sobota, 4 lipca 2015

Bez tytułu: Rozdział 44/1

Startujemy z kolejnym postem :P

Rozdział 44

Część 1: Izabela 

Drugiego dnia obudziłam się przed Mickaelem. Odsunęłam od siebie bolesną myśl, że za półtorej dobry skończy się ta cudowna bajka, w którą zanurzyłam się bez reszty. Pragnęłam ze wszystkich sił skupić się tylko na tych okruchach szczęścia, rozsypanych niespodziewanie u moich stóp, i nie myśleć o niczym innym. Chciałam je zebrać wszystkie, co do ostatniego ziarenka, bo tylko to miało mi zostać po powrocie do piekła. Patrzyłam na jego twarz pogrążoną we śnie i miałam ochotę wyciągnąć rękę, aby dotykać po kolei jego oczu, brwi, nosa i ust, ale wtedy obudziłby się na pewno. Leżał na boku, a jego ręka była przerzucona przez moje biodro. Na myśl o tym, co się działo minionej nocy, kiedy już skończyliśmy jeść przygotowany przez niego posiłek, oblałam się rumieńcem. Wstałam po cichu. W łazience popatrzyłam na siebie w lustrze. Miałam rozczochrane włosy, błyszczące oczy, opuchnięte od pocałunków wargi, a całe ciało w różowych plamach po uściskach Mickeala. Tak wygląda szczęśliwa dziewczyna - pomyślałam i weszłam pod prysznic. Gdy skończyłam się myć i stałam na dywaniku owinięta w ręcznik, do łazienki wszedł Mickael. Był w stroju Adama.
- Chciałaś mi uciec? - wyszeptał z ustami przy moim uchu. Pociągnął za brzeg ręcznika i ściągnął go ze mnie.
- Mic! Oddaj go natychmiast! - próbowałam złapać go za rękę, ale on podniósł ją do góry i nie mogłam jej dosięgnąć.
- Iz, chce na ciebie popatrzeć - wymruczał - Nie mówiłem tego wcześniej, ale wole cię nagą. - Wodził wzrokiem po moim nagim ciele, a mnie zrobiło się gorąco. - Dlaczego się rumienisz? - zainteresował się z błyskiem w oku. - Wiesz przecie, że zwariowałem na twoim punkcie...
- Mickael! - Wciąż próbowałam odebrać mu ręcznik.
- No co? - Zaczął wodzić wolną ręką po moim ciele. - Masz pełne biodra i uda... bardzo, bardzo apetyczne... Wiesz, mam ochotę zamknąć cię gdzieś w odosobnieniu i trzymać tylko dla siebie, dla własne przyjemności. -Rozmarzył się, a w jego oczach pojawił się ogień. - Rozumiem teraz tych różnych zboczeńców, którzy porywali upatrzone kobiety i trzymali je pod kluczem w pięknych pokojach. Obsypywali prezentami, sukniami, biżuterią i chcieli je mieć tylko dla siebie.
- Mickael, co ty opowiadasz? - powiedziałam spokojnie ale po chwili zaczęłam się śmiać.
- Mówię całkiem poważnie, właśnie odkryłem swoją drugą, mroczną naturę. Strzeż się, mała dziewczynko! Ten dom jest duży, na pewno znajdę jakieś odpowiednie pomieszczenie, żeby cię ukryć przed całym światem.
Wybiegłam z łazienki ze śmiechem. On zaczął mnie gonić po domu, złapał w sypialni i przewrócił na łóżko. Położył się na mnie. Obsypywał pocałunkami każdy centymetr mojej skóry, a jego dłonie wydobywały ze mnie doznania, o jakich mi się nie śniło. Palce prowokowały, uwodziły i zniewalały, a język doprowadzał do szaleństwa. Krzyczałam bezgłośnie, umierałam i odradzała się na nowo. Mic ujął mnie za nadgarstki i ułożył mi ręce nad głową. Patrzyłam na niego nieprzytomnie spod półprzymkniętych powiek. Miał dzikie spojrzenie.
- Mickael ... - wyszeptałam z trudem przez zaschnięte gardło. - Błagam cię...
Opuścił głowę i przeciągnął językiem po stwardniałej brodawce mojej piersi, następnie lekko je przygryzając. Drgnęłam i odchyliłam się do tyłu.
- Nie usłyszałem dobrze, co mówiłaś...- powiedział ochrypłym głosem i przeniósł się na drugą pierś, cały czas trzymając mnie za ręce.
Ugięłam kolana i oplotłam nogami jego biodra.
- Błagam cię... - wyszeptałam drugi raz. -Już dłużej nie wytrzymam...
- Lubie jak mnie tak bardzo prosisz. - Uwolnił mi dłonie i chwilę później wypełnił mnie sobą. Wir obezwładniającej rozkoszy wciągnął mnie do swojego wnętrza, odbierając świadomość i powodując utratę zmysłów.
Jakiś czas później siedzieliśmy przy wspólnie przygotowanym śniadaniu. Była sobota i nigdzie nie musiałam się spieszyć. Do tego klubu miałam iść dopiero w godzinach otwarcia. Wić postanowiliśmy zwiedzić miasto, a później zobaczyć co słychać w obozie. Chciałam tylko na chwilę  zobaczyć co u nich. Postanowiliśmy najpierw zjeść śniadanie... Mic prządził gofry z bitą śmietaną i owocami leśnymi. Mmniam... Palce lizać... 
W sobotnie przedpołudnie miasto było oblężone przez spacerowiczów i turystów. Sprzyjała temu ciepła, słoneczna pogoda oraz to, że na Placu odbywał się festyn, połączony z akcją zbiórki krwi. Trzymając się za ręce, błądziliśmy po staromiejskich uliczkach. Przechodząc nie daleko katedry weszliśmy do niej, w której włśnie odbywał się ślub. W środku było dużo ludzi, więc stanęliśmy w rogu przy samym wejściu, słuchając. Ave Maria. Kobiecy sopran przenikał moje tkanki i docierał do każdej komórki wprawiając je w delikatne wibracje. Gardło ścisnęło mi się ze wzruszenia. Mickael przyciągnął mnie do siebie. Podniosłam na niego oczy, a on odgarnął mi z policzka pasmo włosów i dotknął twarzy czubkami palców.
- Kocham cię, my też kiedyś weźmiemy tu ślub - powiedział do mnie. Walczyłam ze sobą, żeby się nie rozpłakać. Odwróciłam głowę i chciałam się odsunąć, ale przytrzymał mnie i zmusił żebym na niego spojrzała.
- Mickael... - Słowa przeciskały się z trudem przez ściśnięte gardło. - Dlaczego mi to mówisz? -zapytałam z rozpaczą. - Jutro wracam do piekła, a ty tutaj zostaniesz i... może nigdy już się nie spotkamy... Ja... starałam ci się o tym powiedzieć i też nie chciałam o tym myśleć. Gdybym pozwoliła sobie, na to... - urwałam, bo dławiły mnie łzy.
- Wiedziałem, o tym... Nie chciałem na ciebie naciskać abyś mi o tym powiedziała. Gdyż już od jakiegoś tygodnia wiedziałam o tym ponieważ usłyszałem jak rozmawiasz z Channah. Nie powiem, że podoba mi się twoja decyzja jednak ją akceptują. Jednak wiedz jedno, że jak ty wrócisz ja wrócę do naszych bliskich ale każdego dnia będę szukał wejścia do piekła i sposobu aby uwolnić cię z rąk twojej matki. A kiedy to już się stanie poślubimy się w tej katedrze i będziemy już na zawsze razem...
Ludzie zgromadzeni na ślubie zaczęli uciesz nas syknięciami, więc wyszliśmy na zewnątrz i nie mówiąc nic, poszliśmy w stronę Rynku i dalej. Tam usialiśmy na ceglanym. Mickael wyjął z kieszeni aparat fotograficzny, który jeszcze miał w piekle i poprosił jakiegoś przechodnia, żeby zrobił nam zdjęcie. Nie wróciliśmy już do rozmowy, która zaczęła się w katedrze. Znów spacerowaliśmy, oglądając witryny sklepowe, a potem usialiśmy objęci na ławce aby odpocząć. Późny obiad postanowiliśmy zjeść w ,,All That Jazz''.
- Dzisiaj sobota - powitał nas pan przy drzwiach był to drzwiowy. - Od osiemnastej będziemy grać jazz na żywo. Zapraszamy. - Skinęliśmy oboje głowami i weszliśmy do środka.
- Lubię jazz - powiedział Mic, śmiejąc się. Spojrzałam na niego zaskoczona nie wiedząc czy żartuję czy mówi poważnie. Usiedliśmy przy stoliku. Lokal był przyjemny...


Do naszego stolika podszedł kelner.
- Witam. -Skłonił głowę. - Za godzinę zacznie się koncert. Mamy nadzieję, że państwo zostaniecie. Pani Danuta będzie dziś grać.
- To wspaniale - powiedziałam do kelnera i wraz z Mickaelem złożyliśmy zamówienia. Gdy kelner odszedł od nas i czekaliśmy na zamówione dania, Mic przeprosił mnie na chwilę i odszedł od stolika. Odprowadziłam go wzrokiem. Podszedł do jednego z kelnerów następnie razem udali się za scenę. Nie było ich widać przez moment. Po czym Mic uśmiechem wrócił do naszego stolika. Gdy wrócił zaczęliśmy rozmawiać o tym, co robiliśmy gdy byliśmy mali. Właśnie była moja kolej opowiadania. Mówiłam mu o tym jak pierwszy raz Magda wymknęła się z domu, a ja spanikowałam, że krasnoludki ją porwały. Gdyż mama nas straszyła, że jak nie będziemy grzeczne tak się stanie. Przerwałam swoją opowieść, bo w tym momencie na scenie zjawiła się kobieta w krótki włosach. Stwierdziłam, że to musi być pani Danuta. Zapowiedziała pierwszych grających. Na podwyższenie weszli muzycy powitani przez gości brawami. Zaczął się koncert. Przez pierwsze dwadzieścia minut słuchaliśmy kompozycji, których autorem był jeden z grających. W tym momencie kelner przyniósł nam nasze dania. Po występie zespołu, na scene została zaproszona młoda dziewczyna i przez akompaniamencie pianisty zaśpiewała WITH A SONG IN MY HEART. Jaj lekko zachrypnięty wywołujący dreszcze głos, tak spodobał się słuchaczom, że dostała oklaski na stojąco. Po występie dziewczyny znowu pojawił się kelner aby zabrać brudne naczynia, a na scenie wkroczyła ta kobieta z trąbką. Ustaliła coś z pianistą i gdy rozległy się pierwsze dźwięki, już wiedziała, że to Cinema Paradiso. Gdyż moja mama ta co mnie wychowała ciągle tego słuchała. Kiedy skończyła grać wyjęła ustnik z trąbki i włożyła nowy. Poczekała, aż ucichną brawa po czym zapowiedziała.
- Teraz wystąpi dla państwa mój nowy znajomy, który jest dzisiaj z nami pierwszy raz. Mickael zapraszamy... - Spojrzała w naszym kierunku i zrobiła zachęcający gest.
Kiedy rozległy się oklaski, wytrzeszczyłam oczy.
- Mic, o czym ona mówi?
Bez słowa wziął moją rękę i pocałował czubki palców. Potem podniósł się z krzesła i skierował w stronę sceny. Wszedł na podwyższenie i stanął obok kobiety, która podała mu instrument.
- Chce ten występ zadedykować swojej ukochanej - powiedział i przesłał mi dłonią pocałunek. Wszyscy obejrzeli się w moim kierunku, a ja wciąż wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami. Kobieta zeszła z sceny ustała nie daleko niej. Mickael podniósł trąbkę do ust, a ja od razu rozpoznałam pierwsze dźwięki. Grał When I Fall in Love. Przywołałam z pamięci słowa: 



When I give my heart,
It will be completely
Or I'll never give my heart.
And the moment I can feel that
You feel that way, too,
Is when I fall in love with you.

Z tą też piosenką pragnę zakończyć ten rozdział do zobaczenie przy następnym rozdziale :)

piątek, 3 lipca 2015

Bez tytułu: Rozdział 43

Siemanko już jestem z powrotem ale nie przyzwyczaicie się bo nie wiem jak długo będę mogła tak często dodawać posty :P

Rozdział 43

Część 2: Magda

Gdy Paweł usłyszałam, że jego stan się pogarsza i, że będę musiała zaakceptować jego decyzję. A co jeśli on nie będzie chciał być wampirem, a jeśli nawet jak się zgodzi nie uda nam się być razem. Przez tę różnicę gatunkowe. W końcu podobno wampiry i wilkołaki to najwięksi wrogowie. Od stuleci ze sobą walczą... Co będzie jeśli stanie się wampirem to w tedy mnie z nienawidzi. DOŚĆ... PRZESTAŃ SIĘ NAD SOBĄ UŻALAĆ! BĘDZIE DOBRZE MUSI BYĆ. JUŻ TY SIĘ O TO POSTARASZ. Powiedziałam sobie udało mi się zapanować i nie zadawać sobie tych głupich pytań. Którymi się zadręczałam. Patrzyłam się jak babcia z Aurą przygotowują się do rzucenie zaklęcia. Gdy naglę do pokoju weszła jakaś laska w białych włosach, której kompletnie nie znałem. Nawet nie wiedziałam jej wcześniej. Nie byłam do niej przekona już tylko jak przekroczyła próg. Nie ufałam jej...
- Hesriana? Co ty tu robisz? - spytała się jej staruszka, którą jeszcze nie tak dawno uważałam za babcię. Ciągle nie raz przyłapię się na tym aby ją tak nazwać. Miałam ochotę spytać ,,Ty ją znasz''. Jednak to było by głupie pytanie. W końcu zwróciła się do niej tym idiotycznym imię. Wielu krajach ludzie by połamali sobie języki próbując wymówić jej imię. Hesriana.... Zresztą było oryginalne, bo w życiu nie spotkałam się z osobą, która nosiła taką imię oraz nawet nie słyszałam.
- Ja... To znaczy to wina matki... Ona wysłała do niego mroczną energię... Iz  prosiła mnie bym pomogła jej ocalić mu życie... Proszę dajcie to mu za nim ona się dowie, że tutaj jestem - powiedziała wystraszonym głosem oraz strasznie się jąkając. Rozejrzała się po pokoju nie pewnie, jakby spodziewała się, że zobaczy tu jeszcze kogoś. Alex wzięła od niej tą butelkę, którą tak do siebie przytulała. A ja ciągle nie mogłam jej zaufać. Nawet nie wierzyłam, że Iz ją prosiła aby tu przybyła. Prędzej sama by tutaj się pojawiła. Zwłaszcza jakby wiedziała, że potrzebujemy jej pomocy.
- Wywar z wilkołaka... Nie wiedziałam, że ktoś je jeszcze produkuje - powiedziała Alex. Z czego... To znaczy, że aby zrobić ten cały wywar trzeba było zabić wilkołaka. Moje ciało ogarnęła furia. Nawet nie znałam tego wilkołaka. Jednak mógł być to ktoś z mojego stada. Cała się gotowała, a nie pomagało to, że jej nie ufam oraz to iż sądzę, że kłamię. Nim zdążyłam nad sobą zapanować już przygniatałam ją do ziemi nie całkiem zakończonej przemianie. Chciałam jej wygarnąć wszystko dla tego zatrzymałam na tym etapie.
- Co ty kombinujesz? Nie wierzę, że przysłała cię Iz. Prędzej sama by się tutaj zjawiła - powiedziałam do niej na pół warcząc. Mój głos brzmiał jakby z horroru. Mogłam spokojnie podkładać głosy w horrorach. Poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Które w tej chwili było całkowicie pokryte futrem.
- Magda zejdź z niej - powiedziała Aura miałam ochotę na nią warknąć ale nie odrywałam z oczów tej białowłosej Hesriany - Srany. 
- Posłuchaj jej...! Iz na prawdę mnie przysłała bo jestem jej siostrą! Złaź ze mnie! - gdy powiedziała Hesriana, że jest siostrą Iz zgłupiałam. Jak to? Przecież Auriela jest jej siostrą. Jeszcze jedną siostrę ma? Przecież nie to nie możliwe. Spojrzałam na babcię była jedyną osobą, która znała prawdę. Niie wyglądała jakby była szoku. 
- To prawda Hesriana jest od strony matki, ma tylko innego ojca - powiedziała babcia umęczonym głosem. Wróciłam do swojej postać. Czyli znowu wyglądałam jak człowiek. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Iz ma jeszcze jedną siostrę? Jak to? Jasne... Mają różnych ojców ale to ciągle jej siostra.
- Po za tym Iz nie może tu przyjść matka zagroziła, że jeśli skontaktuję się z wami przebywając na ziemię. Zabiję was co do jednego... - powiedziała Hesriana do nas. Gdy usłyszałam, że Iz jest na ziemi. Miałam ochotę przeszukać całą ziemię, każdy dom, czy las aby ją znaleźć. Musiała się z nią zobaczyć choć nie były już siostrami, to ciągle Iz była dla niej jak siostra, którą kochała. Lecz ci... bo w życiu do tego się nie przyzna. 
- Iz jest na ziemi? - spytała się Aura, która wyprzedziła ją tym pytaniem. Hesriana przyjęła minę, która mówiła ,,Ups tego miałam nie wyjawiać''. Wyglądała jakby na prawdę nie chciała nam mówić. Jednak coś wątpiłam aby tak przypadkowo jej się to wymknęło. Zastanawiałam się, co też ona na tym skorzysta, lub jaki ma interes w tym aby nam to wyjawić.
- Nie przebywa teraz w... - urwała jakby próbowała za dużo nam nie powiedzieć. Zauważyłam, że babcia podaję to Pawłowi. Jej ufałam skoro twierdziła, że to jednak mu pomoże to jej ufałam. Miałam nadzieję, że się nie myli oraz doskonale znała ten wywar. Później dołączyła do Aury która wymawiała jakieś zaklęcia. Z dnia na dzień była w nich coraz lepsza.
- Gdzie w tej chwili jest IZ? -spytała Aura jej. Spojrzała na nią...
- Właśnie się szykuje się do przybycia.
- Dokąd?
- Mickael ma jakiś dom na ziemi i tam mają zamieszkać na jaki czas.
- Gdzie on jest?
- Nie wiem... Wiem tylko, że całkiem nie daleko obozu...
- Czemu Iz ma się z nami nie kontaktować - to pytanie zadała już babcia. I właśnie na nie czekałam...
- Bo matka obawia się, że możecie przeszkodzi tym, że chce przejąć kontrolę na Iz
- Jaką kontrolę? - to tym razem pytanie zadała babcia...
- Która pozwoli jej przyszłość wchłonąć Iz. - nie podobało mi się to co powiedziała, a tym bardziej nie podobała mi się mina babci. Wiedziałam, że jeśli ta białowłosa nic nie powie to jej się wypytam. Musi nam powiedzieć co zamierza zrobić dziewczyn matka. Boże jakiego Iz musiała mieć pecha, że trafiła na taką matkę. Już lepszy był mój ojciec, który też miał nie równo pod sufitem. Jednego byłam pewna. Jeśli ta baba zmierza skrzywdzi Iz skończy tak jak on i wszyscy, którzy w jakiś sposób nam zagrażali. Chciałam się jej spytać co to oznacza ale zniknęła. W tym samym czasie Paweł się odezwał. Szybko spojrzałam na niego wyglądał o wiele lepiej niż przed chwilą. Wrócił mu nawet koloru na twarzy. Rzuciłam mu się na szyję..
- Hej maleńka co mnie ominęło - spytał się mnie tym swoim głosem oraz używając słowa. Pod przez które miękną mi kolana.  Z dzieliłam go po głowie... - A to za co? - spytał się z powstrzymywanym śmiechem.
- Za to że napędziłeś nam stracha oraz nazwałeś mnie maleńka - powiedziała do niego. Zauważyłam, że babci chce wyjść - Zaczekaj - powiedziałam do niej. Gdy spojrzała na mnie. Czułam, że wiedziała o co mi chodzi.
- Później - powiedziała i wyszła. 

Część 3: Gzenio

Wypiliśmy z chłopakami po kila piwach. Stwierdziliśmy, że udało nam się zbliżyć, że Thomas to równy gość. Choć z początku uważaliśmy go za mięczaka gdyż nie wiedział od początku kim tak na prawdę jest. Byłem ciekawy jaki jest jego brat. Nie miałem okazji zamienia z nim zbyt wielu zdań.
- Dobra ja spadam, bo umówiłem się z Zuzanną. Trzymajcie kciuki za mnie - powiedziałem do nich i wyszedłem. Skierowałem się do tej pizzerii. Podszedłem do kasy i zamówiłem dwie puszki coli i frytki. Nie zbyt romantycznego jak na pierwsze spotkanie. Choć mam nadzieję, że będziemy razem jeszcze nie jesteśmy. Więc nie mogę dać jej wielki bukiet kwiatów. Na samo wspomnienie jak mnie chłopaki pożegnali kiedy wychodziłem z baru uśmiechnąłem się od ucha do ucha. Jak jeszcze Seth znajdzie swoją wybrankę będzie super. Będzie każdy miał swoją ukochaną. Po chwili do pomieszczenia weszła Zuzia. Od razu jej wzrok skierował się na stolik, który zajmuje starałem się zachowywać się normalnie. Nawet przywitałem się w miarę kulturalny w sposób. Druga moja wypowiedź też nie było niczego z mojego pozytywnego zboczenia. Które często psuło mi kontakty między dziewczynami. To albo to, że jestem uroczo nieśmiały. Raczej to pierwsze gdyż drugie powinienem mieć sznurek dziewczyn. Podobno one kochają wszystko co urocze. Gdy dziewczyna spytała skąd wiedziałem, że zamawia frytki i cole. O mało się nie wydałem, że to wyczułem od niej kiedy pierwszy raz ją spotkałem. Udało mi się powstrzymać i wymigać się od tego pytania. Brawo ja! Jednak kolejne pytanie było gorszę. Nie chciałem jej kłamać ale też nie chciałem mówić jej prawdy o sobie w miejscu publicznym. Zdecydowałem się powiedzieć jej jak najwięcej pomijając fakt, że jestem wilkołakiem. Powiedziałem jej, że mój ojciec zmarł choć to nie prawda. Nie przebywa tym świecie ale w piekle jest niewolnikiem matki Iz i Auriely. Dla tego nie mogę ich jakoś polubić i może dla tego też nie udało mi się wymienić więcej zdań z Mickaelem. Gdy położyła swoją dłoń na mojej poczułem jak przeszedł przez ze mnie dreszcz. Nie wiedziałem jak mam zachować spojrzałem na nią. Po czym splotłem palce... to samo uczyniliśmy z drugą dłonią. Tak, że nasze dłonie były splecione ze sobą. Patrzyliśmy w sobie w oczy...Patrząc jej oczy wiedziałem, że od dzisiaj patrzeć tylko w nie i nic po za nimi się nie liczy bo kocham ją. Oddałbym życie za nią... Chciałem wyjawić jej wszystko oraz dowiedzieć się o niej wszystkiego. I w tedy do lokalu weszli moi bracia i Thomas cały czar prysł. Usłyszałem ich komentarz całkowicie nie potrzebny skoro wcześniej się widzieliśmy... Byłem zły na nich, że przerwali mi ale zauważyłem, że nie ma z nimi Davina. Spojrzałem na Jareda i Paula przekazując im telepatycznie, że ich później zabiję. Obaj odpowiedzieli, to samo, że wątpią. Spytałem, się o Davina bo czemu nie przeszkodził im w zepsuci mi wieczoru. Oczywiście musiał ich zostawiać dla dziewczyny. Pewnie teraz się gdzieś z nią migdali, a mi przeszkodzili. Jeszcze to pytanie Setha, jakby w ogóle nie wiedziałem. Jednak nie mogłem powstrzymać śmiechu z odpowiedzi Zuzy. Gdy Zuzia zauważyła zawieszkę par... Nie wiedziałem co zrobić. Wiedziałem o co jej chodzi ale nie miałem pojęcia jak jej to wszystko wyjaśnić. Odpowiedziałem co przyszło mi na język. Jednak chyba mi nie uwierzyła. Stwierdziła, że musi dobrze iż pozwoliła się odprowadź. 
W czasie drogi złapałem ją za dłoń. Chciałem jej wyjawić wszystko powiedzieć jej, że ją kocham oraz kim jestem. Jednak gdy się zaśmiała myślałem, że wyśmiewa mnie i, że zaraz wygarnie mi wszystko. Opowiedziała mi o sytuacji bibliotece. Później spytałem jej czy nie chce ze mną być. Gdy stwierdziła, że znamy się za krótko poczułem się tak jakbym dostał twarz. Obiecałem sobie, że tego nie zniszczeć tego. Choć znamy się jeden dzień jest mi bliską osobą nie wiedziałem świata po za nią. Jest moim ideałem... Po naszej rozmowie zgodziła się abyśmy spędzali razem więcej czasu oraz zaprosiła mnie na przestawienie... Na pożegnanie pocałowałem ją policzek choć chciałem kilka centymetrów w prawo. Pocałować ją w usta... Obiecałem jej, że spotkamy się ,,niedługo''. Zamierzam dotrzymać tej obietnicy...

czwartek, 2 lipca 2015

Bez Tytułu: Rozdział 43 1/3

Bardzo was kochani przepraszam za tak długą przerwę. Jednak miałam tyle na głowię, że przyznam się bez bicia, że trochę zapomniałam o tym blogu... Sami rozumiecie studia, praca, rodzina i przyjaciele. Potrafią być dobrymi złodziejami czasu. Jednak nie chce rzucać na nich całej winny. Więc jestem od razu mówię, że nie wiem kiedy dam radę napisać kolejny rozdział ale postaram się, żeby to nie były trzy miesiące.

Rozdział 43

Część 1: Hesriana

Ta łamaga jest teraz jedną z nas. Jak matka mogła popełnić taki błąd. Jeszcze na jej ceremonie zaprosiła wszystkich najważniejszych w pieklę, a do mnie nawet służby nie zaprosiła. Czym ona jest lepsza od de mnie. Już pierwszego dnia obserwacji wiedziałam co zrobić. Zauważyłam, że pamiętają ją czyli udało im się złamać zaklęcie mamy oraz jest wśród nich jest nasza babcia. Musiałam pracować z Izabelą. ,,Co też za imię ma''. I wtajemniczać ją wszystko co mama mnie nauczyła o każdym i zdobywać informację i wykorzystywać na swoją korzyć oraz jak uwodzić i wysycać z mężczyzn to dzięki czemu istniejemy. Między czasie szukałam na nią haków. Jedyne co zauważyłam, że nie zbyt dobrze czuję się w pieklę. Bo zaraz po pracy zamyka się w swoim pokoju z tym swoim psem. Również, że bardzo tęskni za swoimi bliskimi. Gdy w kuli zobaczyłam, że jeden miał wypadek wysłałam do niego mroczną energię. To była doskonała okazja za tydzień Iz wraca na ziemię. Później poszłam do mamy pokoju. Wzięłam buteleczkę z wywarem, który jest z wilkołaka. Ma właściwości lecznicze. Wyleczy wszystko i każdego. Tylko posiada jedną wadę... Każdy człowiek, na którym ją testowaliśmy zdobywał zdolność wilkołaków. Prócz przemiany w nie był człowiekiem, który potrafi to wszystko co wilkołak oraz wolniej się starzeję, a jeśli zostanie ugryziony przez wilkołaka to albo staję się pełnoprawnym wilkołakiem lub umiera. Pobiegłam do teleportu aby nikt mnie nie krył oraz aby Iz nie zobaczyła mnie na ziemię. Gdy byłam już w obozie rozejrzałam się, czy nikt nie zauważył mojego nagłego pojawienia. Nikogo nie widziałam ani nie wyczuwałam. Poszłam do domu, gdzie wyczuwałam chorego z którym była babcia moja i siostra. Pff..., że pomyślałam o niej jak o siostrze zaraz się porzygam. Weszłam do pokoju w którym na łóżku leżał dość przystojny człowiek jak na człowieka.
- Hesriana? Co ty tu robisz? - spytała się mnie babcia. A jednak ta stara wiedźma mnie rozpoznała. Udałam zmieszaną i mocniej przytuliłam do siebie buteleczkę. Tylko dwie istoty na świecie wiedziały, że gram.
- Ja... To znaczy to wina matki... Ona wysłała do niego mroczną energię... Iz - bo tak wyrażali się o niej oraz ten pies również do niej się tak zwracał - prosiła mnie bym pomogła jej ocalić mu życie... Proszę dajcie to mu za nim ona się dowie, że tutaj jestem - powiedziała wystraszonym głosem. Na koniec się rozejrzałam jakby w każdej chwili mogła pojawić się moja matka. Babcia przyjrzała się mi, a następnie spojrzała na chłopaka. Wiedziałam, że szuka mrocznej energii. Czasem nie którzy bywają tak przewidywalni, że to aż boli. Długo włosa czarnowłosa dziewczyna wzięła od de mnie fiolkę i otworzyła ją. Następnie powąchała...
- Wywar z wilkołaka... Nie wiedziałam, że ktoś je jeszcze produkuje - powiedziała i spojrzała na mnie nie ufnie. W tej samej chwili poczułam jak upadam oraz coś ciężkiego mnie przygniata. Spojrzałam na to ,,coś'' i zobaczyłam wilka. To znaczy dziewczyna zatrzymała przemianę na takim etapie, że była i wilkiem i człowiekiem. 
- Co ty kombinujesz? Nie wierzę, że przysłała cię Iz. Prędzej sama by się tutaj zjawiła - wycharczała na mnie.
- Magda zejdź z niej - powiedziała Aura. Wiedziałam, że to ona bo ją poznawałam po jej aurze.
- Posłuchaj jej...! Iz na prawdę mnie przysłała bo jestem jej siostrą! Złaź ze mnie! - z trudem powstrzymałam się od wyzwania jej od psa. Wszystkie trzy spojrzały na wiedźmę.
- To prawda Hesriana jest od strony matki, ma tylko innego ojca - powiedziała umęczonym głosem. Dziewczyna na nowo wyglądała jak zwykły człowiek. Nie umiałam pierwszy raz określić o czym myśli. Miała takie smutne spojrzenie aż mnie w żołądku skręcało.  
- Po za tym Iz nie może tu przyjść matka zagroziła, że jeśli skontaktuję się z wami przebywając na ziemię. Zabiję was co do jednego... - powiedziałam do nich. Celowo wyjawiłam, że Izabela jest na ziemi.
- Iz jest na ziemi? - spytała się Aura. Zrobiłam wystraszoną minę oraz która mówi ,,Ups tego miałam nie wyjawiać''. 
- Nie przebywa teraz w... - urwałam jakby próbowała przerwać oraz za dużo im nie powiedzieć. Zauważyłam, że moja siostra używa zaklęcia. Też coś uodporniłam się na wszystkie zaklęcia gdy miałam sto lat. Gdy zakochałam się w czarnoksiężniku, a później wydało się, że to on rzucił na mnie zaklęcie. Na szczęście tylko matka o tym wiedziała. To było zaklęcie prawdy, gdy mówiła babcia podała chłopakowi lek, który przyniosłam.
- Gdzie w tej chwili jest IZ? -spytała si mnie brunetka. Spojrzałam na nią udając, że walczę z tym zaklęciem... Nie no powinnam dostać medal za grę aktorską.
- Właśnie się szykuję w piekle do przybycia.
- Dokąd?
- Mickael ma jakiś dom na ziemi i tam mają zamieszkać na jaki czas.
- Gdzie on jest?
- Nie wiem... Wiem tylko, że całkiem nie daleko obozu...
- Czemu Iz ma się z nami nie kontaktować - to pytanie zadała już babcia. I właśnie na nie czekałam...
- Bo matka obawia się, że możecie przeszkodzi tym, że chce przejąć kontrolę na Iz
- Jaką kontrolę?
- Która pozwoli jej przyszłość wchłonąć Iz. - udałam, że zaklęcie przestało działać. Wyjawiłam nawet to co jeszcze nikt nie wiedział. Nawet matka nie wiedziała, że ja wiem. Dowiedziałam, się tego podsłuchując jej rozmowę z Lucyferem. Wiedziałam, że babcia się domyśli co ona chcę zrobić. Szybko stwierdziłam, że czas na mnie i wróciłam do piekła za nim tamci zdążą o cokolwiek spytać lub powiedzieć.

Przepraszam że taki krótki ale czas goni :P