sobota, 4 lipca 2015

Bez tytułu: Rozdział 44/1

Startujemy z kolejnym postem :P

Rozdział 44

Część 1: Izabela 

Drugiego dnia obudziłam się przed Mickaelem. Odsunęłam od siebie bolesną myśl, że za półtorej dobry skończy się ta cudowna bajka, w którą zanurzyłam się bez reszty. Pragnęłam ze wszystkich sił skupić się tylko na tych okruchach szczęścia, rozsypanych niespodziewanie u moich stóp, i nie myśleć o niczym innym. Chciałam je zebrać wszystkie, co do ostatniego ziarenka, bo tylko to miało mi zostać po powrocie do piekła. Patrzyłam na jego twarz pogrążoną we śnie i miałam ochotę wyciągnąć rękę, aby dotykać po kolei jego oczu, brwi, nosa i ust, ale wtedy obudziłby się na pewno. Leżał na boku, a jego ręka była przerzucona przez moje biodro. Na myśl o tym, co się działo minionej nocy, kiedy już skończyliśmy jeść przygotowany przez niego posiłek, oblałam się rumieńcem. Wstałam po cichu. W łazience popatrzyłam na siebie w lustrze. Miałam rozczochrane włosy, błyszczące oczy, opuchnięte od pocałunków wargi, a całe ciało w różowych plamach po uściskach Mickeala. Tak wygląda szczęśliwa dziewczyna - pomyślałam i weszłam pod prysznic. Gdy skończyłam się myć i stałam na dywaniku owinięta w ręcznik, do łazienki wszedł Mickael. Był w stroju Adama.
- Chciałaś mi uciec? - wyszeptał z ustami przy moim uchu. Pociągnął za brzeg ręcznika i ściągnął go ze mnie.
- Mic! Oddaj go natychmiast! - próbowałam złapać go za rękę, ale on podniósł ją do góry i nie mogłam jej dosięgnąć.
- Iz, chce na ciebie popatrzeć - wymruczał - Nie mówiłem tego wcześniej, ale wole cię nagą. - Wodził wzrokiem po moim nagim ciele, a mnie zrobiło się gorąco. - Dlaczego się rumienisz? - zainteresował się z błyskiem w oku. - Wiesz przecie, że zwariowałem na twoim punkcie...
- Mickael! - Wciąż próbowałam odebrać mu ręcznik.
- No co? - Zaczął wodzić wolną ręką po moim ciele. - Masz pełne biodra i uda... bardzo, bardzo apetyczne... Wiesz, mam ochotę zamknąć cię gdzieś w odosobnieniu i trzymać tylko dla siebie, dla własne przyjemności. -Rozmarzył się, a w jego oczach pojawił się ogień. - Rozumiem teraz tych różnych zboczeńców, którzy porywali upatrzone kobiety i trzymali je pod kluczem w pięknych pokojach. Obsypywali prezentami, sukniami, biżuterią i chcieli je mieć tylko dla siebie.
- Mickael, co ty opowiadasz? - powiedziałam spokojnie ale po chwili zaczęłam się śmiać.
- Mówię całkiem poważnie, właśnie odkryłem swoją drugą, mroczną naturę. Strzeż się, mała dziewczynko! Ten dom jest duży, na pewno znajdę jakieś odpowiednie pomieszczenie, żeby cię ukryć przed całym światem.
Wybiegłam z łazienki ze śmiechem. On zaczął mnie gonić po domu, złapał w sypialni i przewrócił na łóżko. Położył się na mnie. Obsypywał pocałunkami każdy centymetr mojej skóry, a jego dłonie wydobywały ze mnie doznania, o jakich mi się nie śniło. Palce prowokowały, uwodziły i zniewalały, a język doprowadzał do szaleństwa. Krzyczałam bezgłośnie, umierałam i odradzała się na nowo. Mic ujął mnie za nadgarstki i ułożył mi ręce nad głową. Patrzyłam na niego nieprzytomnie spod półprzymkniętych powiek. Miał dzikie spojrzenie.
- Mickael ... - wyszeptałam z trudem przez zaschnięte gardło. - Błagam cię...
Opuścił głowę i przeciągnął językiem po stwardniałej brodawce mojej piersi, następnie lekko je przygryzając. Drgnęłam i odchyliłam się do tyłu.
- Nie usłyszałem dobrze, co mówiłaś...- powiedział ochrypłym głosem i przeniósł się na drugą pierś, cały czas trzymając mnie za ręce.
Ugięłam kolana i oplotłam nogami jego biodra.
- Błagam cię... - wyszeptałam drugi raz. -Już dłużej nie wytrzymam...
- Lubie jak mnie tak bardzo prosisz. - Uwolnił mi dłonie i chwilę później wypełnił mnie sobą. Wir obezwładniającej rozkoszy wciągnął mnie do swojego wnętrza, odbierając świadomość i powodując utratę zmysłów.
Jakiś czas później siedzieliśmy przy wspólnie przygotowanym śniadaniu. Była sobota i nigdzie nie musiałam się spieszyć. Do tego klubu miałam iść dopiero w godzinach otwarcia. Wić postanowiliśmy zwiedzić miasto, a później zobaczyć co słychać w obozie. Chciałam tylko na chwilę  zobaczyć co u nich. Postanowiliśmy najpierw zjeść śniadanie... Mic prządził gofry z bitą śmietaną i owocami leśnymi. Mmniam... Palce lizać... 
W sobotnie przedpołudnie miasto było oblężone przez spacerowiczów i turystów. Sprzyjała temu ciepła, słoneczna pogoda oraz to, że na Placu odbywał się festyn, połączony z akcją zbiórki krwi. Trzymając się za ręce, błądziliśmy po staromiejskich uliczkach. Przechodząc nie daleko katedry weszliśmy do niej, w której włśnie odbywał się ślub. W środku było dużo ludzi, więc stanęliśmy w rogu przy samym wejściu, słuchając. Ave Maria. Kobiecy sopran przenikał moje tkanki i docierał do każdej komórki wprawiając je w delikatne wibracje. Gardło ścisnęło mi się ze wzruszenia. Mickael przyciągnął mnie do siebie. Podniosłam na niego oczy, a on odgarnął mi z policzka pasmo włosów i dotknął twarzy czubkami palców.
- Kocham cię, my też kiedyś weźmiemy tu ślub - powiedział do mnie. Walczyłam ze sobą, żeby się nie rozpłakać. Odwróciłam głowę i chciałam się odsunąć, ale przytrzymał mnie i zmusił żebym na niego spojrzała.
- Mickael... - Słowa przeciskały się z trudem przez ściśnięte gardło. - Dlaczego mi to mówisz? -zapytałam z rozpaczą. - Jutro wracam do piekła, a ty tutaj zostaniesz i... może nigdy już się nie spotkamy... Ja... starałam ci się o tym powiedzieć i też nie chciałam o tym myśleć. Gdybym pozwoliła sobie, na to... - urwałam, bo dławiły mnie łzy.
- Wiedziałem, o tym... Nie chciałem na ciebie naciskać abyś mi o tym powiedziała. Gdyż już od jakiegoś tygodnia wiedziałam o tym ponieważ usłyszałem jak rozmawiasz z Channah. Nie powiem, że podoba mi się twoja decyzja jednak ją akceptują. Jednak wiedz jedno, że jak ty wrócisz ja wrócę do naszych bliskich ale każdego dnia będę szukał wejścia do piekła i sposobu aby uwolnić cię z rąk twojej matki. A kiedy to już się stanie poślubimy się w tej katedrze i będziemy już na zawsze razem...
Ludzie zgromadzeni na ślubie zaczęli uciesz nas syknięciami, więc wyszliśmy na zewnątrz i nie mówiąc nic, poszliśmy w stronę Rynku i dalej. Tam usialiśmy na ceglanym. Mickael wyjął z kieszeni aparat fotograficzny, który jeszcze miał w piekle i poprosił jakiegoś przechodnia, żeby zrobił nam zdjęcie. Nie wróciliśmy już do rozmowy, która zaczęła się w katedrze. Znów spacerowaliśmy, oglądając witryny sklepowe, a potem usialiśmy objęci na ławce aby odpocząć. Późny obiad postanowiliśmy zjeść w ,,All That Jazz''.
- Dzisiaj sobota - powitał nas pan przy drzwiach był to drzwiowy. - Od osiemnastej będziemy grać jazz na żywo. Zapraszamy. - Skinęliśmy oboje głowami i weszliśmy do środka.
- Lubię jazz - powiedział Mic, śmiejąc się. Spojrzałam na niego zaskoczona nie wiedząc czy żartuję czy mówi poważnie. Usiedliśmy przy stoliku. Lokal był przyjemny...


Do naszego stolika podszedł kelner.
- Witam. -Skłonił głowę. - Za godzinę zacznie się koncert. Mamy nadzieję, że państwo zostaniecie. Pani Danuta będzie dziś grać.
- To wspaniale - powiedziałam do kelnera i wraz z Mickaelem złożyliśmy zamówienia. Gdy kelner odszedł od nas i czekaliśmy na zamówione dania, Mic przeprosił mnie na chwilę i odszedł od stolika. Odprowadziłam go wzrokiem. Podszedł do jednego z kelnerów następnie razem udali się za scenę. Nie było ich widać przez moment. Po czym Mic uśmiechem wrócił do naszego stolika. Gdy wrócił zaczęliśmy rozmawiać o tym, co robiliśmy gdy byliśmy mali. Właśnie była moja kolej opowiadania. Mówiłam mu o tym jak pierwszy raz Magda wymknęła się z domu, a ja spanikowałam, że krasnoludki ją porwały. Gdyż mama nas straszyła, że jak nie będziemy grzeczne tak się stanie. Przerwałam swoją opowieść, bo w tym momencie na scenie zjawiła się kobieta w krótki włosach. Stwierdziłam, że to musi być pani Danuta. Zapowiedziała pierwszych grających. Na podwyższenie weszli muzycy powitani przez gości brawami. Zaczął się koncert. Przez pierwsze dwadzieścia minut słuchaliśmy kompozycji, których autorem był jeden z grających. W tym momencie kelner przyniósł nam nasze dania. Po występie zespołu, na scene została zaproszona młoda dziewczyna i przez akompaniamencie pianisty zaśpiewała WITH A SONG IN MY HEART. Jaj lekko zachrypnięty wywołujący dreszcze głos, tak spodobał się słuchaczom, że dostała oklaski na stojąco. Po występie dziewczyny znowu pojawił się kelner aby zabrać brudne naczynia, a na scenie wkroczyła ta kobieta z trąbką. Ustaliła coś z pianistą i gdy rozległy się pierwsze dźwięki, już wiedziała, że to Cinema Paradiso. Gdyż moja mama ta co mnie wychowała ciągle tego słuchała. Kiedy skończyła grać wyjęła ustnik z trąbki i włożyła nowy. Poczekała, aż ucichną brawa po czym zapowiedziała.
- Teraz wystąpi dla państwa mój nowy znajomy, który jest dzisiaj z nami pierwszy raz. Mickael zapraszamy... - Spojrzała w naszym kierunku i zrobiła zachęcający gest.
Kiedy rozległy się oklaski, wytrzeszczyłam oczy.
- Mic, o czym ona mówi?
Bez słowa wziął moją rękę i pocałował czubki palców. Potem podniósł się z krzesła i skierował w stronę sceny. Wszedł na podwyższenie i stanął obok kobiety, która podała mu instrument.
- Chce ten występ zadedykować swojej ukochanej - powiedział i przesłał mi dłonią pocałunek. Wszyscy obejrzeli się w moim kierunku, a ja wciąż wpatrywałam się w niego szeroko otwartymi oczami. Kobieta zeszła z sceny ustała nie daleko niej. Mickael podniósł trąbkę do ust, a ja od razu rozpoznałam pierwsze dźwięki. Grał When I Fall in Love. Przywołałam z pamięci słowa: 



When I give my heart,
It will be completely
Or I'll never give my heart.
And the moment I can feel that
You feel that way, too,
Is when I fall in love with you.

Z tą też piosenką pragnę zakończyć ten rozdział do zobaczenie przy następnym rozdziale :)

piątek, 3 lipca 2015

Bez tytułu: Rozdział 43

Siemanko już jestem z powrotem ale nie przyzwyczaicie się bo nie wiem jak długo będę mogła tak często dodawać posty :P

Rozdział 43

Część 2: Magda

Gdy Paweł usłyszałam, że jego stan się pogarsza i, że będę musiała zaakceptować jego decyzję. A co jeśli on nie będzie chciał być wampirem, a jeśli nawet jak się zgodzi nie uda nam się być razem. Przez tę różnicę gatunkowe. W końcu podobno wampiry i wilkołaki to najwięksi wrogowie. Od stuleci ze sobą walczą... Co będzie jeśli stanie się wampirem to w tedy mnie z nienawidzi. DOŚĆ... PRZESTAŃ SIĘ NAD SOBĄ UŻALAĆ! BĘDZIE DOBRZE MUSI BYĆ. JUŻ TY SIĘ O TO POSTARASZ. Powiedziałam sobie udało mi się zapanować i nie zadawać sobie tych głupich pytań. Którymi się zadręczałam. Patrzyłam się jak babcia z Aurą przygotowują się do rzucenie zaklęcia. Gdy naglę do pokoju weszła jakaś laska w białych włosach, której kompletnie nie znałem. Nawet nie wiedziałam jej wcześniej. Nie byłam do niej przekona już tylko jak przekroczyła próg. Nie ufałam jej...
- Hesriana? Co ty tu robisz? - spytała się jej staruszka, którą jeszcze nie tak dawno uważałam za babcię. Ciągle nie raz przyłapię się na tym aby ją tak nazwać. Miałam ochotę spytać ,,Ty ją znasz''. Jednak to było by głupie pytanie. W końcu zwróciła się do niej tym idiotycznym imię. Wielu krajach ludzie by połamali sobie języki próbując wymówić jej imię. Hesriana.... Zresztą było oryginalne, bo w życiu nie spotkałam się z osobą, która nosiła taką imię oraz nawet nie słyszałam.
- Ja... To znaczy to wina matki... Ona wysłała do niego mroczną energię... Iz  prosiła mnie bym pomogła jej ocalić mu życie... Proszę dajcie to mu za nim ona się dowie, że tutaj jestem - powiedziała wystraszonym głosem oraz strasznie się jąkając. Rozejrzała się po pokoju nie pewnie, jakby spodziewała się, że zobaczy tu jeszcze kogoś. Alex wzięła od niej tą butelkę, którą tak do siebie przytulała. A ja ciągle nie mogłam jej zaufać. Nawet nie wierzyłam, że Iz ją prosiła aby tu przybyła. Prędzej sama by tutaj się pojawiła. Zwłaszcza jakby wiedziała, że potrzebujemy jej pomocy.
- Wywar z wilkołaka... Nie wiedziałam, że ktoś je jeszcze produkuje - powiedziała Alex. Z czego... To znaczy, że aby zrobić ten cały wywar trzeba było zabić wilkołaka. Moje ciało ogarnęła furia. Nawet nie znałam tego wilkołaka. Jednak mógł być to ktoś z mojego stada. Cała się gotowała, a nie pomagało to, że jej nie ufam oraz to iż sądzę, że kłamię. Nim zdążyłam nad sobą zapanować już przygniatałam ją do ziemi nie całkiem zakończonej przemianie. Chciałam jej wygarnąć wszystko dla tego zatrzymałam na tym etapie.
- Co ty kombinujesz? Nie wierzę, że przysłała cię Iz. Prędzej sama by się tutaj zjawiła - powiedziałam do niej na pół warcząc. Mój głos brzmiał jakby z horroru. Mogłam spokojnie podkładać głosy w horrorach. Poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Które w tej chwili było całkowicie pokryte futrem.
- Magda zejdź z niej - powiedziała Aura miałam ochotę na nią warknąć ale nie odrywałam z oczów tej białowłosej Hesriany - Srany. 
- Posłuchaj jej...! Iz na prawdę mnie przysłała bo jestem jej siostrą! Złaź ze mnie! - gdy powiedziała Hesriana, że jest siostrą Iz zgłupiałam. Jak to? Przecież Auriela jest jej siostrą. Jeszcze jedną siostrę ma? Przecież nie to nie możliwe. Spojrzałam na babcię była jedyną osobą, która znała prawdę. Niie wyglądała jakby była szoku. 
- To prawda Hesriana jest od strony matki, ma tylko innego ojca - powiedziała babcia umęczonym głosem. Wróciłam do swojej postać. Czyli znowu wyglądałam jak człowiek. Nie wiedziałam co mam o tym myśleć. Iz ma jeszcze jedną siostrę? Jak to? Jasne... Mają różnych ojców ale to ciągle jej siostra.
- Po za tym Iz nie może tu przyjść matka zagroziła, że jeśli skontaktuję się z wami przebywając na ziemię. Zabiję was co do jednego... - powiedziała Hesriana do nas. Gdy usłyszałam, że Iz jest na ziemi. Miałam ochotę przeszukać całą ziemię, każdy dom, czy las aby ją znaleźć. Musiała się z nią zobaczyć choć nie były już siostrami, to ciągle Iz była dla niej jak siostra, którą kochała. Lecz ci... bo w życiu do tego się nie przyzna. 
- Iz jest na ziemi? - spytała się Aura, która wyprzedziła ją tym pytaniem. Hesriana przyjęła minę, która mówiła ,,Ups tego miałam nie wyjawiać''. Wyglądała jakby na prawdę nie chciała nam mówić. Jednak coś wątpiłam aby tak przypadkowo jej się to wymknęło. Zastanawiałam się, co też ona na tym skorzysta, lub jaki ma interes w tym aby nam to wyjawić.
- Nie przebywa teraz w... - urwała jakby próbowała za dużo nam nie powiedzieć. Zauważyłam, że babcia podaję to Pawłowi. Jej ufałam skoro twierdziła, że to jednak mu pomoże to jej ufałam. Miałam nadzieję, że się nie myli oraz doskonale znała ten wywar. Później dołączyła do Aury która wymawiała jakieś zaklęcia. Z dnia na dzień była w nich coraz lepsza.
- Gdzie w tej chwili jest IZ? -spytała Aura jej. Spojrzała na nią...
- Właśnie się szykuje się do przybycia.
- Dokąd?
- Mickael ma jakiś dom na ziemi i tam mają zamieszkać na jaki czas.
- Gdzie on jest?
- Nie wiem... Wiem tylko, że całkiem nie daleko obozu...
- Czemu Iz ma się z nami nie kontaktować - to pytanie zadała już babcia. I właśnie na nie czekałam...
- Bo matka obawia się, że możecie przeszkodzi tym, że chce przejąć kontrolę na Iz
- Jaką kontrolę? - to tym razem pytanie zadała babcia...
- Która pozwoli jej przyszłość wchłonąć Iz. - nie podobało mi się to co powiedziała, a tym bardziej nie podobała mi się mina babci. Wiedziałam, że jeśli ta białowłosa nic nie powie to jej się wypytam. Musi nam powiedzieć co zamierza zrobić dziewczyn matka. Boże jakiego Iz musiała mieć pecha, że trafiła na taką matkę. Już lepszy był mój ojciec, który też miał nie równo pod sufitem. Jednego byłam pewna. Jeśli ta baba zmierza skrzywdzi Iz skończy tak jak on i wszyscy, którzy w jakiś sposób nam zagrażali. Chciałam się jej spytać co to oznacza ale zniknęła. W tym samym czasie Paweł się odezwał. Szybko spojrzałam na niego wyglądał o wiele lepiej niż przed chwilą. Wrócił mu nawet koloru na twarzy. Rzuciłam mu się na szyję..
- Hej maleńka co mnie ominęło - spytał się mnie tym swoim głosem oraz używając słowa. Pod przez które miękną mi kolana.  Z dzieliłam go po głowie... - A to za co? - spytał się z powstrzymywanym śmiechem.
- Za to że napędziłeś nam stracha oraz nazwałeś mnie maleńka - powiedziała do niego. Zauważyłam, że babci chce wyjść - Zaczekaj - powiedziałam do niej. Gdy spojrzała na mnie. Czułam, że wiedziała o co mi chodzi.
- Później - powiedziała i wyszła. 

Część 3: Gzenio

Wypiliśmy z chłopakami po kila piwach. Stwierdziliśmy, że udało nam się zbliżyć, że Thomas to równy gość. Choć z początku uważaliśmy go za mięczaka gdyż nie wiedział od początku kim tak na prawdę jest. Byłem ciekawy jaki jest jego brat. Nie miałem okazji zamienia z nim zbyt wielu zdań.
- Dobra ja spadam, bo umówiłem się z Zuzanną. Trzymajcie kciuki za mnie - powiedziałem do nich i wyszedłem. Skierowałem się do tej pizzerii. Podszedłem do kasy i zamówiłem dwie puszki coli i frytki. Nie zbyt romantycznego jak na pierwsze spotkanie. Choć mam nadzieję, że będziemy razem jeszcze nie jesteśmy. Więc nie mogę dać jej wielki bukiet kwiatów. Na samo wspomnienie jak mnie chłopaki pożegnali kiedy wychodziłem z baru uśmiechnąłem się od ucha do ucha. Jak jeszcze Seth znajdzie swoją wybrankę będzie super. Będzie każdy miał swoją ukochaną. Po chwili do pomieszczenia weszła Zuzia. Od razu jej wzrok skierował się na stolik, który zajmuje starałem się zachowywać się normalnie. Nawet przywitałem się w miarę kulturalny w sposób. Druga moja wypowiedź też nie było niczego z mojego pozytywnego zboczenia. Które często psuło mi kontakty między dziewczynami. To albo to, że jestem uroczo nieśmiały. Raczej to pierwsze gdyż drugie powinienem mieć sznurek dziewczyn. Podobno one kochają wszystko co urocze. Gdy dziewczyna spytała skąd wiedziałem, że zamawia frytki i cole. O mało się nie wydałem, że to wyczułem od niej kiedy pierwszy raz ją spotkałem. Udało mi się powstrzymać i wymigać się od tego pytania. Brawo ja! Jednak kolejne pytanie było gorszę. Nie chciałem jej kłamać ale też nie chciałem mówić jej prawdy o sobie w miejscu publicznym. Zdecydowałem się powiedzieć jej jak najwięcej pomijając fakt, że jestem wilkołakiem. Powiedziałem jej, że mój ojciec zmarł choć to nie prawda. Nie przebywa tym świecie ale w piekle jest niewolnikiem matki Iz i Auriely. Dla tego nie mogę ich jakoś polubić i może dla tego też nie udało mi się wymienić więcej zdań z Mickaelem. Gdy położyła swoją dłoń na mojej poczułem jak przeszedł przez ze mnie dreszcz. Nie wiedziałem jak mam zachować spojrzałem na nią. Po czym splotłem palce... to samo uczyniliśmy z drugą dłonią. Tak, że nasze dłonie były splecione ze sobą. Patrzyliśmy w sobie w oczy...Patrząc jej oczy wiedziałem, że od dzisiaj patrzeć tylko w nie i nic po za nimi się nie liczy bo kocham ją. Oddałbym życie za nią... Chciałem wyjawić jej wszystko oraz dowiedzieć się o niej wszystkiego. I w tedy do lokalu weszli moi bracia i Thomas cały czar prysł. Usłyszałem ich komentarz całkowicie nie potrzebny skoro wcześniej się widzieliśmy... Byłem zły na nich, że przerwali mi ale zauważyłem, że nie ma z nimi Davina. Spojrzałem na Jareda i Paula przekazując im telepatycznie, że ich później zabiję. Obaj odpowiedzieli, to samo, że wątpią. Spytałem, się o Davina bo czemu nie przeszkodził im w zepsuci mi wieczoru. Oczywiście musiał ich zostawiać dla dziewczyny. Pewnie teraz się gdzieś z nią migdali, a mi przeszkodzili. Jeszcze to pytanie Setha, jakby w ogóle nie wiedziałem. Jednak nie mogłem powstrzymać śmiechu z odpowiedzi Zuzy. Gdy Zuzia zauważyła zawieszkę par... Nie wiedziałem co zrobić. Wiedziałem o co jej chodzi ale nie miałem pojęcia jak jej to wszystko wyjaśnić. Odpowiedziałem co przyszło mi na język. Jednak chyba mi nie uwierzyła. Stwierdziła, że musi dobrze iż pozwoliła się odprowadź. 
W czasie drogi złapałem ją za dłoń. Chciałem jej wyjawić wszystko powiedzieć jej, że ją kocham oraz kim jestem. Jednak gdy się zaśmiała myślałem, że wyśmiewa mnie i, że zaraz wygarnie mi wszystko. Opowiedziała mi o sytuacji bibliotece. Później spytałem jej czy nie chce ze mną być. Gdy stwierdziła, że znamy się za krótko poczułem się tak jakbym dostał twarz. Obiecałem sobie, że tego nie zniszczeć tego. Choć znamy się jeden dzień jest mi bliską osobą nie wiedziałem świata po za nią. Jest moim ideałem... Po naszej rozmowie zgodziła się abyśmy spędzali razem więcej czasu oraz zaprosiła mnie na przestawienie... Na pożegnanie pocałowałem ją policzek choć chciałem kilka centymetrów w prawo. Pocałować ją w usta... Obiecałem jej, że spotkamy się ,,niedługo''. Zamierzam dotrzymać tej obietnicy...

czwartek, 2 lipca 2015

Bez Tytułu: Rozdział 43 1/3

Bardzo was kochani przepraszam za tak długą przerwę. Jednak miałam tyle na głowię, że przyznam się bez bicia, że trochę zapomniałam o tym blogu... Sami rozumiecie studia, praca, rodzina i przyjaciele. Potrafią być dobrymi złodziejami czasu. Jednak nie chce rzucać na nich całej winny. Więc jestem od razu mówię, że nie wiem kiedy dam radę napisać kolejny rozdział ale postaram się, żeby to nie były trzy miesiące.

Rozdział 43

Część 1: Hesriana

Ta łamaga jest teraz jedną z nas. Jak matka mogła popełnić taki błąd. Jeszcze na jej ceremonie zaprosiła wszystkich najważniejszych w pieklę, a do mnie nawet służby nie zaprosiła. Czym ona jest lepsza od de mnie. Już pierwszego dnia obserwacji wiedziałam co zrobić. Zauważyłam, że pamiętają ją czyli udało im się złamać zaklęcie mamy oraz jest wśród nich jest nasza babcia. Musiałam pracować z Izabelą. ,,Co też za imię ma''. I wtajemniczać ją wszystko co mama mnie nauczyła o każdym i zdobywać informację i wykorzystywać na swoją korzyć oraz jak uwodzić i wysycać z mężczyzn to dzięki czemu istniejemy. Między czasie szukałam na nią haków. Jedyne co zauważyłam, że nie zbyt dobrze czuję się w pieklę. Bo zaraz po pracy zamyka się w swoim pokoju z tym swoim psem. Również, że bardzo tęskni za swoimi bliskimi. Gdy w kuli zobaczyłam, że jeden miał wypadek wysłałam do niego mroczną energię. To była doskonała okazja za tydzień Iz wraca na ziemię. Później poszłam do mamy pokoju. Wzięłam buteleczkę z wywarem, który jest z wilkołaka. Ma właściwości lecznicze. Wyleczy wszystko i każdego. Tylko posiada jedną wadę... Każdy człowiek, na którym ją testowaliśmy zdobywał zdolność wilkołaków. Prócz przemiany w nie był człowiekiem, który potrafi to wszystko co wilkołak oraz wolniej się starzeję, a jeśli zostanie ugryziony przez wilkołaka to albo staję się pełnoprawnym wilkołakiem lub umiera. Pobiegłam do teleportu aby nikt mnie nie krył oraz aby Iz nie zobaczyła mnie na ziemię. Gdy byłam już w obozie rozejrzałam się, czy nikt nie zauważył mojego nagłego pojawienia. Nikogo nie widziałam ani nie wyczuwałam. Poszłam do domu, gdzie wyczuwałam chorego z którym była babcia moja i siostra. Pff..., że pomyślałam o niej jak o siostrze zaraz się porzygam. Weszłam do pokoju w którym na łóżku leżał dość przystojny człowiek jak na człowieka.
- Hesriana? Co ty tu robisz? - spytała się mnie babcia. A jednak ta stara wiedźma mnie rozpoznała. Udałam zmieszaną i mocniej przytuliłam do siebie buteleczkę. Tylko dwie istoty na świecie wiedziały, że gram.
- Ja... To znaczy to wina matki... Ona wysłała do niego mroczną energię... Iz - bo tak wyrażali się o niej oraz ten pies również do niej się tak zwracał - prosiła mnie bym pomogła jej ocalić mu życie... Proszę dajcie to mu za nim ona się dowie, że tutaj jestem - powiedziała wystraszonym głosem. Na koniec się rozejrzałam jakby w każdej chwili mogła pojawić się moja matka. Babcia przyjrzała się mi, a następnie spojrzała na chłopaka. Wiedziałam, że szuka mrocznej energii. Czasem nie którzy bywają tak przewidywalni, że to aż boli. Długo włosa czarnowłosa dziewczyna wzięła od de mnie fiolkę i otworzyła ją. Następnie powąchała...
- Wywar z wilkołaka... Nie wiedziałam, że ktoś je jeszcze produkuje - powiedziała i spojrzała na mnie nie ufnie. W tej samej chwili poczułam jak upadam oraz coś ciężkiego mnie przygniata. Spojrzałam na to ,,coś'' i zobaczyłam wilka. To znaczy dziewczyna zatrzymała przemianę na takim etapie, że była i wilkiem i człowiekiem. 
- Co ty kombinujesz? Nie wierzę, że przysłała cię Iz. Prędzej sama by się tutaj zjawiła - wycharczała na mnie.
- Magda zejdź z niej - powiedziała Aura. Wiedziałam, że to ona bo ją poznawałam po jej aurze.
- Posłuchaj jej...! Iz na prawdę mnie przysłała bo jestem jej siostrą! Złaź ze mnie! - z trudem powstrzymałam się od wyzwania jej od psa. Wszystkie trzy spojrzały na wiedźmę.
- To prawda Hesriana jest od strony matki, ma tylko innego ojca - powiedziała umęczonym głosem. Dziewczyna na nowo wyglądała jak zwykły człowiek. Nie umiałam pierwszy raz określić o czym myśli. Miała takie smutne spojrzenie aż mnie w żołądku skręcało.  
- Po za tym Iz nie może tu przyjść matka zagroziła, że jeśli skontaktuję się z wami przebywając na ziemię. Zabiję was co do jednego... - powiedziałam do nich. Celowo wyjawiłam, że Izabela jest na ziemi.
- Iz jest na ziemi? - spytała się Aura. Zrobiłam wystraszoną minę oraz która mówi ,,Ups tego miałam nie wyjawiać''. 
- Nie przebywa teraz w... - urwałam jakby próbowała przerwać oraz za dużo im nie powiedzieć. Zauważyłam, że moja siostra używa zaklęcia. Też coś uodporniłam się na wszystkie zaklęcia gdy miałam sto lat. Gdy zakochałam się w czarnoksiężniku, a później wydało się, że to on rzucił na mnie zaklęcie. Na szczęście tylko matka o tym wiedziała. To było zaklęcie prawdy, gdy mówiła babcia podała chłopakowi lek, który przyniosłam.
- Gdzie w tej chwili jest IZ? -spytała si mnie brunetka. Spojrzałam na nią udając, że walczę z tym zaklęciem... Nie no powinnam dostać medal za grę aktorską.
- Właśnie się szykuję w piekle do przybycia.
- Dokąd?
- Mickael ma jakiś dom na ziemi i tam mają zamieszkać na jaki czas.
- Gdzie on jest?
- Nie wiem... Wiem tylko, że całkiem nie daleko obozu...
- Czemu Iz ma się z nami nie kontaktować - to pytanie zadała już babcia. I właśnie na nie czekałam...
- Bo matka obawia się, że możecie przeszkodzi tym, że chce przejąć kontrolę na Iz
- Jaką kontrolę?
- Która pozwoli jej przyszłość wchłonąć Iz. - udałam, że zaklęcie przestało działać. Wyjawiłam nawet to co jeszcze nikt nie wiedział. Nawet matka nie wiedziała, że ja wiem. Dowiedziałam, się tego podsłuchując jej rozmowę z Lucyferem. Wiedziałam, że babcia się domyśli co ona chcę zrobić. Szybko stwierdziłam, że czas na mnie i wróciłam do piekła za nim tamci zdążą o cokolwiek spytać lub powiedzieć.

Przepraszam że taki krótki ale czas goni :P

czwartek, 19 marca 2015

Bez tytułu: Rozdział 42

Rozdział 42

Część 1: Izabela


        W piekle matka zasypała mnie tyloma zadaniami, że nie pozostało wiele czasu na rozmyślania. Byłam jej za to wdzięczna. Siedziałam na nudnych zebraniach, gdzie matka mnie przestawiała,  wraz z siostrą Hesriana wyszukiwaliśmy potrzebne matce informacje i dzwoniliśmy; wertowałam zasady i obyczaje w piekle, przeglądałam teczki istot mroku, było w nich wiele ciekawych informacji na temat każdego z wyjątkiem matki. Ciekawe dlaczego? Gdy wychodziłam na obiad pożyczyłam od Channah ,,Piekielną Przestrzeń''. Jedyną gazetę w tym świecie. Poszłam jak zwykle do naszego pokoju. Mickael czekał na mnie z obiadem.
- Cześć - przywitał mnie z uśmiechem na twarzy.
- Hej. Co jemy? - spytałam go również z uśmiechem.
- Zamówiłem cennelloni ze szpinakiem - odpowiedział. Usiadłam do stołu, który kazałam umieści na balkonie. Nie chciałam jeść w jadalni. Gdyż tam bym widywała częściej matkę i te inne istoty, które mieszkają w pałacu. Zaczęłam przeglądać czasopismo. - Musi to czytać przy obiedzie? - spytał się Mickael. Spojrzałam na niego ale nie mogłam nic wyczytać z jego twarzy.
- Tak. Zapomniałam ci powiedzieć na dwa tygodnie zamieszkamy ziemi. Miasteczku nie daleko obozu. Lecz nie możemy z nim się skonatkotować, bo matka zagroziła, że ich wybije jeśli to uczynimy. Dzisiaj wieczorem się przeprowadzamy - powiedziałam do niego. Zobaczyłam błysk w jego oczach. Jednak na razie mu nie mówiłam wszystkiego. Nie powiedziałam mu najważniejszego, że on zostanie na ziemi i będzie mógł wróci do swojej rodziny. Do swojego stada. Ja wrócę tutaj... Nie mogę pozwolić aby on wrócił tutaj ze mną, bo widzę jak się tutaj męczy oraz jak tęskni za rodziną. ,,Jeśli kogoś kochasz pozwól mu odejść''. To zamierzam zrobić. Chce by miał w miarę normalne życie. Te dwa tygodnie spędzę z nim i postaram się aby były to najpiękniejsze dwa tygodnie. Byśmy mieli do czego wracać.
- Przynajmniej będziemy mogli zobaczyć co u nich słychać - powiedział po dłuższym czasem. Odłożyłam gazetę. Nic ciekawego w niej nie było.
- Jednak z ukrycia - dodałam. Bardzo chciałam porozmawiać z Aurielą lub Magdą. Jednak bolało w środku. Dalej już nie rozmawialiśmy na ten temat. Mówiłam mu jak pracy oraz co się wydarzyło się ostatnio w świecie podziemnym. Później musiałam wracać aby pogadać z Channah aby prosić aby nic nie mówiła Mickaelowi. Ona wiedziała o tym, że ja wrócę, a on zostanie. Mieliśmy zamieszkać w domu pani, która umarła rok temu. Mickael się nią opiekował sam mówi o tym domu. Najważniejsze, że odziedziczył ten dom, a jego rodzeństwo nic o tym nie wie. Po obiedzie poszłam pogadać z Channah. Jak zwykle prawiła mi morały, że źle postępuje. Według niej powinnam spytać się Mickaela o jego zdanie, a nie robić wszystko za jego plecami. Jednak powiedziała, że nic mu nie powie. Wróciłam do pokoju aby spakować się. Chociaż nie mieliśmy tutaj za wiele ubrani.
- Na ziemi będziemy musieli kupić kilka ubrani nie czarnych ani tak wyzywających - powiedziałam do Mickaela.
- To ty pojedziesz na zakupy, a ja przygotuje dla nas kolacje - zaproponował, a ja się na to zgodziłam.
***
        Kiedy byliśmy już na ziemi. Tak też uczyniliśmy on pojechał do domu, a ja wzięłam drugą taksówkę i pojechałam do najbliższego dużego miasta. Tam taksówkarz zatrzymał się przy centrum handlowym. Widocznie był po przebudowie, ponieważ było dużo promocji oraz słyszałam rozmowę dziewczyn, że w końcu skończyli prace remontowe. Kupiłam sporą ilość ubrani dla siebie i dla Mickaela.
        Wsiadłam do taksówki i rozmyślać o tym co było i co będzie. Tak rozmyślając, dojechałam pod dom. Weszłam przez skrzypiącą furtkę i z trudem odnalazłam w ciemnościach ścieżkę prowadzącą do wejścia. Zapukałam chociaż nie widziałam po co. Usłyszałam ,,proszę''.W przedpokoju zdjęłam rozpinany sweter, który nałożyłam na nową sukienkę w kolorze lawendy, i powiesiłam go na wieszaku razem z torebką. Weszłam do salonu. Stół był nakryty dla dwóch osób, a w kominku drewno. Rozejrzałam się i zauważyłam, że pokój jest posprzątany, a na podłodze przed kominkiem leży chodnik. Poszłam do kuchni, wiedziona smakowitym zapachem. Wokół porozkładane były naczynia, pojemniki, noże i deski do krojenia. Na blacie leżały resztki warzyw, okruchy sera, otwarta butelka z oliwą, puste opakowania po makaronie i oskubane do połowy świeże oregano w małej doniczce. Mickael stał przy kuchence i mieszał aromatyczną zawartość garnka łyżką z długim trzonkiem. Ubrany w luźny czarny podkoszulek i dżinsy osłonięte teraz ścierką kuchenną, którą zatknął niedbale za pasek od spodni, wydał mi się jeszcze bardziej pociągający.
- Izabela! Dobrze, że już jesteś. - Uśmiechnął się na powitanie. Odłożył drewnianą łyżkę, wyłączył gaz i odrzucił na bok ścierkę. Podszedł i otoczył mnie ramionami. - Tęskniłem za tobą. Pięknie wyglądasz - wymruczał ochrypłym głosem, pochylając głowę i dotykając ustami mojego ucha. Jego oddech niemal parzył mi szyję, w momencie gdy stanął z tyłu całując mnie w kark. Rozpiął spinkę podtrzymującą mi włosy, uwolnił je i przeczesał palcami. Potem powoli zaczął rozsuwać zamek sukienki. Wkładając ręce pod rozpięty materiał, dotknął moich nagich ramion. Kiedy sukienka spadła mi do stóp, zadrżałam. Mickael, stojąc wciąż za moimi plecami, znów zamknął mnie w objęciach i wtulił twarz we włosy. Pełna oczekiwania bałam się jakimkolwiek słowem zakłócić wyjątkowość tej chwili. Potem, rozluźnił uścisk i znów położył ręce na moich ramionach. Zdjął z nich ramiączka stanika i rozpiął haftki. Kolejna część ubrania spadła na podłogę. Wysunęłam stopy z pantofli i stanęłam boso. Mickael obrócił mnie przodem do siebie i ujął w moją twarz. Całował przez chwilę, a potem oparł mnie o ścianę, która miałam tuż za plecami. Stałam przed nim, a moje przezroczyste, koronkowe majtki udawały, że chronią mnie przed całkowitą nagością. Jednym ruchem zdjął z siebie koszulkę i rzucił ją na moje ubranie. Patrzyłam na jego szeroką klatkę piersiową, umięśnione ramiona, płaski brzuch i wołałam w myślach, żeby wreszcie mnie dotknął. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przylgnęłam do niego całym ciałem. Westchnął, objął mnie wpół i na chwilę mocno przycisnął do siebie. Potem delikatnie wyswobodził się z mojego uścisku.
- Nic na razie nie rób - poprosił łagodnie. - Pozwól mi... Chcę się ciebie nauczyć. - Popatrzył na mnie tym swoim przeszywającym wzrokiem. Przesunął dłońmi po moich rękach od ramion w dół aż do palców i z powrotem. Potem znów objął moją twarz i dotykał jej delikatnie palcami, obrysowywał kontury oczu, nosa, ust. Następnie jego ręce bardzo powoli przesunęły się niżej, na szyję, obojczyki, dekolt, i zatrzymały na piersiach. Głaskał je i całował, zamykał w dłoniach i delikatnie ściskał. Oparłam głowę i ręce o ścianę, jakby to mogło mi pomóc utrzymać równowagę i przymknęłam oczy. Chłonęłam całą sobą tę pieszczotę, która powodowała silne na granicy bólu przeszywające ukłucia w dolnej części brzucha. Potem Mickael przesunął dłonie wzdłuż mojej talii i bioder. Jego dotyk stał się mocniejszy. Uklęknął, przysiadł na piętach i wodził rękami po moich nogach. Dotykając wewnętrznej strony ud przesunął jakby bezwiednie, dłonią po skrawku osłaniającego mnie materiału. Instynktownie, bez udziału woli, zareagowałam wysunięciem bioder do przodu. Mickael przez chwilę obrysowywała palcami wzór na bieliźnianej koronce. Cały czas milczeliśmy i słychać było tylko nasze przyspieszone oddechy. Nie wiedziałam, jak długo wytrzymam to napięcie. Chwilę później jednym ruchem zerwał ze mnie koronkowe majtki i odrzucił na bok to, co z nich zostało. Wciąż jeszcze siedząc na piętach,przycisnął twarz do mojego brzucha, udręczonego z tęsknoty, a dłońmi objął pośladki. Jego usta, miękko muskając nagą skórę schodziły coraz niżej, żeby zatrzymać się w miejscu, w którym zbiegały się moje uda. Aksamitny, zniewalający dotyk język sprawił, że w ciągu kilku chwil bolesne oczekiwanie zamieniło się w przenikające całe ciało dreszcze rozkoszy. Wstrząsały mną i napływały falami jak woda, która przedarła się przez zerwaną tamę i teraz pędziła wolna, niczym nieskrępowana, zalewała oczy, pozbawiała powietrza. Otoczyłam rękami głowę Mickaela i osunęłam się po ścianie. Uklękłam przed nim i nasze twarze znalazły się na jednym poziomie. Spojrzał na mnie szalonym wzrokiem, objął z całej siły i zmiażdżył usta pocałunkiem. Opadliśmy na podłogę. Nie wypuszczałam go z ramion, a on, wciąż mnie całując, jedną ręką rozpiął dżinsy i ściągnął je z bioder. Wszedł we mnie mocno i zdecydowanie. Krzyknęłam cicho. Trzymał mnie w uścisku, a w jego ruchach była gwałtowność i desperacja. Nasze serca biły w szalonym rytmie, krew tętniła w uszach. Łzy spływały mi po skroniach i znikały we włosach. Spleceni ze sobą tak, że nie wiadomo, gdzie przebiega granica między mną a nim, razem dotarliśmy na szczyt. To był mój Mickeal - dziki i szalony, biorący mnie w całkowite władanie, kiedy tylko zapragnął, i dający zawsze więcej, niż brał. Dominujący, a przy tym niezwykle wyczulony na moje potrzeby i doznania. Bez zahamowań. Bez kompromisów. Teraz podniósł głowę i - zaspokojony - całował mnie delikatnie, z czułością. Oddawałam pocałunki, zanurzając palce w jego włosach, gładząc go po ramionach i plecach, przyciągając mocno do siebie.
Kiedy oderwał się ode mnie, zajrzał mi oczy i starł palcami ze skroni ślady łez.
- Przepraszam za tę podłogę. Nie planowałem tego. - Uśmiechnął się, a w jego oczach zatańczyły iskierki rozbawienia. - Przygotowałem jedzenie, chciałem cię nakarmić, upić winem, a potem uwieść na kanapie przed kominkiem... Ale kiedy cię zobaczyłem, to wszystkie plany wzięły w łeb. Zapragnąłem mieć cię natychmiast, podrzeć na tobie ubranie i widzieć nagą, bezradną, poddaną mojej woli, gdy będę cię dotykać. Czułem niemal fizyczny ból, twoje ciało zaakceptuję moje dłonie, czy oddasz mi się z ufnością i brakiem wątpliwości... Iz... - westchnął i ukrył twarz w zagłębieniu mojej szyi. Podniósł się i wyprostował ramiona.    - Chodź, pójdziemy do łóżka, bo zmarzniesz mi tutaj.
Wstałam, a Mickeal wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.Usiadł w górnej części łóżka, podłożył poduszkę pod plecy i oparł się o ścianę.
- Chodź do mnie - wyciągnął rękę.Ugiął nogi w kolanach,opierając stopy na prześcieradle. Usiadłam między jego udami,przytulając się do szerokiej klatki piersiowej, a on otoczył mnie ramionami.Narzuciłam na nas kołdrę.Nie wiem ile tak leżeliśmy w milczeniu. Ciesząc się swoim towarzystwem. Kiedy Mickael nagle spytał mnie. - Jesteś głodna?
- Tak - stwierdziłam ze zdziwieniem. - Rzeczywiście jestem trochę głodna.
- Przygotowałem coś do jedzenia, chociaż nie było dla mnie proste poruszać się w kuchni, której kompletnie nie znam. - Roześmiał się.
- Widziałam to małe pobojowisko - pokiwałam głową. - I doceniam twój wysiłek. - Zajrzałam mu w oczy rozbawiona i wstałam z łóżka. Założyłam jego koszulkę, która sięgała mi tuż za pośladki.
- Iza,... przepraszam, zniszczyłem twoją bieliznę... - Wbrew tym słowom wcale nie wyglądał na skruszonego.- Ale jeśli o mnie chodzi, możesz być bez majtek. - Popatrzył na mnie tak, że na chwilę zabrakło mi tchu.
- Nie lubiłam jej... Ale spokojnie, nie ciesz się tak. Kupiłam kilka dla ciebie i dla siebie. - Zrobiłam zadowoloną minę.
- Miałaś jakiegoś chłopaka przed de mną - powiedział nie spodziewanie tego pytania. Pierwszej chwili nim mnie zaskoczył.
- Nie miałam w moim życiu żadnych chłopaków - powiedziałam łagodnie. Ani nie chce mieć już żadnego bo tylko ciebie kocham. Nie odpowiedział. Nie musiał.... Tylko jakie to ma znaczenie? - zapytałam samą siebie. Wyjeżdżam za dwa dni, a myśl o tym tak rozdzierała mi serce, że wolałam trzymać ją na uwięzi i nie dopuszczać do świadomości. Przyniosłam z przedpokoju torby z zakupami i swoją torebkę. Usiadłam w salonie i zaczęłam grzebać w jej wnętrzu w poszukiwaniu plastikowej torebki z bielizną. Ponieważ nie mogłam ich znaleźć nawet torebce. Wysypałam całą zawartość na kanapę. Zakupione majtki się znalazły, ale Mickael natychmiast zwrócił uwagę na książkę, która wypadła z torby.
- Czytasz to? - zaskoczony wziął do ręki Wichrowe Wzgórza.
- Tak - Parsknęłam śmiechem. - Dostałam ją od babci kiedy miałam pięć lat i czytała mi ją każdego wieczoru do czasu aż sama się nie nauczyłam czytać. Pewnego razu się rozpadła i musiałam iść do punktu introligatorskiego, żeby ją posklejali i oprawili. Żal mi było wyrzucać. Nowa nie miałaby już tego uroku. Podkreślałam długopisem najbardziej ekscytujące fragmenty - powiedziałam. Micekael wziął książkę do ręki jakiś czas ją przeglądał, aż w końcu powiedział.
- Pewnie ten jest twoim ulubionym: ,, Nigdy się nie dowie, jak bardzo go kocham. Wcale nie dlatego, że jest przystojny, ale dlatego, że jest bardziej mną, niż ja sama. Nasze dusze są jednakowe, niezależnie od tego, co w nich tkwi...''.
Słuchałam go i niespodziewanie łzy napłynęły mi do oczu. Mickael spojrzał na mnie pokiwałam twierdząco głową, a on starł łzy i zaczął dalej przeglądać książkę.
- Albo ten fragment: ,,Katarzyno Earnshew, obyś nie zaznała spoczynku tak długo, jak ja żyję...'' - przerwał i spojrzał na mnie tym razem pokręciłam przecząco głową. - Wiedziałem, że ten na pewno nie ten bardziej pasował by mi do Magdy - uśmiechnęłam się do niego. Po chwili spojrzałam w okno kilka godzin drogi i już bym była w obozie gdzie znajdują się moi i jego bliscy.

Część 2: Magda


               Po chwili usłyszałam odpalanie silników samochodów. Nie mogłam uwierzyć co się w ogóle dzieję. Jak jeden puzzel życia może zmienić całkowicie całe nasze życie. Wystarczyło to, że ten lekarz nie podmienił nas, a bym nie poznała takiego zajebistego chłopaka. Pamiętam nasz pierwsze spotkanie. Wraz z Izabelą... Nie chwil a ja się wymknęłam, a i Iz szukając mnie za mną. Więc wymknęłam się z domu gdy miałam osiem lat. Byłam ciekawa jak wygląda miasto nocą... Jednak po chwili się zgubiłam i w tedy wpadłam na niego. Miał na sobie spodnie jeansowe, które miały nie jedną dziurę i wcale nie zrobioną w fabryce. Do tego koszulek czerwony z czachą i jakim napisem i skórzaną katanę. Zdecydowanie była ona na niego duża. Już w tedy się malował. Eh... Na samo wspomnienie jak się go wystraszyłam chciało mi się śmiać. Siedziałam tak przy jego łóżku wspominając wszystkie nasze spotkania. Pomyśleć, że mogłabym z nim nie być. Nie.... nie mogę o tym w ten sposób myśleć. On przeżyję... Aleksandra powiedziała, że jak wyczuję w zbliżającą się śmierć obudzi go aby spytać go czy chce zostać wampirem i żyć. Zgodziłam się z nią... To musi być jego wybór. Tylko jego. Wiem jak bycie innym może zmienić wszystko na całe życie. W tedy zaczęło coś się z nim dziać. Rzucało w nim jakby miał atak padaczki... Nie wiedziałam co się dzieję.
- Alex!! - krzyknęłam ona zaraz weszła do pokoju, a z nią była Aura. Którą mnie odsunęła od łóżka. Choć wyglądała na drobniutką była silna, że nie jednego by powaliła na ziemię. Próbowałam się do niej wyrwać.
- Magda uspokój się wcale ten sposób nie pomagasz! - krzyknęła mi do ucha. Miałam gdzieś chciałam być przy nim. Chciałam trzymać go za dłoń. Chciałam jakoś pomóc? Nie być użyteczna... Po chwili atak minął, a ja się uspokoiłam.
- Nie wiem czemu... Ale jego stan się pogarsza. Aura pomożesz mi przyprowadź swoją babcią rzucie na niego zaklęcie chwilowego zdrowienia. Chyba będzie trzeba go przemienić - ostanie zdania wypowiedziała patrząc do mnie. Co jeśli powie nie? Aura pobiegła po babcie, a ja patrzyłam na Alex.
- Musisz go uratować... Nie przeżyję jego śmierć - powiedziałam do niej. Nie to, że umrę z nim lecz nie będę umiała być sobą i stracę chęć życia. Ale nie popełnię żadnego samobójstwa nie jestem z tych.
- Wszystko zależy od niego. Magda cokolwiek on zdecyduję pamiętaj, że to jego decyzja była, a na tobie polegają inni... Jesteś alfą - powiedziała do mnie. W dupie mam to, że jestem alfą... Bym mogła przestać być alfą jeśli on przeżyję. Bym oddała za niego nawet własne życie... W tym momencie do pokoju wróciła Aura z Babcią...

piątek, 6 marca 2015

Bez Tytułu: Rozdział 41

Tą piosenka chce zacząć Rozdział 41 z dedykacja dla Wszystkich, którzy chce mnie zranić ...



Lecz ja nie poddam się
Bardzo dumna, tak dumna, tak dumna
Będę piąć się na szczyt
Walecznie jak lew, jak lew
Jak lew!
Jak lew, jak lew?

Możesz zabrać mi wszystko, co mam
Możesz zniszczyć wszytko na czym mi zależy
Lecz pamiętaj o tym ze nigdy się nie poddam 
Będę walczyć do końca
Jak lew!
Jak lew?

Po rozstaniu się z Mickaelem poszłam swojego pokoju. gdzie czekał na mnie Cassianus oraz jakaś dziewczyną w mini sukienka siateczkowa czerwona. Była ona dość ładna na swój sposób. Piękna burza brązowych włosów oraz zniewalający uśmiech. 
- Cześć jestem  Milagros ... Nawet nie wiesz jak się cieszą, że nie długo będziesz sukkubem - mówiła bardzo szybko widać po niej, że była bardzo podekscytowana tym. Zaśmiałam się pod nosem z jej reakcji.
- Szkoda, że ja nie podzielam twojego entuzjazmu - powiedziałam do niej. Nie chciałam być sukkubem gdyż wiedziałam czego , a raczej czym ten demon się zajmuję.  - W czym mogę ci pomóc - dodałam po chwili.
- Mam ci pomóc przygotować się na ceremonie - odpowiedziała mi również bardzo szybko oraz cały czas się uśmiechała. Porównaniu z Hesrianą to całkowicie się różniły. Ta była radosnym płomiennik, a moja siostra ponurakiem. Pokazała mi mój strój dobrze, że szybko dodała, że będę musiała ubrać pelerynę. Później w trójkę umówiliśmy jak tutaj wyglądają ceremonie. Dowiedziałam się kiedy zostanę wprowadzona oraz i jak. Kiedy przyszedł czas abyśmy wyszli. Cossianus zatrzymał mnie i powiedział coś czego kompletnie nie zrozumiałam.
- Vivere militare est. - wydawało mi się, że to było po łacinie jednak nie była pewna przy nigdy nie można być pewnym na sto procent.W końcu to demon. Ja nie długo też będę demonem. Eh... Gdyby tylko dało się tego uniknąć. Gdy przeszłam przez drzwi. Zobaczyłam ludzi w kręgu wzięłam jeden głęboki wdech. Choć bardziej chciała zawróć i wybiec, uciec jak najdalej od tego miejsca. I w tedy zobaczyłam jego twarz... Oświetlała ją blask świecy. Wyglądał przepięknie ten garnitur i peleryna podobna do mojej. Lecz u mnie zakrywała całe ciało. Cała ceremonia była bardzo bolesna. Czułam jak od środka coś mnie rozrywa. Jeszcze jak one wbiły dłonie w moje podbrzusze. Ból w tedy niczym palił jakby to miejsce było przyłożone do ognia. Chociaż Milagros i Cassianus wszystko wcześniej mi powiedzieli i powinnam była być na to przygotowania. Byłam... Jednak nie do końca nie spodziewałam się takiego bólu. Oczywiście wiedziałam, że będzie bolało ale nie aż tak. Czułam się jakby coś rozrywało mnie od środka. Myślałam, że to będzie mniejszy ból i dam radę go wytrzymać. W życiu nie czułam takiego bólu... Kiedy ustał nie wiedziałam nic prócz białej mgły. Następnie spojrzałam na swoje dłonie i miałam ogon. Później przyjęłam drugą postać moje dłonie były czerwone. Ulżyło mi, że wyglądam jak kobieta, a nie jak zwierze. Po tym wróciłam do swojej normalny postać i również inni przestali stać miejscu. Pierwsza na szyję rzuciła mi się Channah. Przez nią o mały włosy obie nie wylądowaliśmy na ziemi. 
- W końcu jesteś pełno prawną obywatelką podziemia – powiedziała do mnie nie mogłam powiedzieć, ze cieszę z tego powodu. Matka poszła rozmawiać z niebieskim chłopakiem. Nie wiem czemu ale nie podobało mi się to jak na mnie on patrzy. Uśmiechnęłam się do Channah w tym samym czasie podeszli do nas Cassianus i Mickael. Objęłam go i przytuliłam się. Miałam gdzieś, że jest tutaj pełno obcych ludzi. 
- Przeszkodzę wam tym. Chce pogratulować młodej książnice – powiedział chłopiec. Spojrzałam na niego miał ciemne włosy. Jego głos był za bardzo męski jak na to ciało. Zauważyłam jak Channah złożyła mu pokłon zrobiłam to samo.
- Dziękuje – odpowiedziałam mu. Bo nie znam słów jakie używa się w piekle. On tylko wzruszył ramionami i odszedł od nas.
- Kto to był? - spytałam się jej w końcu był on jedynym dzieckiem wśród zebranym. Patrzyłam po ludziach. Było różne wieki zastanawiało mnie to czym matka się kierowała wybierając akurat tych. Dziecko, Staruszkowie, kobiet po czterdziestce oraz około dwudziestolatki. 
- Lucyfer – powiedzieli równocześnie jakby się zmówili spojrzałam raz jeszcze na tego chłopaka. Nie mogłam wierzyć, że rozmawiałam z samym szatanem. Nie to nie możliwe. Czy to znaczy, że to wszystko prawda? I że Bóg również istnieję. Odwróciłam wzrok od niego i spojrzałam na dwójkę osób, których lubiłam.
- Muszę się czegoś napić – powiedziałam z ochrypniętym głosem. Czułam się tak jakby w gardle panowała pustynia i nie było anu kropelki wody. 
- Wiesz, że tutaj mamy najlepsze trunki nie znajdziesz niestety na tym przyjęciu wody ani nic bez procentów. Jak chcesz możemy później pójść do pokoju tam mam trochę miodu – skinęłam głową na wypowiedź Channah. Gdy tylko wspomniałam o miodzie przypomniałam sobie jak Magda nienawidziła miodu. Zawsze oszukiwała kiedy mama nam go podawała. 
- Może później teraz bym się napiła czegoś mocniejszego ale nie za bardzo – powiedziałam ponownie jakbym mówiła przez telefon i był jakieś przerywanie. Zaśmiałam się w duchu na to porównanie bo było najbardziej przybliżone do rzeczywistość. Chcannah dała mi coś w kolorze czerwonym spróbowałam ostrożnie nie było zbyt mocno czuć wódki ani nic nie zdradzało, że to był alkohol. Później popijałam co jakiś czas ktoś do mnie podchodził rozmawiając starałam się być uprzejma oraz nie urazić nikogo swoim zachowanie. Choć nie miałam ochoty z nimi rozmawiać większość z nich jest potworami, którymi mamy straszą niegrzeczne dzieci. Później rozbrzmiała muzyka i wszyscy zaczęli tańczyć nawet staruszkowie. Oczywiście ja musiałam tańczyć ze wszystkim. Grubo po północy goście zaczęli wracać. Jakaś służąca matki powiedziała, że ona chce ze mną rozmawiać w gabinecie. Ostawiłam kolejny kieliszek i poszłam z nią do gabinetu matki.
- Drogie dziecko sprawiłaś się dzisiaj większość gości są tobą oczarowani. Jednak muszę cię na dwa tygodnie cię wysłać na ziemię. Jak chcesz możesz wziąć tego psa ze sobą. Za wrócisz na ziemię tydzień ale masz się z nikim ze swoich znajomych nie kontaktować wiesz co się stanie jeśli mi się sprzeciwisz. Wysyłam cię bo musisz się sprawdzić i zacząć pracować. Pomożesz mojemu znajomemu na ziemi tutaj masz na miary na niego – powiedziała do mnie i wręczyła wizytówkę. 
- Po pierwsze Mickael nie jest psem. On zostanie na ziemi i wróć do swojej rodziny nie mogę go pozbawiać watahy zresztą widzę, że tutaj się męczy – powiedziałam matka się zgodziła. Powiedziałam, że jej nie on nie obchodzi. Jednak mnie tak widziałam jak patrzył na Piekielną Watahę, Jak jego bracia są tutaj traktowań. Choć chciałam aby ze mną był nie mogłam pozwolić by cierpiał. Na ziemi jego jest miejsce moje jest tutaj. Jednak ten tydzień postaram się spędzić z nim jak najlepiej by oboje byśmy mieli co wspominać.

piątek, 23 stycznia 2015

Bez tytułu: Rozdział 40

No to lecimy z kolejnym rozdziałem.... Mam dużo weny coś ostatnio do pisania :P

Rozdział 40

Część 1: Zuzanna

O dwunastej byłam w barze razem z Reb. Przyjaciółka nie wyglądała najlepiej . Spokojnie można powiedzieć że wyglądała jakby miała zaraz się rozpaść. Bardzo się o nią martwię. Znam Rebekę od pieluch i wiem, że jeśli tak wygląda i tak się zachowuję to nie jest z nią dobrze. Nie ruszyła porcji frytek, coli napiła się może z dwa łyki. Miałam przeczucie, że Reb będzie smutna, gdy nie będzie się spotykać z Devinem, ale nie wiedziałam, że wygląda tak poważnie. Przyjaciółka miała podpuchnięte oczy, jakby nie spała kilka nocy i smutny wyraz twarzy. Gdy tak na nią patrzyłam, miałam ochotę roztrzaskać głowę tego idioty. Reb jest osobą bardzo wrażliwą i szybko się przywiązującą. Jeśli kogoś pozna, z kim znajdzie wspólny język- co wcale nie jest takie łatwe- szybko się do tej osoby przywiązuję. Takim przypadkiem był Devin. Znali się jeden dzień, ale większość tego dnia spędzili razem. Pewnie ciągle rozmawiali. Sytuację pogarsza fakt, że Devin jest przystojny. Dość przystojny. Eh, pewnie biedaczka pocierpi jeszcze tydzień i jej przejdzie.Najgorsze było jednak, że będę widziała ten ból i nie będę mogła poradzić.
-Reb…co Ci jest?- zapytałam biorąc przyjaciółkę za rękę. Uśmiechnęła się blado.
-Nic. Czuję się świetnie- odpowiedziała z sztucznym entuzjazmem. Mnie na pewno nie nabierze.
-Tak, jasne, a wyglądasz jakby właśnie zarzynali Twojego psa- Rebecca nie miała psa, ale takie teksty, jak ten ją rozśmieszały. Tak było tym razem. Twarz jej pojaśniała, a mina nie była już taka smutna. Tylko w oczach było widać ból.
-Wiem, że pewnie wyjdę na idiotkę, ale polubiłam go. Wiesz, fajnie się z nim rozmawiało. Nie patrzył na mnie, jak na ładną dziewczynę, z którą można się zabawić, a potem zostawić. Myślałam, że nie jest z tych chłopaków którzy myśleli ,,Bo mogę mieć każdą''... - powiedziała Reb.
-A tylko by spróbował. Ja już bym mu pokazała, jak można się zabawić- weszłam jej w słowo. Tym razem wybuchła gromkim śmiechem, i połowa baru odwróciła się naszą stronę.
-Patrzył na mnie, jak na przyjaciółkę- mówiła ze śmiechem; najwyraźniej naszedł ją dobry nastrój, niech tak pozostanie - ale powiem Ci w sekrecie - tu zrobiła rozmarzoną minę i zniżyła głos do szeptu - że fanie było siedzieć, tak w jego ramionach. - Poparzyłam na nią przez dłuższą chwilę, a potem to ja wybuchłam gromkim śmiechem. Rebecca speszyła się lekko ale zaraz do mnie dołączyła. Nie przestając się śmiać wyszłyśmy na dwór i usiadłyśmy na ławce. Zwijałam się ze śmiechu, a Reb śmiała się na całego. W pewnym momencie podszedł do nas jakiś chłopak.
-Naćpałyście się czymś, czy co?. Rżycie jak jakieś konie - Śmiech ustał na chwile. Popatrzyłyśmy na niego, potem na siebie i jeszcze raz wybuchłyśmy śmiechem. Nieznajomy wzruszył ramionami i poszedł dalej. Reb trzymała się za brzuch, a mi łzy leciały ciurkiem.
-Reb…musimy…przestać…bo - mówiłam w przerwach śmiechu - ja…już nie…mogę! - Rebecca westchnęła kilka razy, pośmiała się, ale już ciszej,w końcu wzięła głęboki oddech i powiedziała uśmiechając się szeroko;
-Takie chwile są warte zapamiętania. Musimy to jeszcze powtórzyć. - moja przyjaciółka w sekundę potrafi się opanować. Kiedy i mnie to się udało.
-Masz rację. Trzeba mieć więcej takich sytuacji. - zgodziłam się z nią.
-No dobrze, chodźmy do Ciebie. Potem pójdziemy po moje rzeczy i na próbę generalną.- Zrobiłyśmy tak, jak powiedziała. Poszłyśmy do mnie, spakowałam torbę, zjadłyśmy jakieś przekąski i opowiedziałyśmy całą historię mamie. Oczywiście, pomijając zbyteczne wątki. Gdy my z Reb znów wybuchłyśmy śmiechem, mama zastanawiała się co jest śmiesznego w całej sytuacji, a potem zaczęła się śmiać, ale z nas. Zawsze tak jest; tylko my z Rebeką znajdujemy w jakieś sytuacji coś śmiesznego. Zaczynamy się śmiać, a ludzie patrzą na nas jak na idiotki, ale po chwili sami się śmieją. Wielu mówi,że jesteśmy dziecinne, albo walnięte. My zaś uważamy, że potrafimy się świetnie bawić. Mamy gdzieś zdanie innych, chociaż czasami takie uwagi ranią, nie pokazujemy tego po sobie. Wreszcie się uspokoiłyśmy i udałyśmy się do Rebecci. Gdy szłyśmy obok parku, przypomniał mi się mój sen. Teraz, gdy obrazki przelatywały mi w głowie, wszystko wydawało się takie rzeczywiste. Zatrzymałam się na chwilę i usłyszałam dźwięk łamanego patyka. Odwróciłam się i zobaczyłam dwa zielone światełka w krzakach…coś, jakby oczy zwierzęcia. Rebecca szła kilka metrów przede mną. Chyba zauważyła, że nie idę za nią, bo odwróciła się, mówiąc;
-Pośpiesz się. Mamy niedługo próbę.- spojrzałam na nią i jeszcze raz na krzaki, ale nic już tam nie było.
-Już idę - odkrzyknęłam. Czekała na mnie, więc przyśpieszyłam kroku. Do jej domu doszłyśmy w milczeniu. Potem, gdy Reb poszła się  pakować, ja siedziałam z jej mamą w salonie i opowiedziałam jej dzisiejszą, śmieszną historie. Powrócił mi dobry humor. Rebecca zeszła na dół, pożegnałyśmy się z jej mamą i poszłyśmy na próbę. Obydwie miałyśmy szerokie uśmiechy na twarzy. Jak tylko weszłyśmy podszedł do nas Kujawa - obydwie miałyśmy przeczucie, że podkochuję się w drugiej i zarazem każda z nas myślała, że to bzdura- jak tylko spojrzał na Reb, oczy mu pojaśniały i cały poweselał.
-Cześć- przywiał się, właściwie można powiedzieć, że to wyśpiewał.
-Cześć- odpowiedziałyśmy zgodnie z uśmiechem i radością w głosie...
-Widzę, że humorek Wam dopisuję- szliśmy właśnie na salę gimnastyczną. Tam miała odbyć się próba i występ. Zbieraliśmy datki na remont szkoły. Sala sama w sobie była mała; farba odpadała. Na ścianach były rysunki graffiti, ławki były połamane, podłoga też nie była idealna. Wszystko było stare, a nikt nie remontował szkoły od jakiś dwudziestu lat. Cały spektakl- tak nazywał go nauczyciel historii, Pan Kuźba; przyjaciel pani Wespick- składał się z dwóch układów tanecznych oraz z krótkiego przedstawienia. Przedstawienie opowiadało o dziejach szkoły. Moim zdaniem jeden układ nie był tu w ogóle potrzebny. Występuje w nim ja wraz z Kujawą. Mamy zatańczyć parę, która zakochuję się dzięki szkole. Drugi jest wspólny, zatańczą w nim zarówno chłopcy i dziewczęta. Chciałam się jakoś wykręcić z tego „miłosnego tańca”, ale nie miałam w ogóle głosu. Zostałam przegłosowana i tyle. Kujawa rozmawiał wesoło z Reb, ale po chwili zamilkł i zamarł. Spojrzał za coś za nami. Podążyłam za jego wzrokiem, ale ujrzałam jakoś postać wchodzącą po schodach. Tak dokładnie to widziałam tylko plecy w czarnym podkoszulku i coś brązowawego. Już chciałam iść sprawdzić kto to, ale Reb zawołała do mnie, żebym się pośpieszyła. Udałam się na próbę. Najpierw występowali Ci, od przedstawienia. My w tym czasie się rozciągaliśmy, potem była próba pierwszego układu. Trochę nam się zeszło, bo co chwila ktoś popełniał błąd i trzeba było zacząć od początku. Potem przyszła kolej na taniec mój i Matta. Nasz nauczycielka od w-f’ u liczyła nam takty.
-Raz…Dwa…Trzy…Cztery- powtarzała. Będziemy tańczyć do piosenki Ronana Keating’ a. Nosi tytuł „Time after time” Nasz układ nie był trudny. Ja miałam udawać zawstydzoną, Kujawa nieśmiałego. Mieliśmy łapać się za ręce. Patrzeć sobie w oczy i robić wszystkie rzeczy, jakie robią nastolatkowie, gdy są zakochani. Na koniec Kujawa ma przyłożyć swój policzek do mojej skroni. Mamy stać objęci, przytuleni z zamkniętymi oczami. Tak też zrobiliśmy. To była ostatnia próba, dlatego wszyscy nas oglądali. Na koniec pani Timor, która liczyła takty, zaczęła klaskać w dłonie.
-Zuza, Patryk jesteście wspaniali. Gdybym Was nie znała,uznałabym, że jesteście parą.- Mnie te zdanie nie przypadło do gustu, zupełnie odwrotnie niż Kujawie. Uśmiechnął się bezczelnie, jakbyśmy właśnie byli parą. Odeszłam kawałek, żeby napić się wody. Rebecca szła właśnie w moją stronę, pozostali rozmawiali z nauczycielami lub koleżankami lub się rozciągali.
-Zero komentarzy- powiedziałam na widok jej ucieszonej miny.
-Przecież ja nic nie mówię. Tylko jak pani Timor wypowiedziała te słowa po sali przeszedł szum szeptów.- Wciąż miała ubawioną minę- Tak w ogóle to pasujecie do siebie. - Zdzieliłam ją ręcznikiem. Uciekła rozbawiona. Bawiłyśmy się tak przez chwilę, ale musiałyśmy przerwać zabawę.
-Muszę do toalety. Chodź ze mną- powiedziałam do przyjaciółki.
-Dobrze, tylko poczekaj.- Podeszła do pani, żeby ją zawiadomić, gdzie idziemy. Pani jej coś odpowiedziała i Reb podbiegła do mnie
-Prosiła, abyśmy wzięły wodę z magazynku. Akurat będziemy miały po drodze. - Poszłyśmy najpierw poszłyśmy do toalet. Okazało się, że Reb też ma potrzebę. Potem udałyśmy się w stronę magazynku. Musiałam wejść na drabinę, aby dosięgnąć do zgrzewki wody. Potrzebowałyśmy dwóch. Jedną już jej podałam. Gdy trudziłam się z drugą- były bardzo ciężkie, a stałam na najwyższym stopniu drabiny usłyszałam pisk.

Część 2: Mickael

Spacer należał do jednej z przyjemniejszych rzeczy jakich spotkał mnie w piekle. Przynajmniej zobaczyliśmy wszystkich istoty żyjące w piekle. Również dowiedzieliśmy się wiele o nim. Kto jaką pozycję zajmuję pozycję. Kiedy wróciliśmy do pałacu na korytarzu cała Hesriana.
- Na diabła gdzie wy się włóczycie - powiedziała w całkowicie wkurzona. Wyglądała jakby miała zaraz wybuchnąć. 
- Wyluzuj bo zaraz wybuchniesz poszliśmy tylko na spacer - powiedziała do niej Izabela stając jej na przeciw. Nawet nie wiem skąd wzięła tyle uwagi. Aby jej odpowiedzieć... Jednak cieszyłem się z tego i byłem z niej dumny oraz bez cenny był jej wyraz twarzy Hesriany.
- Po pierwsze księżniczko nie jesteś najważniejsza w piekle więc nie mów mi co mam robić - powiedziała Hesriana do niej. Hesriany głos był już tylko o ziemny oraz bez emocji. 
- Przepraszam panienko Hesriano ale nie powinna się tak zwracać do panienki Izabeli - wtrącił się Ivo w ich pyskówkę. Hesriana spojrzała na nią jakby miała jakby chciała zabijać. 
- Zamilcz Vrok - odpowiedziała i odwróciła się aby odejść. Kiedy zniknęła za rokiem...
- Kim są Vrok? - spytała Iz się jego gdyż tak nazwała go Hesriana. Sam byłem ciekawy ta nazwa nie padła ani razu podczas spaceru. Więc w sumie byłem ciekaw co to oznacza. Bo siostra Iz wymówiła to jakby to było czymś obrzydliwym oraz godnym pożałowania.
- Vrok to demony są najpowszechniejszymi strażnikami silniejszych demonów. Stanowią praktycznie piechotę wojsk. Są dosyć inteligentne i potrafią rzucać czary do trzeciego kręgu. Uwielbiają atakować wrogów z powietrza obalając ją na ziemie po czym odgryzać jej kończyny - odpowiedział po czym przemienił się w ... coś. Nie wiedziałem jak to określić. Przypominało trochę ptaka lecz takiego zmutowanego. Jakby połączenie człowieka z ptakiem z szczurzym ogonem. - Tak właśnie na prawdę wyglądam. - Ani Ja, ani Iz nic nie mówiła w końcu nie wiedzieliśmy co należy w takich sytuacji powiedzieć. Po kilku niemiłosiernie długich minutach.
- Lepiej już pójdę widzimy się później na ceremonii - powiedziałem do Iz i pocałowałem ją policzek i poszedłem za wiedźmą. Która jak się okazało kilka metrów oparta o ścianę. 
- W końcu choć... - zaczęła iść a ja szedłem za nią. - Następnym razem nie ktoś inny robi posłańca. Nie będę się użerać z głupimi nastolatkami - mówiła jakby do siebie jednak postanowiłem się odezwać.
- Jakbyś nie zauważyła sama jesteś głupim nastolatkiem - spojrzała na mnie i się zatrzymała.
- Mam trzy tysiące dwieście sześćdziesiąt sześć lat czy to jest wiek nastolatki - powiedziała do mnie. Wow jaka ona stara. 
- Nieźle się trzymasz babciu... Pewnie co tydzień chodzisz na lifting - powiedziałem do niej. - To jak idziemy za nim twoja matka się zezłość. Ciekawe co powie jak się spóźnimy - zwróciłem się do niej. Wzruszyła ramionami jakby moja wypowiedź nie robiła na niej wrażenia i poszła dalej. Przeszła przez duże drewniane drzwi.  Było tam dużo ludzi. Szedłem wzrokiem po zebranych osobach w pomieszczeniu. Mój wzrok najdłużej zatrzymał się na dziecku. Jedyny wśród zebranych. Co robi tu dziecko?
- Hesriana już jesteś. Najgorsi przestawiam wam Mickaela partnera mojej córki Izabeli to właśnie na jej ceremonie zostaliście zaproszeni - powiedziała matka Iz stając obok mnie. Niedługo koło mnie pojawiła się kobieta miała  rude włosy. Lecz matka Iz w ogóle nie zwróciła na nią uwagi - Mickael przestawię ci najgorszych z najgorszy moich drogich sprzymierzeńców ta kobieta najbliżej nas to moja kuzynka Samanta - pokazała na te kobietę co się zbliżyła do nas,  po niej na rudą w czarnym stroju skrzyżowanymi dłońmi -Abaddon - następnie swoją dłoń skierowała na kolejną kobietę rudą z tatuażami na dłoń oraz miłym uśmiechem - Andariela - po niej był chłopak włosach dłuższych hebanowych. Wyglądał jak model z okładki - Asmodeusz - następnie jakiś blond mięśniak - Asterot - po nim kolejny blondyn przydługich włosach do ramion - Azael - następnie kolejny tym razem trochę starszy blondyn - Beliar - potem jakiś dziadek. Który spokojnie mógłby grać zgryźliwego staruszka, bo na takiego wyglądał. - Belzebub - obok niego stał kolejny blondyn. Już zaczynała boleć mnie głowa, bo aż tu tyle blondynów. - Duriel - następna osoba mnie zaskoczyła. Przypominała te istoty z filmu Avatar. Tylko że on był ludzkiego wzrostu i nie miał ogona. - Graz’zt - po nim była kobieta, na szczęście nie blondynka. Miała czarne włosy jak smoła i czerwone usta jak krew. Mogła spokojnie grać Śnieżkę - Lilith - obok niej stał ten chłopiec. To dziecko trochę mnie przerażało miało takie spojrzenie - Lucyfer - Lucyfer? Nie tak sobie go wyobrażałem. Nie jak dziecko? Obok niego była kobieta z czupryną na głowie. Połowa włosów białe, a drugie czarne - Mammona - matka Iz mówiła dalej przestawia. Gdy  padało ich imię skinęli głową i dalej wracali do rozmów. Jednak czułem się jakby na mnie patrzyli. Po Mammona matka Iz wskazała na mężczyznę - Mefisto - po nim był kolejny staruszek - Pialolos - zauważyłem że jak wymawiała to imię dlekiaktnie głos jej zadrżał byłem ciekawy dla czego akurat przy nim a nie innym. Ostatnia jakiej nie znałem była blondynka - Wrytra -  dalej w pomieszczeniu była Hesriana i Channah oraz jej ich matka. Przecież mieliśmy przygotować salę. Czyż nie nie... Matka Izabeli odeszła od de mnie zaraz przybliżyła się jej kuzynka Samnata.
- Jaki jesteś słodki... Aż żal że taki chłopak skończył w takim miejscu - kiedy to mówiła skierowała swoją dłoń w stronę mojej twarzy. Zrobiłem krok w tył nie chciałem aby mnie dotykała. - Oj nie bój się przecież być może będziemy ro... - nie skoczyła zdania.
- Samanta idź gdzie indziej szukać naiwniaków zostaw Mickaela w spokoju - przerwała jej Channah.
- Oj kochana przestań przecież nie robię nic złego - powiedziała do niej Samanta. Od jej stylu mówienia robiło mi się nie dobrze. 
- Rusz dupę za nim ci w tym mogę - siostra Iz nie dawała za wygraną. W końcu Samanta wzruszyła ramionami i odeszła w stronę niebieskiego chłopaka. - Nie zwracaj na nią uwagi to zwykła ladacznica jak wszystkie succubusy - powiedziała do mnie i się uśmiechnęła. Odwzajemniłem uśmiech byłe wdzięczny że uratowała mnie od tej nieprzyzwoitej panny. - Choć pomożesz mi zapalić świecę do cermonii. Nie licz, że matka lub Hesriana ruszą palcem - powiedziała dała mi patyk który się palił. Również ona miała podobny. Patyk w ogóle się nie wypalał ani ogień nie gasł. Channah poszła jedną stronę, ja drugą... Zapalałem świecę pod ścianą później poszedłem na środek i tam spotkałem się z Channah. Zauważyłem że tutaj świecę są rozłożone na rogach namalowanej gwiazdy połączone ze sobą solą, rozsypaną w kształcie okręgu. Wyglądało to jak pentagram. I tym to było. - No gotowe... - powiedziała to później dała znać matce ta odprawiła chyba jakieś zaklęcie za którą sprawą wszyscy byli ubrani. Mężczyźni w czarne garnitury na nie narzucone czarne peleryny z kapturami, a kobiety w czarne suknie również z pelerynami. Do sali weszli inni. - To są po trzech przedstawicieli każdego gatunku - wyjaśniła mi Channah, która odebrała patyk później zniknął. Tamci ustali pod ścianami. Siostra Iz złapała mnie za dłoń i pociągnęła na miejsce tuż przy kręgu soli. - Tylko uważaj na sól łamago - powiedziała druga z sióstr Iz Heriana. Ta weszła do środka ustała wewnątrz jednym rogu gwiazdy. Jakby nogi... W drugiej nodze ustała Samanta, a w ramionach ustali Abaddon oraz Lilith. Na ostatniej część gwiazdy ustała matka Iz. Postali ustali obok nas na kręgu. Do sali weszła kobieta ubrana tylko erotyczną czarną bieliznę za nią szli Iz, która miała na sobie czarną satyny sukienkę na ramioczkach. Obok niej szedł Cassianus. Za nimi Ivo... Który zatrzymał się przy drzwiach. Dziewczyna zatrzymała się kilka kroków przed pentagramem, a Cossianus szepnął coś do Iz i podszedł ustawić się koło Channah. Iz poczekała aż wszyscy zaczęli śpiew. Następnie chyba wzięła głęboki wdech i weszła na sam środek gwiazdy. Najpierw skłoniła się matce. Musiała wcześniej dowiedzieć się co ma robić. Bo zapewne w życiu by się jej nie pokłoniła. W zgodnie ruchem zegarka pokłoniła się pozostałym wewnątrz kręgu i zatrzymała się tyłem do swojej matki. Heriana i Samanta przemieniły się swoje demoniczne postacie. Hesriana była ładniejsza niż rzeczywistość w życiu bym nie powiedział, że to ona, a Samanta dużo się nie różniła tylko skąpszy strój i skrzydła, ogon, rogi i długie paznokcie. Iz wyprostowała się wyglądała dumnie oraz elegancko. Succubusy podeszły do niej obie wbiły jedną swoją dłoń jej podbrzusze. W tej samej chwili Lilith i Abaddon przyjęły swoje rzeczywiste postacie. Zrobiły do samo od tyłu. Po czym wszystkie oddaliły się i wyciągnęły dłonie. Iz upadła na kolana, krew spływała jej po cielę. Po jej twarzy było widać ból i to samo w oczach. Jej matka podeszła do niej po jej stronach stanęła Lilith i Samanta obie skaleczyły się dłonie i wyciągnęły dłoń nad Iz. Tak, że ich krew skapywała na nią. Hesriana i Abaddon również ulęgły przy Iz i skaleczyły się w środek dłoń wyciągnęły dłonie do matki Iz. Ta zanurzyła palec w ich krwi po kolej. Następnie w kałuży krwi Iz narysowała jeden symbol i na nim drugi. Oddaliła się wraz pozostałą czwórką i wszystkie trzy zaczęły coś mówić. Tym samym czasie Iz leżała na ziemi i jej ciało rzucała się jak przy ataku padaczki. Nie mogłem na to patrzeć ani słuchać. Bo Iz krzyczała. Wszyscy patrzyli się na nią bez emocji. Channah złapała mnie za dłoń i mocno ścisnęła. To trwało kilka minut aż Iz przestała krzyczeć, a jej krew  zaczęła tworzyć czerwony dym. W okół jej postać aż nie było w ogóle Iz widać. Kiedy dym upadł Iz miała swoją postać succubus, a następnie zaraz mignęła postać demoniczna. Po czym wróciła do swojego normalnego wyglądu. 


wtorek, 20 stycznia 2015

Bez tytułu: Rozdział 39

Cześć wam wszystkim, którzy czytają tego bloga... Dziękuje wam kochani, że jesteście ze mną oraz że zawsze mnie atakujecie aby dodała kolejny rozdział oraz za wszystkie miłe słowa... Dzięki temu wiem, że puki są tacy ludzie jak wy ja mam dla kogo pisać i nie mam pretekstu do rzucenia tego co kocham...

Rozdział 39

Część 1: Izabela 

Nie wiedziałam po co miałabym zostawać z Cassianus. Nawet jeśli one coś kombinują to nic nie zmienia. Najważniejsze jest to, że pozostali są bezpieczni, że Auriela nie musi tutaj być, że matka daje jej spokój. Cieszę się również z tego, że jest ze mną Mickael. Na pewno nie dałabym rady bez jego obecność. Może to co teraz pomyśle dla nie których będzie brzmiało banalnie jednak tak właśnie jest. Bez niego czułabym się pustą powłoką , która chodzi bez celu. Nie to brzmi jak zakochana nastolatka. Ale przecież nią jestem jestem do zakochana do szaleństwa. Spojrzałam na Mickaela, kiedy zostaliśmy sami. Wyciągnęłam do niego dłoń i spojrzałam na niego.
- Ale za nim będziesz musiał przygotować możemy pobyć sami. Ciesząc się swoim towarzystwem - zrobiłam oczy jak ten kot w butach w Shrek. Chociaż cieszę się, że jest ze mną on to jednak zamierzam zrobić wszystko aby wrócił do rodziny. W końcu jest takie przysłowie: ,,Jeśli kogoś kochasz pozwól mu odejść''. Kiedy kompletnie go nie rozumiałam lecz obecnej chwili wiedziałam że jest nim prawda. Nie można kogoś trzymać na siłę przy sobie brew wszystkiemu jeśli wiesz, że jest nieszczęśliwy. Ja widzę jak brakuję mu jego bliskich. Rodziny... Brata... Siostry oraz Przyjaciół. Których zapewne miał za nim ja pojawiłam się w jego życiu. 
- Dobrze. Co powiesz aby pozwiedzać trochę to piekło - powiedział Mickael niby luzackim i żartobliwy sposób. Nic nie od powiedziałam tylko się do niego przytuliłam i pokiwałam twierdzącą głową. On objął mnie ramieniem. Strażnicy zastawili nam drogę. Gdy chciałam coś powiedzieć, że mają mnie przepuść. Jeden z nich odezwał się nawet nie patrząc w moją stronę. 
- Przykro mi księżniczko piekło to nie ziemia tutaj musi ci towarzyszyć jeden z strażników - Już przy wyjściu okazało się, że nie możemy być sami. Gdyż musi któryś ze strażników nam towarzyszyć. Byłam zła nie chciałam aby ktoś za nami chodził nawet skoro nie znam tego miejsca. A w pałacu też nie chce być czuję się tutaj jakby ściany miały uszy.
- Jaśnie pani ja będę ci towarzyszył jeśli się zgodzisz oczywiście - zwrócił się do mnie jeden ze strażników z ukłonem. Wyszedł przed strażników i raz jeszcze się ukłonił tak blisko mnie, że czołem dotykał moich butów. Nie wiedziałam co odpowiedzieć na ten czyn. Gdyż skrępowana i niepewna. Płożyłam dłoń mu na ramieniu.
- Skoro musisz to tak abyśmy cię nie widzieli. I na miłość boską wstań z tej podłogi - powiedziałam do strażnika, który zgłosił się na ochotnika. Gdy tylko wymówiłam słowa ,,miłość boską'' wszyscy strażnicy jak jeden mąż splunęli na ziemię. Ah tak zapomniałam, że to piekło. Te słowa był jakby przekleństwo lub coś ochotnego. O matko ja przecież tutaj nie wytrzymam. Strażnik jednak wstał. Miał złociste włosy do ramion i niebieskie oczy. Niestety był dość wysoki i musiałam patrzeć na górę. Wymówił swoje imię lecz nie zrozumiałam je było zbyt trudne do wypowiedzenia. Musiał widzieć jak ściągnęłam brwi bo zaraz dodał.
- Pani moje Ziemskie imię to Ivo. Skoro pani sobie tak życzy będę nie widoczny - powiedział do nas strażnik Ivo. Był sporo starszy od de mnie i Mickaela. Musiał mieć dobre ponad dwadzieścia - pięć lat. Wraz ze strażnikiem wyszliśmy z pałacu. Dokoła nas otaczała woda. Nawet wcześniej jej nie zauważyłam gdyż dokoła zamczyska była wysoka mgła. 
- Posiadłość ta znajduje się na obrzeżach lewitującego osiedla, nad brzegiem pewnego bardzo ciekawego jeziora, w którym żyją przeróżne stwory. Zamek wybudowany bardzo, bardzo dawno temu. Nikt nawet nie wie kiedy... O przewoźnik. Miał na sobie ubranie szare jakby płaszcz z kapturem. Jednak jego dłonie to same kość. Przecież to przeczy prawą fizyki. Już dawno powinien się rozsypać i być kupą kość i szmatą. Pierwszy do gondoli wszedł Ivo podał mi dłoń i pomógł wejść do niej. Ostatni wszedł Mickael. Ivo usiadł na dziobie i obserwował otoczenie. Ja z Mickaelem siedzieliśmy na ławce, która była poprzek. Łódka miała wiele dziur przez nie które było widać wodę. Jednak nie przeciekała. Z każdą minutą moja wiara w prawa nauki przestawała istnieć. W tym świecie nie ma żadnych praw. Płynęliśmy coraz dalej,nie miałam pojęcia gdzie.Dookoła była gęsta mgła która maksymalnie ograniczała widoczność,wiedziałam tylko jego długą pelerynę Ivo oraz siedzącego koło mnie Mickaela wolałam się nie oglądać i sprawdzać czy widzę przewoźnika. Wystarczyło mi że słyszę stukanie kości z każdym jego ruchem. 
- Jesteśmy na miejscu - odrzekł Ivo wyrywając mnie z zamyślenia. Wyszedł pierwszy rozejrzał się po okolicy tym czasie z pomocą Mickaela zdołam wyjść z łodzi. Również się rozejrzałam... Nie do końca tak sobie piekło wyobrażałam. Jednak ten wygląd bardziej pasował mi do scenerii horroru. Nagle napłynęła mgła i zmieniła wygląd krajobrazu. Mimo że panowała głucha noc, księżycowa poświata pstrzyła drzewa i nienaturalnie wydłużała ich cienie. 
I słyszałam muzykę.
Spojrzałam na Mickaela i złapałam jego za dłoń. Poszliśmy w stronę skąd dobiegała muzyka. Nie była to muzyka przy której bym chciała się relaksować. 
Kiedy widzieliśmy miejsce gdzie muzyce śpiewali. Wykonywały ją dziwne stworzenia. Śpiewali w glorieterze kiedyś były to świątynie dumania oraz rozmyślania. Często są mylone z altanami. Przystanęliśmy trochę wśród słuchających. Gdyż była zafascynowana architekturą glorietli. Nigdy w życiu nie widziałam na własne czy tylko czytałam o nich. Podobno kilka znajdowało się w Polsce. Zawsze marzyłam aby zobaczyć. Tylko nie myślałam, że będą tam grali.
- Podobają się panience jak grają - spytał się Ivo. Pokiwałam przecząco głową. Nie lubiłam tego rodzaju muzyki. Strażnik wyglądał na zmieszanego. Pewnie zastanawiał się, czemu ich słucham skoro mi się nie podobają. Ja w cale ich nie słuchałam. Spojrzałam na Mickeala.
- Idziemy? - spytał się mnie musiał widocznie odczytać  to z mojego spojrzenia. Gdyż ta muzyka przyprawiła mnie o ciarki.  Odwiedziliśmy parę miejsc. Choć ten spacer nie był taki jak planowaliśmy na początku to jednak dobrze że Ivo był z nami pokazał na parę miejsc. Zawsze służył radą oraz pomocą. Jedyne co mnie irytowało to te spojrzenia tych istot. Szkielety i szelest kość przy ich ruchu i inne bardziej lub mniej obrzydzające. Okazało się, że piekło jest podzielone na kręgi. My mieszkam tym najniższym. Piekło Ma kształt gigantycznego, składającego się z 9 kręgów leja; na każdym leju osadzeni są coraz więksi grzesznicy. Na samym dnie znajduje się Lucyfer. Nad bramą piekła widnieje napis:

Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate 
(Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie).

1 krąg - Limbo (przedpiekle) – cnotliwi poganie są wykluczeni z Nieba tylko dlatego, że nie poznali Jezusa Chrystusa 

2 krąg - dusze ludzi, którzy nie potrafili opanować zmysłowości 

3 krąg - ludzie, którzy nie znali umiaru w jedzeniu i piciu 

4 krąg - skąpcy 

5 krąg - potępieni za gniew, zazdrośnicy 

6 krąg - dusze heretyków 

7 krąg - bluźniercy przeciwko Bogu, samobójcy 

8 krąg - oszuści, uwodziciele, pochlebcy, symonici, hipokryci, złodzieje, fałszywi doradcy, wróżbici 

9 krąg - w nim mieszkają demony i inne stwory z natury źli...

Dzięki Ivo poznaliśmy wszystkie kręgi. Już po opisie każdego z nich można wyobrazić sobie jak wygląda tam życie. Wszystkie te kręgi łączy jedno w każdy są demony które pilnują porządku oraz piekielna sfora, a trolle, olbrzymy są ich niewolnikami. Wróciliśmy do pałacu tą samą drogą...Gdyż Mickeal musiał pomóc przygotowaniach do mojej ceremonii...