Mam nadzieje że ktoś to czyta :)
Rozdział 19
Część 1: Izabela
Czy wam też się zdarza taki dzień że myślicie że gorzej już nie może, a tu okazuję się że jednak tak. Ja właśnie taki dzień przeżywam każdego dnia. Bez wyjątku kiedy z czym się uporam to dowiaduję się innych rzecz i to niszczy wszystko jak boba atomowa. Jednak wiecie nie ma takiej rzeczy z którą człowiek by nie mógł sobie poradzić. Przecież jakby ktoś u góry wiedział że nie damy rady po co by dawał nam taką próbę. Zawsze tak myślałam i będę. Dobra jeszcze raz sobie przeanalizuje co wiem.
Na samym początku że moja siostra została podmieniona z siostrą mojego chłopka. Jego ojciec jest szefem mafii i chce żeby rodzina była razem. Rodzice któryż mnie wychowali nie są nimi naprawdę. Ja i moja siostra bliźniaczka jesteśmy jakąś tam hybrydami wszystkich ras i inne rasy albo nam pomagają albo na nas polują. Mój chłopak i przyjaciółka Magda oraz ich rodzina to wilkołaki. To chyba wszystko czy coś pominęłam... Ah tak! Według moich snów należę również do potężnego rodu czarodziejek. Tym razem wszystko chyba że jeszcze czegoś się dowiem. Jednak jeszcze mam tyle nie wyjaśnonych spraw. Wiem jedno już mnie nic w życiu nie zdziwi. Moi goście musieli już wyjść z oddziału bo skończyła się godzina odwiedzin. Ten szpital jest jakiś dziwny kazali im opuści całkowicie szpital. Jednak Mickael obiecał mi że będzie miał mnie na oku przez całą noc. Ufam mu że tak jest. Poszłam do łazienki chciałam się umyć oraz przebrać piżamy bo jestem zmęczona. Piżamę dostałam z szpitala bo spać trzeba w ich. Była to biała koszmarna koszula nocna do tego laczki również białe. Może tu nie znają innych kolorów? Nie wiem na pewno przydało się by zmienić co nie co. Jednak ja tu nie jestem od zmian tylko do zdrowienia. Wyszłam z łazienki z mokrymi włosami i usłyszałam jak ktoś puka.
- Proszę - powiedziałam nie pewnie. Jednak jak drzwi się uchyliły i zobaczyłam że to Carolin z małą ulżyło mi.
- Możemy spać na twojej sali jeśli nie masz nic przeciwko? - spytała się mnie.
- Jasne że nie mam. Będzie raźniej jak ktoś będzie spał obok - powiedziałam do niej. Ona ustawiła wózek łóżeczko szpitalne obok drugiego łóżka tak żeby nikomu nie przeszkadzał.
- Dzięki. Izabela? - spytała się nie pewnie.
- Tak... - bałam się tego co ma mi do powiedzenia.
- Nadal chce żebyś to ty była chrzestną Anastazji. - Powiedziała patrząc prosto mi w oczy. Nie wiedziałam co mam myśleć a już na pewno jak się zachować.
- Przecież mnie nawet dobrze nie znasz - powiedziałam pierwsze co mi przyszło do głowy. Taka prawda ja nawet nigdy z nią nie rozmawiałam. Dlaczego akurat mnie wybrała?
- Masz rację ale słyszałam o tobie dużo od Magdy, Mickaela i Thomasa. Głęboko w sobie bym chciała żeby moja córka była taka jak ty - powiedziała Carolin. Spojrzałam na nią bo nie byłam pewna czy żartuję czy mówi poważnie.
- Carolin jest mi miło że chcesz żebym została matką chrzestną Anastazji. Jednak... - nie wiedziałam jak to powiedzieć.
- Iza. Mogę tak do ciebie mówić? - skinęłam głową na znak zgody. - Nie bój się tego co przyniesie jutro. Ważne jest co się dzieję w dej chwili. Jeśli będziesz bała się następnego dnia możesz cię minąć wiele wspaniałych chwili. Uwierz mi będziesz kiedyś żałowała że bardziej przejmowałaś się tym co kiedyś może się stać niż tym co dzieję się teraz - powiedziała do mnie. Wiedziałam że ma rację. Jednak to było trudne zapomnieć o tym że jestem na celowniku. Muszę żyć tym co się dzieję teraz, bo w ten sposób spędzam czas z bliskim, a jeśli kiedyś mnie zabraknie będą mieli co wspominać. Zobaczą mnie szczęśliwą, a nie ciągle przerażoną następnego dnia.
- Zgoda zostanę chrzestną - powiedziałam do Carolin, a ta od razu rzuciła mi się na szyję. Przewracając na obie na podłogę. Bolał mnie trochę tyłek od upadku ale dam radę. Od dzisiaj będę szczęśliwą nastolatką, a nie bojącą się hybrydą. Carolin wstała ze mnie ja również się podniosłam z podłogi. Usłyszałam lekkie pukanie w okno. Pomyślałam że to pewnie drzewo. Zaraz koło mojego okna nie ma drzewa. Szybko się obróciłam i zobaczyłam Marię. Spojrzałam na Carolin. Lecz ta patrzyła szeroko otwartymi oczami w okno. Wzruszyłam ramionami i otworzyłam okno.
- Dziękuję już myślałam że będę tam do rana siedziała. Zbierajcie się zabieram was stąd. - powiedziała wchodząc przez okno.
- Dlaczego? - spytałam się jej bo dla mnie to nie miało sensu.
- Lekarz coś kombinuję. Nie wiem co ale dla waszego bezpieczeństwa nie powinniście tu zostać. - powiedziała nie patrząc na żadną z nas. Ona to ciotka Mickaela powinnam jej ufać. Więc ubrałam spodnie i bokserkę i na to bluzę. Carolin ubrała bluzkę na długi rękaw, spodnie oraz marynarkę. Zawinęła małą w kocyk. w tedy do pokoju przez drzwi weszła druga Maria.
- Nie idzie z nią. To nie prawdziwa ja - powiedziała Maria ta co weszła przez drzwi. Nie wiedziałam która jest prawdziwa i nie umiałam też tego zobaczyć, bo nie znałam jej zbyt dobrze.
- Jeszcze czego.- Maria pierwsza wyglądała na urażoną. - Oczywiście że to ja jestem prawdziwa.
Patrzyłam na Carolin miałam nadzieję że to ona będzie wiedziała która jest prawdziwa. Kiedy naglę Carolin straciła przytomność i upadła ziemię. Na szczęście na plecy, ponieważ w ten sposób dziecku nic nie będzie. Podbiegłam do niej wyjęłam małą która płakała z objęć Carolin. Co robić kiedy ktoś strać przytomność.
- Nic jej nie jest? - spytała się któraś Maria.
- Nie wiem nie znam się na tym. - trzymałam małą na dłoniach i próbowałam zobaczyć czy oddycha. Jednak nie miałam innego pomysłu jak to sprawdzić tylko ten z przyłożeniem lusterka do ust. Byłam przerażona bo nie wiedziałam co ma robić. Która jest prawdziwa? Czy trzymać małą, czy włożyć ją do łóżeczka? Na pewno odrzuciłam danie któreś z nich. W tej chwili nie ufałam żadnej.
- Mickael! - krzyknęłam nie obchodziło mnie to że jest cisza nocna oraz nie ma godzin odwiedzin. Potrzebowałam go. Jemu ufałam najbardziej na świecie. Usłyszałam jak coś upada na podłogę spojrzałam przez łzy. To był Mickael wskoczył przez okno. Jedno spojrzenia na mnie już był przy mnie. Później przez okno wpadło zimę powietrze po chwili zobaczyłam Lysandra.
- Trzeba zbliżyć ją do okna - wziął ją na dłonie i położył bliżej okna. na kocu z łóżka. Później ułożył ją tak zwanej pozycji bezpiecznej. Ja tym próbowałam małą uspokoić żeby tak nie płakała. Lecz za nim zaczęłam sama musiałam być spokojna. Dzieci małe doskonalę wyczuwają nasze emocję. Na szczęście kilka około 5 minut później Carolin odzyskała przytomność.
- Nie wstawaj leż. Oki? - powiedział do niej Lysader. Później spojrzał na dwie Marii. - Nie będę się pytał, która z was jest prawdziwa ponieważ wiem że żadna. Prawda Mickael? - powiedział najpierw patrząc na kobiety, a później na Mickaela.
- Tak Maria jest w domu. Zaraz tu będzie. - powiedział w tedy jedna próbowała uciec. Chłopaki jej nie dali. Malutka nie płakała patrzyła na mnie tymi swoim dużymi oczami. Była taka piękna i słodka. Wytarłam dłoń jej budzie bo trochę ślina jej poleciała, a nie miała koło siebie żadnej chusteczki. Jej ślina mojej dłoń mnie parzyła. Nie wiedziałam co się dzieję. Włożyłam małą do łóżeczka i próbowałam wytrzeć dłoń o spodnie. Jednak na nic to się zdało.
- Miejcie oko na małą muszę iść do łazienki. - powiedziałam i szybko weszłam do niej. Próbowałam umyć dłoń jednak nic dalej mnie piekło i sekundy na sekundę coraz mocniej zamknęłam drzwi i usiadłam pod nimi. Tuliłam dłoń w brzuch żeby przestało mnie piec. Czułam jak do oczów napierają mi łzy. Co się dzieję? Dlaczego to tak piecze? Przecież wiele razy dłoń wycierałam twarz niemowlakom. Usłyszałam pukanie do drzwi i po chwili głos Mickaela.
- Iz nic ci nie jest? - słychać było troskę oraz zaniepokojenie w nim. Byłam na siebie zła że to z mojej winy. Nic nie odpowiadałam, bo wiedziałam że mój głos mnie wyda. - Iz jesteś tam? - zapukał w odpowiedzi drugą dłonią żeby wiedział że jestem i wydobyłam z siebie.
- Mhm - ciche wiedziałam że wilkołaki mają dobry słuch. Dlatego też nie mówię nic tylko pozwalam łzą lecie. Ich nie dam rady zatrzymać. Spojrzałam na moją rękę to co z nią było rozpowszechniało się, bo coraz większy część dłoń stawała się czerwona i mnie piekło. Wstałam podeszłam do umywalki i odkręciłam zimną wodę włożyłam te dłoń pod nią miałam nadzieję że to coś da. Co mi jest? To pytanie nie dawało mi spokoju. Nie wiem ile czasu już siedziałam w niej aż usłyszałam głos Aurielie.
- Co się dzieję? - spytała się.
- Nie wiemy nie chce nam nic odpowiedzieć. Ej co z twoją ręką. - Ej z czym? Dobrze słyszałam ona również coś ma z ręką. Jej chyba nic nie boli bo nie słyszę w jej głosie. Mnie już bolała już cała ręka i trochę pleców. Leżałam na zimnej podłodze bo chłód jej trochę powodował że ból był mniejszy.
- Nie wiem jakąś godzinę temu zaczęła mi czerwienić. Najpierw dłoń, a później to się rozpowszechniało i zajmowało większą kawałek. Iza jesteś tam? - spytała się mnie Aurielia uderzyłam nogą o drzwi. - To powiedz coś bo pukać może każdy.
- Mhm. - Nie chciałam więcej nic mówić bo wiedziałam że w moim głosie będzie słychać że cierpię. Jeśli mam tu umrzeć to nie chce żeby oni wiedzieli jak mocno cierpiałam.
- Na nic więcej cie nie stać? - spytała się była już bliżej drzwi. Ponieważ jej głos by wyraźniejszy. Muszę coś im powiedzieć bo nie dadzą za wygraną. Mam już pomysł wstał uderzyłam z całej siły o szafkę.
- Aua. Nic mi nie jest. Przynajmniej nie było bo teraz uderzyłam się w szafkę - miała rację mój głos by inny. Modliłam się o to żeby oni to kupili.
- To chodzi do nas czemu tam siedzisz? - spytała się Carolin. Nie proszę dajcie mi święty spokój. Wiedziałam że chodzi bym zaklinała w duszy to oni mnie samej nie zostawią. Spojrzałam na siebie w lustrze zobaczyłam że zaczerwienie weszło na szyję. W lustrze zobaczyłam szafkę gdzie trzymam ubrania i kosmetyki. Ubrałam golf, a podkładem na dłoniach zasłoniłam zaczerwienie. Później zrobiłam makijaż na twarzy żeby nie było widać że płakałam. No jakoś wyglądam otworzyłam drzwi.
- Widzicie nic mi nie jest - powiedziałam do nich starając się żeby mój głos z brzmiał normalnie. Muszę przyznać że prawie mi się udało. Lysadrem mi się długo przyglądał.
- Myślałem że nam ufasz - powiedział do mnie.
- Bo ufam. - powiedziałam prosto do niego. Ufałam im całą sobą. Nie wiedziałam dlaczego zwątpił w to.
- To dlaczego ukrywasz przed nami prawdę - rzucił moją stronę. Wiedziałam o co mu chodzi. Czułam w sobie spojrzenie wszystkich.
- Bo nie chce was ranić! - krzyknęłam i wybiegłam z sali. Wiedziałam że ucieczką niczego nie osiągnę ale wiedziałam że nie mogę z nimi dłużej przebywać. Nie byłam warta ich przyjaźni, miłość. Ciągle przed nimi ukrywałam. Wybiegłam z szpitala dobrze była ubrana. Biegłam prosto do fontanny, kiedy tam dobiegłam zmyłam z siebie ten makijaż. Na nic się zdał, a przez niego jeszcze bardziej piekło zobaczyłam że zaczerwienie weszło już na drugą rękę. Co to jest co się ze mną dzieję. Usłyszałam jakiś głosy i pobiegłam dalej. Po drodze przez skoczyłam przez płot. Zatrzymałam się na chwilę ponieważ nie wierzyłam w to co zrobiła. On miał dobre dwa metry, a ja nigdy nawet metra nie umiałam na wychowaniu fizycznym przeskoczyć. Jednak nie miałam czasu wiedziałam że ktoś mnie goni. Byłam w jakimś ogrodzie czy lesie. Nie wiem ponieważ to wyglądało na oba. Dalej widziałam dom koło niego trzy dziewczyny w moim wieku.
- Cześć mogę was prosić o pomoc? Przepraszam że weszłam na wasz teren. - powiedziałam do nich.
- Nic się nie stało. W czym możemy ci w pomoc. - spytały się.
- Uciekałam z domu i mnie gonią nie wiem jak mam im uciec. - powiedziałam
- Chodzi. - powiedziała najwyższa z nich miałą niebieskie oczy i czarne włosy do pasa lekko falowane. Wyglądała jak cyganka. Pobiegłam za nią do długiego domu przypominającego węża. W środku było drzwi przy dziwach. Tak wyobrażałam sobie jak się jest na koloniach albo wycieczce szkolnej. Biegliśmy koło nich naglę ona się zatrzymała i otworzyła drzwi. Weszliśmy wyglądało to jak kuchnia.
- Tu jest letnia kuchnia. Należy do każdego dziewczyny zmylą tych co cię gonią. Możesz tu mieszkać przez jakiś czas. Chętnie bym zaprowadziła do domu ale mój brat mnie wyda przed mamą, a ona będzie chciała zadzwonić do twoich rodziców. Napijesz się czegoś, a tak przy okazji jestem Nikola. - mówiła bardzo szybko. Zastanawiało mnie ile ona ma w sobie zapału. Była ubrana w spodnie i zwyczajną bluzkę do tego tenisówki. Do letniej kuchni weszła kobieta była wysoko miała krótko obcięte czarne włosy. Miała na sobie sukienkę beżową.
- Nikola kim jest twoja koleżanka. - kiedy to się zapytała przypomniałam sobie że nie powiedziałam jej mojego imienia.
- Jestem Izabela. Przepraszam za kłopot ale Nikola mówiła że nie będę nikomu przeszkadzać jak tu na jakiś czas się zatrzymam. - powiedziałam do kobiety.
- Gdzie są twoi rodzice? - spytała się kobieta.
- Moja mama nie żyję, a tata jest szpitalu. Nie chce żeby opieka się mną zajęła. Dla tego poprosiłam Nikole pomoc. - powiedziałam jakąś smutną historię żeby wzbudzić współczucie.
- Nikola jak mogłaś.... - myślałam że dziewczynie zaraz dostanie się za mnie. W tedy weszła druga dziewczyna.
- O cześć mamo. - powiedziała.
- Olu znasz Izabele? - skinęła głową bo Nikola pokazała jej żeby potwierdziła - Czy z Nikolą postanowiłaś dać jej tu schronienie.
- Ale mamo...- nie dokończyła bo jej mama pokazała żeby nic nie mówiła.
- To może ja lepiej pojadę autostopem do babci. Nie chce żeby dziewczyny przeze mnie miały jakieś kłopoty. - powiedziałam do ogólnie. Wyraz kobiety złagodniał i powiedziała ona.
- Nie o to chodzi. Drogie dziecko... - jak ja nienawidzę jak dorośli tak do mnie mówią - Chodzi o to że w tych warunkach nie da się mieszkasz. Na czas pobytu twojego taty w szpitalu zamieszkasz u nas.
- Ale ciociu... Nie ona chciała kilka dni za nim jej ciocia nie wróć z wczasów. Później by ona się nią zaopiekowała. - powiedziała Nikola.
- To do tego czasu zamieszka z nami. Chętnie poznam jej ciocię. - powiedziała no to leże i kwiczę. Z deszczu spadłam pod rynnę.
- Dobrze ale mogę tu jeszcze dziewczynami posiedzieć. Chciałabym z nim porozmawiać. - powiedziałam do niej.
- Zgoda to ja was zostawiam. - wyszła z letniej kuchni.
- Masz telefon? - spytałam się Nikolu ona mi podała swój. - Zadzwonię do pewnego domu ty powiesz że można rozmawiać z Klementyną. Okej? - skinęła głową że rozumie - Kiedy ta podejdzie dasz mi.
Wykręciłam numer do swojego domu i dałam Nikoli ta powiedziała jak ją prosiłam później oddała mi telefon.
- Babciu byś mogła przyjechać po mnie do... - spojrzałam na dziewczyny. One mi szepnęły, a ja przekazałam babci. Ta powiedziała że dwa dni przyjedzie po mnie. Nawet zgodziła się udawać moją ciocię. Ona jest po prostu najlepszą babcią na świecie. Przez okno zobaczyłam Magdę. Szła rozglądając się. Na szczęście mnie nie widziała.
- Teraz powiedz nam dlaczego jesteś taka cała czerwona. Wzięłam łyżkę i zobaczyłam w niej swojej odbicie. Miałam czerwoną twarz byłam już cała.
- Za długo siedziałam na słońcu. - powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy. Dziwnie od jakiegoś czasu nie czuję swędzenia. Poszłam z Olą do jej domu bo było już po dwudziestej drugiej. Miałam spać na łóżku jednoosobowym w dzień to wyglądało jak fotel. Wszyscy już spali ja nie mogłam słyszałam jakieś głosy w głowię brzmiało to jak gwar jak na targowicy. Nie mogłam tego znieść. Wierciłam się na łóżku. Niech one znikną błagam! Wstałam i poszłam do kuchni. Był tam jakiś facet chyba ojciec Oli.
- Nie możesz spać? - spytał się mnie.
- Tak przepraszam że rzuciłam się państwu na głowę - powiedziała usłyszałam pukanie do drzwi.
- Kto może być o tak później porze - powiedział i poszedł zobaczyć kto. Ustałam z ścianą tak żeby nie było mnie widać.
- Przepraszam że przychodzę tak późno ale szukam mojej kuzynki. Dzwoniła że zatrzymała się gdzieś tej okolicy... - To był głos Thomas. Poszłam szybko do pokoju Oli. Obudziłam ją.
- Przepraszam ja muszę uciekać przyszli mnie tu szukać. Zadzwonię do Nikoli jak będę już z babcią. Do zobaczenia i dzięki że mogła u was się zatrzymać. - mówiłam do niej ubierając się, a ona mnie słuchała. Później wyskoczyłam przez okno biegłam przed siebie co sił w nogach. Biegłam tak aż naglę nie wiadomo skąd mi wielki wilk zagrodził drogę.
- Nie mogę być z wami! Przepuści mnie! - krzyknęłam wiedziałam że to wilkołak.
- Nie. Alfa kazał cię znaleźć i doprowadzić do domu. Jesteś jedną z nas - mówił nieco zmienionym głosem. Jednak nie mogłam odróżnić żadnego z mi znanych wilkołaków. Odwróciłam się szybko i biegłam nie patrząc gdzie gdy zobaczyłam przed sobą sklep. Pomyślałam że to będzie boleć. Jednak jeśli skoczę to się może będzie uderzenie mniej bolesne, ponieważ więcej energii zmarnuję się przy skoku. Zamknęłam oczy i skoczyłam, kiedy je otworzyłam okazało się że przeskoczyłam budynek. Czyli mam jakieś zdolność nadludzkie super. Mi to psuję mam szansę im uciec. Ta miejscowość miała strasznie dużo schodów. Zatrzymałam się już nie mogłam dalej biegnąć nie miałam sił. Nie podam się tak łatwo! Powiedziałam sobie wiedziałam gdzie chce być i tam pobiegłam. Zobaczyłam siedzą Aurielie w parku. Skąd wiedziała że będę tenty biegnąć.
- Izabela za nim znowu zaczniesz uciekać wysłuchaj nas. Proszę? - powiedziała do mnie widziałam że jej na tym na prawdę zależy. Jednak jedno nie dawało mi spokoju. Powiedziała nas. Jakie nas?
- Mówiła o całej mojej rodzinę. Zaczęłaś przemianę wilkołaka i to powiązanego z moją rodziną. Starszyzna nie wie jak to się stało. Jednak wy należycie do stada. Macie zdolność wilkołaka no prawię bo dalej musisz ty napić się krwi - powiedział Mickael. Widziałam że na placu jest więcej ludzi zaczęli wychodzić z ukrycia. Byli do koło mnie. Ja wiem jak ślina małej to po niej to się zaczęło. W tedy czułam pieczenia ciała. Później kiedy ona ustały czyli w tedy kiedy biegłam, przeskoczyłam przez płot.
- Może masz rację - wystraszyłam się z drzewa skoczył mężczyzna miał około 50 lat jak nie więcej.
- Jak ty? - spytałam się go bo domyśliłam się że czyta mi w myślach. Stąd wiedzieli gdzie jestem oraz dokąd biegnę. Te głosy w głowie to ich myśli.
- Jesteś spostrzegawcza. Czytamy ci myślach a ty nam. Zawszę będziemy wiedzieli gdzie jesteś. Nie ukryjesz się przed nami. Nie mogę ci rozkazać na rozkaz Alfa, bo jeszcze nie ukończyłaś całkowicie przemiany. Jednak jeśli wrócisz z nami będziesz ze swoim i nauczymy cię jak słuchać, jak wyłączać. Wszystkiego... - powiedział do mnie.
- Izabela nie bój się że przez ciebie spotka nas krzywda dzieję się ona kiedy nie wiemy co z tobą. Kiedy cię nie ma obok - powiedziała Magda.
- Iz... - spojrzał na mnie błagalnie Mickael. Nie wiedziałam co mam zrobić czułam się pod presją. Dajcie mi spokój chce to przemyśleć. Słyszycie?! Mówiłam sobie w głowie bo wiedziałam że słuchają.
- Trzy dni ale nie wracaj do tych ludzi. Możesz mi krzywdę zrobić jak poczujesz ich krew. Weź pokój w tym hotelu - pokazał na budynek bez niczego pobiegłam do niego zatrzymałam się przed drzwiami. Pomyślałam ,, Mickael wybacz mi proszę chce się nad wszystkim zastanowić, a teraz wszyscy wypad z mojej głowy''. Kiedy to im przekazałam weszłam do hotelu.
- Dzień dobry. Czy macie wolne pokoje? - spytałam się w recepcji.
- Pani nazwisko? - Spytała się mnie kobieta.
- Izabela - jakie nazwisko mam powiedzieć. ,,Powiedz Fuszer'' - Fuszer - powiedziałam jak podpowiedział mi ktoś kto miał nie słuchać.
- Już widzę ma pani pokój.
-Proszę za mną - powiedział chłopak, który znalazł się koło mnie. Muszę przyznać że dziwnie pachniał. Zaprowadził mnie do pokoju i dał mi klucz. Weszłam do środka pokój był większy od mojego domu. Zadzwoniłam do babci i powiedziałam jej gdzie będę. Chce z nią porozmawiać czuję że może mi coś powiedzieć bardzo ważnego.
Nikola
Ola
Część 2: Anna
Po przejściu do królestwa postanowiłam się przejść trochę. Miałam nadzieję że na ziemi wszystko dobrze. Bo mnie nie za bardzo co prawda udało mi się przekonać tatę do tego że lepiej będzie dokonać naszych obowiązku jak wybrane wypełnią przeznaczenie. Jednak czuję że czegoś mi nie mówi. Chodziłam tak bez celu aż zobaczyłam jak mój tatulek się kłóci z tą strażniczką. Postanowiłam podejść bliżej, żeby lepiej słyszeć.
- To moja córka. Nie mogę od tak jej poświęć. Straciłem już żonę i drugą córkę. Nie może być tylko jej przyjaciele. - powiedział do niej.
- Nie wiesz po trzech młodych z każdego gatunku i po trzech z hybryd oraz wybrane. W tedy zyskamy moc o której marzą każda istota. Obalimy króla i królową. My będziemy rządzi magicznym światem razem ukochany - powiedziała do niego przykładając dłoń do twarzy.
- Nie mogę ciągle jej kłamać, że będzie jak tej przepowiedni, bo wy nie dopuście żeby ona się wypełniła. To w końcu moja córka... - powiedział. Co oni są źli. Odwróciłam się szybko. To co już się dowiedziałam całkowicie mi wystarczy. Oni chcą poświęć mnie, chłopaków, moją siostrę, wybrane dla własnej korzyść. Pobiegłam do pokoju Aleksandry był u niej Tomek.
- Gdzie Marek? - spytałam się na początku.
- W pokoju. - powiedział Patryk.
- Chodzie zmywamy się stąd - powiedziałam do nich nie tłumaczyłam im za wiele. Bałam się że ktoś nas usłyszy. Do pokoju chłopaków było nie daleko. Weszłam do niego.
- Marek idziemy stąd. - powiedziałam do niego. On wstał dziwnie się zachowywał. Weszłam z resztą do pokoju za nami drzwi się zamknęły za nimi był mój ojciec.
- Daruj sobie wiem wszystko i nie zostanę tu ani minuty dużej. - powiedziałam do niego. Teraz dla mnie był nikim wolałam żeby go nigdy nie odnalazła.
- Wy wyjdziesz ale czy go zostawisz - powiedziała strażniczka wyszła z cienia Marka.
- Zostaw go spokoju! - krzyknęłam chciałam podbiegnąć do Marka ale mnie Tomek i Aleksandra przytrzymali.
- Znajdę inną trójkę wampirów za was ale przyprowadzi mi: Magdę, Thomasa oraz Mickeala z wilkołaków; Pawła, Carolin, Bartka z ludzi; Lysandra, Castiela oraz Kasandrę z dhampirów; Izabele i Aurielie wybranki. W tedy tobie i tym dwóm wampirom pozwolę odejść. - powiedziała do mnie. Wiedziałam że Aleksandry nie wypuści, ponieważ nie uważam żeby było za wiele hybryd wampir i strażnik w jednym.
- Nie... Nie sprowadzę tu nikogo - powiedziałam do strażniczki. Wiedziałam że jeśli nie uda im się porwać wybrane i po trzy z każdego gatunku oraz hybryd to moja siostra i my będziemy żyć, a być może później ktoś na uwolni.
- Jeszcze się przekonamy - powiedziała wychodząc z moim ojcem. Wzięłam szybko telefon i napisałam do Magdy:
,, Izabela i Aurielia są wybranymi. Nie ufaj strażnikom chcą zabić
je i kilku z was''
Wiadomość została wysłana dostałam raport dostarczenia
Teraz filmy:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz