Pogadałyśmy chwilę i Reb zakończyła rozmowę.
Komórkę wsadziłam do kieszeni jeansów i poszłam do Mark’s Bar. Tak
naprawdę to jest to takie miejsce, gdzie spotyka się młodzież. Chodzą
tam wszystkie nastolatki z Piękła. Miłą atmosfera najnowsze piosenki
różnych wykonawców. To jest moje i Reb miejsce. Nasz stolik jest przy
pod ścianą. Każdy wie, że siadamy tam z Reb i ewentualnie innymi
dziewczynami. Stamtąd mam oko na prawie cały lokal. Oczywiście cały
lokal ma oko na nas, ale nikt się tym nie przejmuję.
Weszłam do baru. Rebecca byłą już na miejscu i
zamówiła dwie cole plus dużą porcję frytek. Czarne proste włosy opadały
jej na ramiona. Oczy miała dwóch kolorach jedno srebrne a drugie niebieskie. Często mówiłam jej, że to dziwne
połączenie. Zajęłam krzesełko obok
niej. Obydwie siedziałyśmy przy ścianie i każda z nas mogła zauważyć kto
przyszedł.
-Dzięki za colę. Zamieniam się w słuch- powiedziałam pijąc zimny napój przez słomkę.
-Wiesz, że w miasteczku są nowi chłopacy. Są mniej więcej w naszym wieku.
-Reb- zaczęłam- słuchaj, jeśli wyciągałaś mnie, żeby mi powiedzieć o chłopakach to muszę powiedzieć, że jesteś niesamowita.
-Wiem- ona była z siebie bardzo zadowolona.
Pokręciłam głową i podparłam brodę. Akurat moja bransoletka zabłyszczała
pod wpływem słońca.
-Hej, a co to?- zapytała zdziwiona Reb.
-To?- wskazałam na nadgarstek- To bransoletka. Jak by co to powiedziałam mamie, że ją dostałam od Ciebie i niech tak zostanie.
-A tak naprawdę, to od kogo ją dostałaś?- dopytywała się jak to ona.
-Eh.. nie wiem. Wczoraj, gdy wracałam od Ciebie
zdarzyło się coś dziwnego…- opowiedziałam jej o całym moim śnie i o
dzisiejszym poranku.Widać, że ona lubi takie historie. Ja zresztą też.
Sama czytam książki o wampirach, wilkołakach i tego typu podobnych
rzeczy. Gdy skończyłam, powiedziała tylko „Wow”
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia?- zapytałam
patrząc jej w oczy, ale ona nie patrzyła na mnie tylko gdzieś w bok.
Podążyłam za jej wzrokiem i wszystko się wyjaśniło. Rebecca mnie nie
słuchała. Patrzyła napięciu wysokich i przystojnych chłopaków. Jeden
patrzył się w naszą stronę.Odwróciłam się do przyjaciółki.
-Te „wow” to mówiłaś o mojej historii czy o tych
chłopakach?- kiwnęłam głową w ich stronę. Reb, jakby dopiero teraz
otrząsnęła się z transu, w którym była, spojrzała na mnie.
-Przepraszam, mówiłaś coś?- zapytała jakby nigdy nic.Westchnęłam głęboko i dobitnie powiedziałam;
-Idę do toalety.- Wstałam od stolika i udałam się w
stronę łazienki. Gdy wracałam, zauważyłam, że przy naszym stoliku
siedzi ten sam chłopak, który wcześniej patrzył w naszą stronę.
Podeszłam do nich, ale oni jakby w ogóle mnie nie zauważyli- tak byli
zajęci sobą. Nie chciałam im przeszkadzać, ruszyłam więc w stronę
wyjścia. Gdy byłam na zewnątrz, zadzwoniła komórka.
-Dlaczego tak długo Ci się schodzi?- zapytała na wstępie Reb.
-Jakbyś nie była taka zamyślona, to może
zauważyłabyś, że wyszłam. Przepraszam Cię, ale muszę kończyć. Zadzwonię
później. Pa- rozłączyłam się nie dając dojść jej do słowa. Udałam się
do miejscowej biblioteki. Pani Wespick znała mnie od kołyski, więc na
mój widok uśmiechnęła się promiennie. Ja zresztą też.
-Dzień dobry, pani Wespick
-Dzień dobry, Zuziu. Widzę, że nie zapominasz o książkach.
-Nie, nie zapominam, tyle co, nie mogę bez nich
żyć.Niestety, zapomniałam wziąć te wypożyczone z domu. Mogę przynieść je
później?-zapytałam
-Oczywiście. Tylko na pewno.
Kiwnęłam głową i poszłam poszukać dla siebie czegoś
ciekawego. W wakacje zawsze dużo czytałam. Koleżanki uważały, że jestem
molem książkowym, ale nie przejmuję się tym. Gdyby jednak ktoś kilka
miesięcy temu, powiedział mi, że będę czytać książki, to uśmiałabym się
na całego. Czasami sama się dziwię, że to robię. Nie wiedziałam, że
książki mogą być takie wciągające. Nie jestem wielką romantyczką, nie
oczekuję księcia na białym rumaku i nie wierzę w miłość w wieku 16 lat.
To po porostu jakieś brednie, jednak czytam książki romantyczne lub
takie, które zawierają nutkę romantyzmu. Właśnie chciałam sięgnąć po
jedną,ale była zbyt wysoko. Po drabinkę, też nie chciało mi się iść,
dlatego starałam się ustać na palcach. Już prawie ją miałam, ale czyjaś
ręka mnie wyprzedziła.Od razu zauważyłam, że jest to męska dłoń.
Poczekałam, aż ktoś weźmie książkę i odwróciłam się. Stanęłam twarzą w
twarz z jednym z tych nowych chłopaków.Owszem był zabójczo przystojny,
ale to nie urodą mnie olśniła, ale oczy.Dałabym sobie rękę uciąć, że je
gdzieś widziałam. Były intensywne niebieskie. Bardzo, ale to bardzo niebieskie. Podobne
śniły mi się w wczorajszym śnie.
-Czy to tej książki szukałaś?- zapytał przystojniak
-Tak- odpowiedziałam i odruchowo wyciągnęłam po nią prawą dłoń. Nieznajomy na nią spojrzał i dał mi książkę
-Ładna bransoletka- ja też na nią spojrzałam, myśląc „Co oni mają z tą bransoletką”.
-Dzięki.- zaczęłam szukać nowej książki. Chłopak poszedł za mną. Po chwili stanął przede mną.
-Nazywam się Gzenio- wyciągnął przed siebie swoją dość dużą dłoń. Ja wyciągnęłam swoją.
-Zuzanna - uścisnęliśmy sobie dłonie i uważnej się mu
przyjrzałam .Sam w sobie był duży. Jak to się mówi w romansach
„Szerokie bary,wąskie biodra”. Pomimo wzrostu(liczył chyba z dobre dwa metry) wydawał
się przyjazny. Uśmiechnęłam się, on odpowiedział tym samym, a mi z
zachwytu zaparło dech w piersiach.Spojrzałam za
niego i dostrzegam moją ostatnią książkę. Wszystkie cztery tomy liczące
po trzysta i więcej stron powinnam przeczytać w ciągu tygodnia. Zaczęłam
iść w stronę pani Wespick, która patrzyła na nas z zainteresowaniem.
-Widzę, że lubisz czytać- zagadnął Gzenio, wskazując
dłonią na książki. Oczywiście na samą myśl o tym, że chłopak patrzy na
moje romanse puściłam buraka, mimo to uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie, nie lubię. Ja uwielbiam czytać. Co tydzień przychodzę po nowe książki.
Gzenio uniósł brwi.
-Co tydzień? Czytasz cztery takie książki w tydzień?- nie starał się ukryć zdziwienia.
-Tak, takie, mniejsze lub większe.- Podeszliśmy
właśnie do biurka bibliotekarki. Położyłam książki na ladzie i
poczekałam, aż pani Wespick zapiszę je w mojej karcie. Potem wzięłam
książki i wyszliśmy na zewnątrz.
-Gdzie teraz?- zapytał Gzenio.
-Do mnie do domu- powiedziałam.- Miałam niedaleko. Jakieś piętnaście minut drogi.
-A co do tej bransoletki… to mogę wiedzieć kto Ci ją dał?- zagadnął ponownie
Hm… co by tu odpowiedzieć. Powiem mu pół prawdę.
-Przyjaciel- gdy na niego spojrzałam, zauważyłam,
że jest zdziwiony- No dobra, tak właściwie, to nie pamiętam gdzie byłam
od pewnej godziny, a potem miałam dziwny sen, w którym…przyjaciel
uratował mi życie.- tak właściwie to go nie okłamałam- Wiem, że masz
mnie za wariatkę, ale taka jest prawda.
-Wcale nie mam Cię za wariatkę.- mocno zaprzeczył - po części Cię…rozumiem.
-Tak?- teraz to ja byłam zdziwiona
-Tak- odpowiedział. Dochodziliśmy właśnie do mojego domu.Odwróciłam się do niego twarzą.
-Hm…mam nadzieję, że się jeszcze dziś zobaczymy?
-Jasne.. czemu nie. O 16 możemy się spotkać w Mark’s Bar,jeśli chcesz.
-Dobrze,
w takim razie do zobaczenia.- Odwrócił się i odszedł. Teraz dopiero
zauważyłam, że jego koledzy czkali na niego w samochodzie. Uśmiechnęłam
się do siebie, pokręciłam głową i weszłam do domu.
***
Do spotkania zostało mi jeszcze jakieś półtorej godziny.Mama jak zwykle coś pichciła.
-Już wróciłam!- krzyknęłam w stronę kuchni.
-To dobrze!- odkrzyknęła mama- za pół godziny obiad. Pamiętaj, żeby oddać książki do biblioteki.
Poszłam do kuchni, bo doszłam do wniosku, że nie ma
sensu krzyczeć. Mama mieszała właśnie coś w garnku, pachniało jak zupa
pieczarkowa. Jeszcze lepiej bo to jest moja ulubiona zupa.
-Właśnie wypożyczyłam kilka książek. Oczywiście
pani Wespick przypomniała mi o oddaniu pozostałych. Pomyślałam sobie, że
zjem obiad, oddam książki i wyjdę do Mark’s Bar.
-No dobrze, ale po co znowu tam idziesz?- zapytała zdziwiona mama.
-Spotykać się z kolegą- odpowiedziałam po chwili wahania.
-Masz na myśli tego przystojnego chłopaka, który
Cię teraz odprowadził?- uśmiechnęła się, a mnie zatkało. Teraz pewnie w
całym miasteczku będą mówić o tym, że Zuza spotyka się chłopakiem. Po
prostu świetnie!
-Tak, mamo, ale od razu Cię uprzedzam, że to tylko kolega. Nikt więcej.
Mama podniosła ręce do góry, w geście poddania się.
-Ja nic przecież nie mówię. Po prostu on jest ładny, nawet dość ładny.
Westchnęłam głęboko.
-Idę do pokoju, zawołaj mnie na obiad, jak będzie.
-Okej...- poszłam do siebie na górę i zaczęłam
czytać książkę o wilkołaku, który zakochał się w dziewczynie, która
oddała życie za niego.Czytałam tą książkę już kilka razy, ale nigdy mi
się nie znudziła. Jest jedną z moich ulubionych, a nie mam ich wiele.
Jak zawsze, gdy czytam, zapominam o bożym świecie. Mama musiała mnie już
wołać kilka razy, bo, gdy weszła do pokoju, jej mina nie wróżyła
niczego dobrego.
-Zuzanna Carol Tree-
nienawidzę jak ktoś tak do mnie mówi - wołałam Cię już chyba z pięć
razy. Bądź łaskawa ruszyć swoje cztery litery i zejdź na dół.
-Przepraszam, mamo. Wiesz, że jak czytam książkę,
świata nie widzę. Już schodzę- wstał z łóżka, mimowolnie dotknęłam
łańcuszka na szyi, który jest w kształcie łezki. Dostałam go od Rebecci
na moje szesnaste urodziny. Zawsze go przy sobie noszę. Teraz do
kompletu doszła bransoletka.Właśnie obracałam ją w dłoni, kiedy
przypomniało mi się pytanie Gzenia „Mogę wiedzieć kto Ci ją dał?” Tak
właściwie to nie wiem kto mi ją dał. Nie pamiętam nic z wczoraj
wieczorem oprócz moje snu. Może to była rzeczywistość? Ale to
niemożliwe. Nie będę się tym przejmować. Usiadłam przy kuchennym stole i
zaczęłam jeść. Jednak moje myśli ciągle powracały do snu. Te same oczy
miał Gzenio. Jego włosy były w podobnym kolorze, jak sierść tej istoty.
Sama już nie wiem co o tym myśleć. Czyżby Gzenio i ta istota to było jedno i to samo? Czyżby….
-Skarbie, dlaczego tak mało jesz?- z moich rozmyślań wyrwał mnie głos matki
-Co?- zapytałam zdezorientowana.
-Pytam się dlaczego mało jesz - powtórzyła. Mój mózg chyba dopiero teraz zaczął normalnie pracować.
-Oh, przepraszam, zamyśliłam się. Już jem.- na
potwierdzenie moich słów wzięłam łyżkę kremowej zupy. Naprawdę była
przepyszna. Gdy już skończyłam, wzięłam torbę z książkami i udałam się
do biblioteki. Pani Wespick jak zawsze uśmiechnięta, tym razem aż
promieniała. Wiem, jaki jest tego powód. Pani Wespick wprost uwielbiała
plotkować. Ona pierwsza w miasteczku wie najnowsze wieści w miasteczku.
Westchnęłam w duch i na twarz przywołałam uśmiech.
-Dzień dobry ponownie, pani Wespick
Starsza pani wykonała nieokreślony gest dłonią.
-Oh, Zuziu, lepiej przejdź do rzeczy i mi powiedz, kto to jest ten miły chłopak, z którym rozmawiałaś.
-Jaki chłopak- zapytałam, żeby zyskać na czasie, chodź dobrze wiedziałam o kogo chodzi.
-Moja droga, to, że przekroczyłam pięćdziesiątkę,
nie znaczy, że jestem głupia - Pani Wespick pomachała mi palcem przed
nosem- Już dobrze wiesz, że rozmawiamy o tym młodzieńcy, który chodził z
Tobą po bibliotece. Podał Ci jedną książkę.
-Oh- udałam, że dopiero tez wiem o kogo chodzi- ma pani namyśli Gzenia? To tylko kolega.
-Teraz to tak się nazywa?- zapytała pani Wespick z szyderczym uśmieszkiem na twarzy
-Pani
Wespick!- zawołałam z oburzeniem. Kobieta zrobiła zdziwioną minę,jakby
nie wiedziała o co chodzi. Gdy w końcu ochłonęłam, powiedziałam milszym
tonem- Przyniosłam książki do oddania.- Pani Wespick zapisała w karcie
odpowiednie dane, pożegnałyśmy się i wyszłam z biblioteki. Udałam się na
miejsce spotkania z Gzeniem