... Za pół godziny przy motorach - powiedziałam do niego i go puściłam. Tym razem ja odeszłam nawet nie oglądając się za siebie. Poszłam do pokoju i wyciągnęłam z torby swój ulubiony strój do ścigania. Czyli jeansowe spodnie, białą bokserkę na to skórzaną katanę, glan oraz skórzane rękawiczki bez palców. Włosy zebrałam w koka aby mi nie wchodziły w oczy. Pokarze mu jeszcze, że nie tak łatwo ze mną wygrać. Jeszcze dureń będzie mnie przepraszał. Wyszłam i poszłam do swojego motoru aby go przygotować do wyścigu. 
- Jesteś tego pewna. Przecież nie musisz niczego udowadniać jemu - powiedziała do mnie Auriela. Spojrzałam na dziewczynę.
- Nie tylko jemu udowadniam - powiedziałam siadając na motor. Za chwilę podjechał Paweł. Spojrzałam na niego siadłam z motoru. Wytłumaczyłam mu trasę. Jeszcze poprosiłam chłopaków aby zaznaczyli ją flagami te, które był na jeziorze. Wróciłam na swój motor, a Auriela stanęła na przeciwko spojrzała na mnie. Jej wzrok mówił sam za siebie ,,Jeszcze masz czas zrezygnować''. Pokiwałam przecząco głową. Po mimo dzięków silnika słychać było jej westchnięcie. Po chwili jej wstążka upadła na ziemię, a my ruszyliśmy zabójczą prędkością. Trasa wiodła przez las... Na początku on prowadził jednak nie długo dodałam gazu i wyprzedziłam go, kiedy zbliżałam się do kolejnego zakrętu Paweł w równał się ze mną jednak na jego drodze stało drzewo. Nie zdążył wyminąć zatrzymałam się szybko i pobiegłam do niego. Boże tylko nie to...
- Paweł! - krzyknęłam zdjęłam kas z jego głowy miał oczy otwarte.
- Kocham cię - powiedział do mnie. 
- Nie gadaj bzdur... Nie nie zamykaj oczów. Słyszysz mnie? Paweł?! - krzyczałam do niego. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że płaczę kiedy pobiegli do nas pozostali. Chłopaki próbowali mnie odciągnąć od niego. Czułam jego puls on nie umarł... Przecież jego serce jeszcze biję. Trzeba coś zrobić...

niedziela, 13 lipca 2014

Bez tytłułu: Rozdziła 32

Tutaj bez żadnego obrazka, a nic...

Rozdział 32

Część 1: Zuzanna 

-Błagam, uważaj na siebie- powiedziała Rebecca.
-Oczywiście, że uważam. Robię to przez ponad szesnaście lat i nic mi nie jest.- odpowiedziałam ze śmiechem. Wiem, że moja kuzynka się o mnie martwi. Zawsze mi to mówi, gdy się żegnamy. Tu jest mój drugi dom. Rebecca wie o  mnie wszystko. Tak samo jak ja o niej.Pożegnałyśmy się i poszłam w drogę powrotną do domu. Wracałam zawsze obok parku. Po mimo tego, że było ciemno, nie bałam się. Uwielbiam patrzeć na pełnię księżyca. Może to brzmi, jak jakieś zdanie z romansu, ale nie obchodzi mnie to.Po prostu lubię patrzeć na ten jasny okrąg, na granatowym niebie. Nie ma zachmurzenia, ani nic z tych rzeczy. Tylko księżyc. Rozmyślałam o tym tak długo, że nie zauważyłam grupki chłopaków, którzy mi się dziwnie przyglądali.Przyśpieszyłam kroku. Zauważyłam, że ruszyli za mną. Do wyjścia na ulicę zabrakło mi może z trzydziestu metrów. Była to ciemna dróżka. Oświetlały ją tylko trzy latarnię, stojące w odległości kilkunastu metrów od siebie. Nagle drogę zaszło mi dwóch chłopaków. Byli może ze dwa lub trzy lata starsi ode mnie.
-Siema lala. Co tu robisz o tak później porze? Nie boisz się chodzić sama?
-Nie jestem lala- odpowiedziałam opryskliwie, chociaż rozum podpowiadał mi, żeby tego nie robić. Nie mogłam jednak się powstrzymać- Właśnie idę do domu.
Chciałam ich wyminąć, ale oczywiście mi nie dali. W tym czasie doszli pozostali. Wiedziałam, co mnie czeka, ale serce nie nawalało mi jak szalone, wręcz przeciwnie. Było spokojne, jakby obecna sytuacja w ogóle się nie działa.
-Ej, no poczekaj. Zabawmy się- mówili.- Chyba się nas nie boisz?
-Chyba już wyrośliście z takich zabaw?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Zastanawiałam się czy mi kompletnie odbiło. Stało wokół mnie z siedmiu chłopaków, którzy chcę mnie zgwałcić, a ja z nimi sobie żartuję,jakby byli moimi kumplami. Jeszcze tak to nigdy nie miałam. Ba, jeszcze nie byłam w podobnej sytuacji.
-Widzę, że Ci humorek dopisuję.- powiedział wysoki blondyn o piwnych oczach.- Zobaczymy, czy będziesz taka, jak z Tobą skończymy.- Inni na te słowa wybuchli śmiechem, a mój mózg najwyraźniej zaczął pracować, bo poczułam strach. Chłopak przybliżał się do mnie. Stałam jak wryta. Gdy stałam z nim twarzą w twarz, wyciągnął do mnie rękę i uderzył mnie w twarz. Poczułam ból w policzku. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Odwróciłam się i oddałam mu pięścią w szczękę. Chłopak przewrócił się, a pozostałych zamurowało. Wykorzystałam tą chwilę i uciekłam prze szparę między nimi. Po chwili usłyszałam, że biegną za mną. Zamiast biec prosto, skręciłam w jakieś krzaki. Zaczęłam się między nimi przedzierać, ale noga mi się zablokowała i upadłam na wilgotną ziemię. Ich głosy były coraz głośniejsze, co znaczyło, że się zbliżają. Wiedziałam, że już po mnie. Nie wiedziałam co chciałam sobie udowodnić, przez ten pokaz sił. Mało mnie to obchodziło. Moje rozmyślenia przerwał jeden głos.
-Znaleźliśmy ją. Chodź, Tom zabawisz się trochę.- Ostre światło latarki zaświeciło w moją stronę. Zasłoniłam ręką twarz. Widziałam, jak chłopacy się do mnie przybliżają z szyderczymi uśmieszkami na twarzy. Nagle ich zachowanie się zmieniło, tak samo ja wyraz na twarzy. Stanęli jakby sobaczyli ducha, a ich twarzy stałe się białe, a oczy wytrzeszczone. Po mimo tego, że była mała widoczność, widziałam wszystkie szczegóły. Do moich uszu doszło coś jakby warkot silnika jakiegoś motoru. To niemożliwe, żeby przestraszyli się motoru.Po za tym ulica była za nimi, a nie przed. Dźwięk coraz bardziej się nasilał.Chłopacy patrzyli to na mnie to za mnie. Nie wiedziałam o co im chodzi. W końcu usłyszałam, jakby warczenie psa. Miałam jakieś przeczucie, że ten piec był tuż nad moją głową. Cała się spięłam. Chłopacy zaczęli się wycofywać. Uciekali tak,że aż kurz się za nimi niósł. Coś chuchało mi we włosy. Wzięłam głęboki oddech,jako tako usiadłam i powoli odwróciłam głowę.
To co przed sobą zobaczyłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Najpierw ujrzałam wielkie łapska, takie jaki u wilka lub psa. Te były ogromne. Miały kolor ciemno-brązowy. Potem ujrzałam szeroką klatkę piersiową. Bardzo włochatą. TO COŚ- bo nie wiem jak mam to nazwać- pochyliło swój łeb i ujrzałam najpiękniejsze niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek w życiu widziałam. Patrzyły na mnie z ciekawością. Były ciemne, ale powoli stawały się jaśniejsze, aż w końcu przybrały barwę czystego nieba. Istota przeszła i ustała przede mną. Pochyliła swój łeb nad moją nogą i otworzyła paszczę. Przez chwilę myślałam, że chcę mnie pożreć, ale ona tylko odblokowała moją uwięzioną nogę.Miała duże i prawdopodobnie bardzo ostre zębiska. Było ich wiele.  Bardzo powoli podniosłam się z ziemi i istota też się wyprostowała. Dopiero teraz zauważyłam, jaka jest wysoka- to, że jest ogromna stwierdziłam po rozmiarze łap- Była wielkości konia, ale go wcale nie przypominała. Było to coś podobnego do wilka, tylko, że ten wilk był jakby w rozmiarze XXL. Złapałam się za czoło i pokręciłam głową.
-Dobrze się czujesz?- doleciało do moich uszu. W pierwszej chwili pomyślałam, że się przesłyszałam. Ale istota, która przypominała wilka, powtórzyła pytanie.
-Ty…ty…ty gadasz..?- wykrztusiłam.
-Oczywiście, że potrafię rozmawiać- odpowiedział nieznajomy.Miał bardzo miły i bardzo…seksowny głos. Spodobał mi się od razu. Istota powtórzyła pytanie.
-Czy dobrze się czuję?- zapytałam. Kiwnął głową.- Czuję się wspaniale.- Popatrzyłam na niego uważnie. Miał śliczne oczy i pięknego koloru sierść. Zaśmiałam się sama z siebie, zamknęłam oczy i już ich nie otworzyłam do rana. 
 ***
Po przebudzeniu pomyślałam, że to był bardzo beznadziejny sen. Najbardziej beznadziejny, ze wszystkich moich snów. Wstałam z łóżka i poczłapałam do łazienki. Poczułam coś na ręku. Okazało się, że mam na nadgarstku zawieszoną bransoletkę z jakimś znaczkiem z literą G. Była delikatna, a zarazem widziało się w niej siłę. W lustrze zobaczyłam swoje odbicie. Nie wyglądało najlepiej. Potargane włosy. Znajdowało się w nich błoto i liście. Nie wiem, jak ja się do takiego stanu doprowadziłam.Postanowiłam wziąć gorący prysznic. Moje mięśnie pod wpływem gorąca stawały się mniej spięte i bolesne. Po prysznicu poczułam się jak nowo narodzona.Potrzebowałam tylko jakiegoś porządnego śniadania. Zeszłam na dół i zobaczyłam mamę krzątającą się po kuchni. Jak zawsze z samego rana.
-Cześć mamo- powiedziałam.
-Cześć skarbie. Mam pytanie.- powiedziała, gdy usiadłam przykuchennym stole i zajadałam się jajecznicą na bekonie.
-Dawaj- mówiłam z pełnymi ustami, więc wyszło trochę niewyraźne.
-Kiedy wczoraj wróciłaś do domu?
Zmarszczyłam czoło. W ogóle nic nie pamiętałam od momentu wyjścia od Rebecci.
-Wiesz.. tak właściwie to nie wiem. Pamiętam tylko, że wyszłam od Rebecci, a potem obudziłam się w swoim łóżku.
Mama też zmarszczyła czoło.
-Nieważne- powiedziała i machnęła ręką- tak po za tym to dzwoniła Reb. Prosiła,  żebyś do niej zadzwoniła. Mówiła, że to ważne. Tak w ogóle to skąd masz taką śliczną bransoletkę?
-Eee.. dostałam od Rebecci. Powiedziała, że to na szczęście i w imię naszej przyjaźń, czy coś takiego. Znasz ją.
-Tak, znam. Jest naprawdę śliczna.
-Dzięki
Poszłam do siebie się przebrać w jeansy i biały, bawełniany podkoszulek. U siebie w pokoju też miałam telefon. Wybrałam numer przyjaciółki i po chwili usłyszałam znajomy głos.
-Halo!
-Hej! Słucham Cię, co to za ważne wiadomości?
-O Boże! Ja już się tak martwiłam- powiedziała Rebecca, tym swoim głosem- Dlaczego wczoraj nie puściłaś mi sygnału. Zadzwoniłam i okazało się, że tu już śpisz. Dobra, mniejsza z tym. Musimy się spotkać.- Po prostu wiedziałam!- Za pół godziny w naszym miejscu.
-Oki, ale zajmij nasz stolik.- powiedziałam

Część 2: Gzenio

Miałem dość tylko obozu. Bez mówienie nikomu poszedłem do najbliższego miasta. Szedłem w ludzkiej postać obserwując księżyc na niebie. Kiedy nie daleko mnie przebiegła dziewczyna, a za nią biegło siedmiu chłopaków. To nie wróżyło nic dobrego. Pobiegłem w tym samy kierunku. Jednak nim dotarłem do dziewczyny. Zauważyłem, że uderzyła jednego i znowu zaczęła biec. Jeden chłopaków pomógł wstać koledze. Jak na dziewczynę musiała mocno przywalić. Skoro tamten się przewrócił. Zatrzymałem się i oceniłem sytuację. Dziewczyna biegła przez krzaki w stronę rzeki. Przemieniłem się i pobiegłem ścieżkom, a później przez rzekę. Co to za problem dla duże wielka. Skradałem się w stronę dziewczyny. Czułem wyraźny zapach strachu i krwi. Więc nie potrzebowałem latarki jak oni aby ich znaleźć. Chłopaki jak tylko mnie zobaczyli poczułem wyraźną woń ich strachu dobrze im tak nie wiedzą co to strach. Zawarczałem na nich kilka razy po czym podszedłem do dziewczyny. Chciałem się przemienić. Jednak zadałem sobie sprawę, że to nie zbyt dobry pomysł. Jak ja jej to wszystko wytłumaczę. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały. Była bardzo piękna... Zresztą wszystkie dziewczyny są piękne bez wyjątku. Tylko nie którzy nie umieją dostrzec w nich piękna. Nie mówiła nic przez jakiś czas tylko patrzyła mi w oczy. Zauważyłem, że jej noga zahaczyła o korzeń. Podszedłem do niej i uwolniłem jej nogę. Później w budzi czułem smak drewna. Dziewczyna podniosła się ziemi...
- Dobrze się czujesz - kurczę co ja zrobiłem powiedziałem do niej w postać wilka. Miałem zachowywać się jak zwierzak. Co za głupiec ze mnie... Zaraz ucieknie z krzykiem i będzie opowiadać o gadającym wilku. Po prosu super. Powtórzyłem pytanie... 
-Ty…ty…ty gadasz..?- wykrztusiła. Spojrzałem na nią. Serio nie no wcale nie umiem mówić. Chwila przecież jestem pod postaciom wilka nie powinienem mówić. Jednak już nie cofnę. Trzeba było nie powtarzać pytania.
-Oczywiście, że potrafię rozmawiać- odpowiedziałem jej.
-Czy dobrze się czuję?- zapytała. Kiwnąłem głową.- Czuję się wspaniale.- Popatrzyłam na niego uważnie. Miał śliczne oczy i pięknego koloru sierść. Zaśmiałam się sama z siebie, zamknęłam oczy i już ich nie otworzyłam do rana.  Tak po prostu straciła przytomność. Po prostu super. Przybrałem postać człowieka. Nie mogę jej tutaj zostawić tak. Przejrzałem jej kieszenie jednak nie miała tylko kartę biblioteczną. Więc ma na imię  Zuzanna. Ładne imię dla ładniej dziewczyny. Był adres zamieszkania... Wziąłem ją na dłonie i zaniosłem do domu. Na szczęście wszyscy u niej spali. Zajrzałem do jednego pokoju. Na łóżku leżała jakaś kobieta. Po ciuchu wycofałem się. Następny wyglądał mi jak na pokój dziewczyny. Zostawiłem jej pamiątkę na dłoń i wyszedłem po ciuchu z jej domu. Wróciłem do obozu... Starając zapomnieć o dziewczynie...


czwartek, 10 lipca 2014

Bez tytułu: Rozdział 31


Rozdział 31

Część 1: Mickael

Nie zbyt dobrze czułem się tutaj to wszystko mnie przytłaczało. Jeszcze ten pokój nadawał by się idealnie do horroru. Jednak najważniejsze to, że jestem z Izabelą nie ważne co nas spotka w tym świecie damy radę i przejdziemy przez to razem. Przecież ja jej nigdy nie zostawię. Za bardzo ją kocham... Może to wydawać się dziwne, że tak krótkim czasie stała mi się tak bliską osobą. Jednak według mnie to nie jest wcale dziwne. W końcu jestem wilkołakiem. Istotą, która miała nie istnieć, a istnieję.Usiadłem na łóżku i spojrzałem na dziewczynę. Ona jakby wyczuła, że się jej przyglądam i odwzajemniła spojrzenie. Za chwilę się zaśmiała.
- Dobrze, że masz dobry humor. Mogłabyś tak łaskawa i podzielić się nim ze mną - powiedziałem do niej w końcu chętnie też się pośmieję razem z nią. Iz przestała się śmiać trochę czasu jej zajęło opanowanie się.
- Jasne... To nic wielkiego jakiś czas nauczyłam się śmiać ze wszystkiego co można. Musisz przyznać, że zawodowo pakujemy się w kłopoty... Najpierw twój ojciec, później ta cała historia z pijakiem i morderstwem, następnie wypadek i moja ucieczka, a teraz to... - powiedziała do mnie. Ja nie widziałem nic śmiesznego jednak po chwili Iz rzuciła się na łóżko.
- Jestem szurnięta - podsumowała Iz, między wybuchami śmiechu.
- Nie, nie jesteś - sprzeciwiłem się jej - Jesteś jedynie chora psychicznie - dodałem, a ona uderzyła mnie w rękę. Popatrzałem na nią. Następnie unieruchomiłem jej dłonie i spojrzałem w jej oczy,  już miałem powiedzieć jej, żeby się zachowywała, ale mnie uprzedziła. Spryciula...
- Wygrałeś już przestaje - powiedziała do mnie. Pocałowałem ją i wróciłem do poprzedniej pozycji. - Kocham cię - dodała Iz. Kolejny raz spojrzałem na nią, a ona mnie pocałowała.
- Wiem o tym i ja ciebie kocham... Teraz chodzimy spać. Lepiej być wypoczęty na to co przygotowała twoja matka - powiedziałem do niej najchętniej nigdy bym nie szedł spać jeśli tylko mógłbym. Jednak niestety po za nami jest jeszcze świat. Z którym trzeba się zmienić.
- Fajna jest nawet moja siostra - powiedziała Izabela. Uśmiechnąłem się do niej.
- Wiesz jak na dziewczynę masz strasznie dużo nieznanych sióstr - powiedziałem do niej i uśmiechnąłem się do niej. Odwzajemniła uśmiech...
- No wiesz nie moja wina, że się ukrywał. Teraz idę się myć - wstała z łóżka i poszła do łazienki. Patrzyłem się na czarny sufit. Z tą czarną podłogą pokój wydawał się mały oraz sprawiła wrażenie, że sufit jest nisko zawieszony. Ktoś nie znał zasad jak kolorem kształtować wielkość pokoju. No cóż mam nadzieję, że nie zabawmy tutaj długo. Izabela wyszła miała na sobie satynową błękitna koszula nocna z licznymi falbankami i koronkami. Izabella widząc moje spojrzenie. Skierowałam palec w moją stronę.
- Tylko słowa a obiecuję ci, że cię zabiję - powiedziała do mnie. 
- Okej nic nie mówię... Albo powiem wyglądasz ślicznie - powiedziałem do niej i poszedłem do łazienki. Tam to samo łazienka była w kolorach czarnym, białym i czerwonym oraz macą nie potrzebnych gadżetów. Wszedłem do dużej wanny i zrelaksowałem się niej. Miała wiele przydatnych funkcji. Jednak i tak już długo w niej siedziałem. Ponieważ już zaczęły mi na dłoń robić się tak zwane zmarszczki. Wyszedłem z wany na szafce widziałem ubranie był to same bokserki z samej koronki. O to co nie na pewne tego nie założę. Już wolę zostać przy swoich. To coś rzuciłem do kosza, który stał obok szafki. Niech im się śni, że ja założę coś takiego. Nie doczekanie ich. Wyszedłem z łazienki, a Iz spojrzała na mnie. 
- Co nie spodobał się ci prezent - powiedziała z uśmiechem położyłem się na łóżku i ją pociągnąłem do siebie. 
- Przyznaj się, że chciałabyś mnie w nich zobaczyć - powiedziałem do niej pół żartem.Ona tylko rzuciła we mnie poduszką. Wzięłam poduszkę z podłogi i podszedłem do łóżka. Później pociągnąłem Iz do siebie. Przytuliłem dziewczynę do siebie... I tak zasnęliśmy...

Część 2: Izabela
      
 Wczoraj wieczorem był najbardziej udany ze wszystkich. Po raz pierwszy z Mickael zostaliśmy sami i bez obawy, że ktoś wejdzie. Mogliśmy nacieszyć się swoją obecnością oraz zapomnieliśmy, że znajdujemy się w pieklę. Rano obudziłam się przed chłopakiem. Chciałam ubrać swoje wczorajsze ubrania. Jednak nigdzie nie mogłam znaleźć. Ani ciuchów, ani bielizny zupełnie nic. Podeszłam do szafy... Muszę ubrać coś z niej. Jednak za nim otworzyłam drzwi. Chciałam przygotować się na to co jest pewne. Otworzyłam szafę i zaczęłam przeglądać jej zawartość. Jednak z każdym kolejnym ubraniem coraz bardziej się załamywałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy obudził się Mickael.
- Cześć - powiedział do mnie, a ja o mało nie dostałam zawału. Jak usłyszałam śmiech jego spojrzałam na Mickaela. Jednak ten nie przestał się śmiać.
- Nie śmiej się... Zobacz jakie ubrania tutaj są... Rockowe, metalowców i gotyckie wyzywające, w kolorze czarny i czerwone. Już zaczynam tęsknić za swoim niebieskim swetrem - powiedziałam do niego. On spojrzał na mnie i podszedł. 
- Nie jest takie źle załóż tą koszulkę, skórę i jeansy - powiedział podając mi czerwoną koszulkę z czarnym nadrukiem, czarną skórę i ciemne jeansy. Spojrzałam na te ubrania krytycznym wzrokiem. Stwierdziłam, że nawet się nadają.
- Dzięki - powiedziałam do niego. Poszłam do łazienki ubrałam na siebie. Z obuwia wybrałam czarne glany. Które założyłam na nogi.- Poczekać na ciebie, czy mogę już wyjść? Zobaczyć ten pałac - dodałam po chwili. 
- Wiesz jak chcesz to idź ja na razie i tak nie mam ochoty chodzić ani widzieć te wszystkie stworzenia - powiedział Mickael. Dałam mu całusa i wyszłam... Szłam jakiś czas gdy zatrzymałam się wpadła na jakąś dziewczynę. Miała włosy tak utlenione, że kolorem podchodził do białego, ale to był blond. Spojrzałam na jej mocno wymalowaną twarz. Oczy był otoczone czarną krętkom, a usta szminką bordową. Ubrana była koronkową bluzkę na ramiączka na to czarną skórę do tego czarna miniówka i tego samego kolor szpilki. 
  -Jak chodzisz?! – powiedziałam do niej. W końcu to ona na mnie wpadła. Byłam na nią zła, bo nawet nie łaska powiedzieć przeprasza.
-Jak człowiek, a co? Sama mnie potrąciłaś – syknęła do mnie dziewczyna. Że co?? Niby ja stojąc ją potrąciłam. Nic no... Chyba ma wysokie mnie wanie o sobie.
-No chyba śnisz. - powiedziałam do niej...
-Ja śnię? – dziewczyna zmierzyła mnie wrogim spojrzeniem. – Ty lepiej się obudź, bo to nie bajka, księżniczko – jej głos ociekał jadem.
-Ciekawe stwierdzenie. Skąd je wzięłaś? Z internetu? – „księżniczka”?? Już chciałam wyminąć ją, kiedy ta ona mnie uderzyła. Tylko raz. W twarz. Potem odeszła, mówiąc „pomyśl, jak następnym razem będziesz chciała ze mną zadrzeć''. Spojrzałam na oddalającą się dziewczynie, a dłoń przyłożyłam do policzka. Jak wszyscy mają tutaj być tacy jak ona to ja już wolę wróć do wampirów. Chwila przecież Channah była wczoraj taka przyjazna i miła.
- Widzę, że poznałaś naszą siostrę - powiedziała naglę pojawiając się za moimi plecami Channah. Zaskoczona jej obecnością spojrzałam na dziewczynę. 
- Siostrę? - spytałam się jej nie wierząc, że takie coś może być moją siostrą. Channah uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniła tym samym. Nie wiedziałam co myśleć o niej. 
- Tak ona jest naszą siostrę. Jej ojcem jest jakiś Inkub, a ona jest Skkubem ma na imię Hesriana - powiedziała mi Channah. Ciekawe imię Hesriana ciekawe czy coś znaczy ten imię.
- Co ona ma do mnie? - powiedziała spytałam się jej.
- To, że jesteś starsza od niej... W tym świecie ty i ... Auriela urodziliście się od ziemski miesiąc przed nią. Według prawa jesteście następczynie królestwa - wytłumaczyła mi.
- Ale ja nie chce być żadną następczynią - powiedziałam do niej. Jedyne co chce to normalne życie, mieć rodzinę, przyjaciół, pójść i skończyć studia. Nie chcę być żadną królową piekła.
- Matka zmusi cię być przyjęła po niej tron. Przykro mi - powiedziała Channah spojrzałam w jej oczach widziałam w nich rzeczywiście smutek i żal.
- Niech sobie próbuje ja nigdy nie będę jak ona - powiedziałam do niej. Była pewna swoich słów. Zwłaszcza, że nigdy nie przywyknę do tego rodzaju ubrań. Wątpię, że zawsze uda się uniknąć tego ubierania się jak Hesriana. 
- Okej pewnie jesteście głodni. Chodzi zaprowadzę cię do kuchni zamówisz coś dla siebie i swojego słodkiego chłopaka - powiedziała Channah. Nie zdążyłam nic powiedzieć, bo dziewczyna pociągnęła mnie za sobą. Nie wiedziałam o co chodzi jej z tym ,,zamówić''. Przecież kuchni przygotowuje się posiłki, a nie zamawia. Lecz wszelkie nie dopowiedzenia minęły, kiedy znalazłam się w kuchni. Było tam pełno ludzi ubranych na biało. Podszedł do nas chłopak miał krótkie włosy. Był ubrany w smoking... 
- Witam wasze wysokość w czym mogę wam służ - powiedział do nas chłopak. Znowu to... Dlaczego na litość boską nazywają mnie ,,wasza wysokość''. Przecież nie jestem żadną wysokością ani też nie jestem jakoś wysoka.
- Ja poproszę to co zawsze, a dla Izabelli dwa razy danie dnia bez alkoholu - powiedziała Channah. Kiedy usiadaliśmy przy stoliku.
- Co jest daniem dnia? Dlaczego powiedziałaś bez alkoholu? - spytałam się jej.
- Śniadaniem dnia dzisiaj są zwyczajne płatki, a powiedziałam bez alkoholu, bo oni tutaj nawet do herbaty dodają alkohol. Więc lepiej zawsze to mówić. Jeśli nie chcesz być wiecznie pijanym - powiedziała do mnie. W tym samym czasie chłopak przyniósł nam nasze dania na wózkach. Channah chwyciła swój, a ja swój. Poszłam do pokoju. Gdzie był Mickael...
- Jesteś głodny? Bo przywiozłam płatki - powiedziałam do chłopaka. Okazało się, że jest głodny. Usiadaliśmy przy stoliku na balkonie i zjedliśmy śniadanie...



Hesriana